13.

90 7 3
                                    

*Kilka tygodni później*

Wellinger
Dziękuję Bogu, losowi, czy jakimś tam innym czarownicom, które pociągają za jakieś wyimaginowane sznurki prowadząc nas przez życie. Albo zwykłemu przypadkowi. Katherine okazała się być moją bratnią duszą. A jeszcze nie tak dawno myślałem w taki sposób o Anne. Jak bardzo się wtedy myliłem. Teraz nie mogę znieść widoku blondynki. Na dobre zadomowiła się w kadrze. Każdy z chłopaków ją uwielbia. A na mnie nikt nie zwraca większej uwagi. Jakie to jest irytujące. Znaczy, owszem, rozmawiają ze mną normalnie. Ale kiedyś byłem w centrum zainteresowania... Wellinger chodź na piwo. Wellinger chodź na panienki. Wellinger pograjmy w karty. Wellinger jedźmy razem na wakacje.
Teraz tylko Anne to, Anne tamto, Anne siamto. Nie chcę być dla niej wredny, ale to jakoś tak samo wychodzi. I jeszcze tęsknię za Kath. A Karl ma ją cały czas przy sobie. To nie jest fair. I jeszcze bardziej podnosi moje ciśnienie. Sezon w pełni a ja z moją formą daleko w tyle. Niezłe rozpoczęcie a teraz spadek, spadek i jeszcze raz spadek. Chciałbym mieć Kath cały czas ze sobą. Myślę że to by od razu pomogło. Ta świadomość, że te cudowne zielone tęczówki wpatrują się we mnie oczekując mojego skoku. Doping najważniejszej osoby. To zmienia bardzo dużo.
oh...Muszę się za siebie wziąć bo niedługo Horngacher mnie wypieprzy w tej kadry...

Anne

-Anne! Anne! - krzyczał ktoś nad moim uchem. Gwałtownie usiadłam na łóżku patrząc zaspanymi oczami na intruza śmiącego zakłócać moją popołudniową drzemkę.
-Co jest? - wymruczałam przecierając powieki i poprawiłam zmierzwione włosy.
-Karl... - zaczął ten drugi osobnik a ja zerwałam się z łóżka na równe nogi.
-Co Karl?! - pisnęłam przerażona oczekując odpowiedzi od stojącego przede mną równie przerażonego Freitaga.
-Bo jemu coś strzeliło jak podnosił sztangę – wydusił w końcu. O jeżuniu. Porwałam w ręce swoją torbę i wybiegłam z pokoju nie dbając o zamknięcie drzwi. Z hukiem wpadłam na hotelową siłownię.
-Geiger mówiłem ci, żebyś tyle nie podnosił... jeszcze dzień przed zawodami. - usłyszałam biadolenie Horngachera.
-Co się stało? - zapytałam spanikowana podchodząc do leżącego na podłodze czekoladowookiego. Skrzywiłam się lekko widząc grymas bólu na jego twarzy.
-Strzeliło mu dość głośno w kręgosłupie. - wyjaśnił mi pokrótce trener. Westchnęłam cicho i delikatnie odwróciłam chłopaka na brzuch podnosząc jego koszulkę do góry. Badałam jego kręgosłup miejsce po miejscu.
-Możesz ruszać kończynami? - zapytałam po chwili wiedząc, że z kręgami jest wszystko w porządku. Nie wyczułam żadnych nieprawidłowości.
-Tak, mogę. - powiedział cicho po kolei ruszając rękami i nogami. Pokiwałam spokojnie głową i zmroziłam mu bolące miejsce.
-Nie wygląda to na nic poważnego. Kręgi są całe, niepoprzestawiane. Mięśnie i ścięgna raczej też. Jednak dobrze by było zrobić prześwietlenie i USG dla pewności. - powiedziałam spokojnie do Stefana i Karla, pomagając temu drugiemu usiąść. - Richi możesz mi podać ten niebieski, szeroki pas z mojej torby? - zapytałam spokojnie bruneta i już po chwili trzymałam w rękach potrzebną rzecz.
-Po co to?
-Żeby ci się nic nie stało w drodze do szpitala – westchnęłam widząc jego zaciętą minę i założyłam mu usztywnienie.

Geiger

Blondynka się uparła na te cholerne badania w pobliskim szpitalu. Chciała mieć pewność. A ja miałem pewność, że trener i tak mnie nie dopuści do konkursu. Za bardzo srał w gacie po zobaczeniu mojego stanu na siłowni. Byłem wściekły na siebie samego. Usiadłem na krzesełku czekając aż Anne pozałatwia wszystkie formalności. Właściwie te plecy już mnie tak bardzo nie bolały. Pewnie tylko mi strzeliły kości. I to wszystko. A oni wszyscy sieją panikę.
-Chodź Karl. Pójdziemy pod gabinet RTG – usłyszałem ciepły głos mojej dziewczyny. Spokojnie wstałem z jej pomocą i poszliśmy razem pod wskazaną pracownię. Inni pacjenci zerkali na nas z ciekawością. Tak to jest jak na konkursy nie bierze się innych ciuchów niż te kadrowe i każdy mógł nas rozpoznać.
-Myślisz, że Horngacher pozwoli mi startować w konkursie? - zapytałem spokojnie czekając na lekarza. Wzruszyła delikatnie ramionami patrząc na mnie troskliwie.
-Wiem, że to dla ciebie ważne... ale jednak wolałabym jakbyś zrobił chociaż jeden dzień wolnego.
-Już mnie przestaje boleć.
-Muszę mieć pewność, że nic ci nie jest. - powiedziała poważnie poprawiając mi czule włosy. Uśmiechnąłem się lekko i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Obdarowała mnie swoim pięknym, ciepłym uśmiechem na co moje serducho podskoczyło z radości. W ten gest wykonany przez nią mógłbym się wpatrywać cały czas. Albo w jej spokojną twarz kiedy śpi. I ten delikatny uśmiech, kiedy zasypia wtulona w moje ciało, opleciona moimi ramionami.
-Zapraszam do środka.. - moje rozmyślania przerwał lekko zachrypnięty głos lekarza.
-Poczekam tutaj – powiedziała spokojnie blondynka biorąc ode mnie kurtkę. Szybko pocałowałem ją w policzek wchodząc do pracowni RTG.

Wellinger

-Z Karlem wszystko w porządku. Jadą już ze szpitala. - powiedział wesoło Richard wpadając do naszego pokoju z szerokim uśmiechem na mordce. Wzruszyłem obojętnie ramionami będąc w trakcie odpisywania na SMS od Katherine.
-Cieszy mnie to bardzo... - burknąłem cicho po chwili. Kolega z pokoju stał wpatrzony we mnie uważnie.
-Stary... Czy ty jesteś zazdrosny o Karla? A może o Anne? - zapytał poważnie a ja zacisnąłem usta w wąską linię. Musiał o to zapytać?
-Jestem wściekły o to, że Horngacher zgodził się, żeby jakikolwiek związek utworzył się w kadrze. Przecież jak oni się rozstaną to rozpieprzą wszystko! Znowu zostaniemy bez fizjoterapeuty, a wszyscy wiemy, że Anne odwala ogromną robotę. - powiedziałem po chwili zamyślenia i spojrzałem na przyjaciela.
-Ty naprawdę jesteś zazdrosny. - powiedział z szerokim uśmiechem i klasnął w ręce. Podniosłem brwi do góry i pokręciłem z niedowierzaniem głową.

Obudziło mnie wielkie poruszenie na korytarzu. Co jest? Ludzie spać nie mogą? Zerknąłem na łóżko obok, które było puste. Czyżby wybrali się na imprezę? Beze mnie? Niechętnie zwlekłem się z łóżka i wyjrzałem na korytarz.
-Anne? Co się dzieje? - zapytałem widząc biegnącą blondynkę.
-Nie teraz, Wellinger! - rzuciła zdenerwowana i ani na chwilę nie zwolniła kroku. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła. Po chwili przebiegł koło mojego nosa Alex Stöckl. Co się właśnie odpierdziela? Westchnąłem ciężko i wróciłem do pokoju, żeby włożyć dresy z mocnym postanowieniem dowiedzenia się co się stało. Do pokoju wpadł Freitag mocno trzaskając za sobą drzwiami.
-O! a ty wiesz co się stało? - zapytałem z westchnieniem patrząc na bruneta. Przyjrzałem się jego strojowi i przekrzywiłem głowę. - Dlaczego masz krew na koszulce? I ta przerażona mina?
-Forfang spadł ze schodów. Szedł biedaczek po gorącą czekoladę bo nie mógł zasnąć. No i jakoś tak wyszło, że spadł. Wróciliśmy z chłopakami z piweczkami z pobliskiej stacji benzynowej i go znaleźliśmy... - westchnął ciężko patrząc na mnie.
-Ale że tak przy świetle spadł? - w odpowiedzi ujrzałem tylko wzruszenie wankowych ramion. - A Anne co robiła?
-No pierwsza osoba, która nam przyszła do głowy żeby mu pomóc to Anne... No bo kto inny? Nawet nie wiedzieliśmy w którym pokoju mieszka ich fizjoterapeuta. Dopiero Karl znalazł Alexa i ich cały sztab. - pokiwałem delikatnie głowę i z westchnieniem odwróciłem się na drugi bok. Coraz bardziej zacząłem się wkurzać na blondynkę. Katherine nie chciała pomóc, ale do Johanna leciała jak na zbawienie... Cudownie.

"Złap mnie za rękę, na koniec mapy zabierz mnie..."Where stories live. Discover now