16.

89 7 6
                                    

*Kilka lat później*

Geiger
Chyba w końcu podjąłem ostateczną decyzję. Kończę swoją karierę. W najlepszym momencie – po raz kolejny w Planicy odbiorę Kryształową Kulę i jej mniejszą siostrę za loty. A drużyna kolejny sezon z rzędu tryumfuje w Pucharze Narodów. Muszę w końcu porządnie odpocząć – nie miesiąc, nie dwa a trochę dłużej. Moje mięśnie już tak świetnie nie pracują jak jeszcze kilka lat temu. W przeciwieństwie do Wellingera musiałem wkładać o wiele więcej wysiłku w przygotowania do sezonu, ba do każdego konkursu. Przychodziło to z coraz większym trudem. Krótka rozgrzewka i czułem ból w każdym mięśniu. Codzienna wizyta u fizjoterapeuty była normą.
-Znowu kręgosłup? - usłyszałem pytanie wchodząc skrzywiony do Thomasa. W odpowiedzi jedynie kiwnąłem głową i ściągnąłem koszulkę kładąc się na kozetce. Po chwili już czułem jego sprawne dłonie próbujące rozluźnić moje spięte mięśnie. Odpłynąłem w rozmyślania. Rozmyślaniach o przeszłości. Kolejna rzecz, która mnie dołowała.
Zachowałem się jak na prawdziwego dupka przystało. W pewnym momencie nie widziałem świata poza czubkiem własnego nosa. Teraz to widzę, szkoda, że musiało upłynąć tyle czasu. Zbyt dużo czasu. Teraz już nic nie naprawię, choć bardzo bym chciał. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Przez jedną głupią sytuację. To ja zerwałem zaręczyny. To ja zburzyłem idealny świat. Wtedy nawet Wellinger dał mi w mordę. Moja utopia jednak nie trwała zbyt długo. Szybko okazało się to największą pomyłką mojego życia. Nie wiem jak mogłem być tak głupi. Naprawdę głupi.

Wellinger

-Kath... mam nadzieję, że do Planicy jedziesz ze mną... - powiedziałem wchodząc do kuchni, gdzie moja narzeczona gotowała właśnie jakiś obiad. Spojrzała na mnie tymi zielonymi oczami i już wiedziałem, że się zgodzi.Mogłem w niej czytać jak w otwartej księdze. A pomimo tylu lat co dnia się w niej na nowo zakochiwałem.
-A myślałeś inaczej? - zapytała z cichym śmiechem. Pokręciłem lekko głową całując ją w policzek. I objąłem ją w talii wtulając się w jej plecy.
-Nie no skądże. Ale zawsze mogłaś wpaść na pomysł żeby jechać do Anne – zaśmiałem się lekko. Pomimo trudnych początków dziewczyny naprawdę się polubiły.
-Pojedziemy razem. Musimy zawieźć zaproszenie. - powiedziała spokojnie odwracając się w moją stronę. Pokiwałem głową. Jako jedyna wiedziała gdzie blondynka teraz mieszka. Nie odzywała się do nikogo z kadry. Westchnąłem ciężko poprawiając włosy.
-Mam nadzieję, że się nie wścieknie kiedy mnie zobaczy. Wiesz, że nie chce mieć z nikim kontaktu – powiedziałem niepewnie.
-Nie martw się. Sama mówiła że mam przyjechać z tobą. Tylko... żebyś nie był zbyt bardzo zaskoczony... - powiedziała niepewnie. Spojrzałem na nią pytająco. Pokręciła przecząco głową. Czyli dowiem się na miejscu. Pokiwałem głową z lekkim uśmiechem.
Było mi szkoda Anne. Tworzyli z Karlem taką cudowną parę. A on to z dnia na dzień zniszczył. Nasza najlepsza fizjoterapeutka z dnia na dzień złożyła wypowiedzenie i więcej nie pokazała się nam na oczy. Jedynie dzięki Katherine wiedziałem, że żyje i ma się całkiem dobrze. Może znalazła miłość swojego życia?
Tuż po ostatnim konkursie w Planicy udaliśmy się w podróż. Wiedziałem, że to spotkanie po latach może nie być łatwe i przyjemne. Nie wiedziałem co się z nią dzieje, czy ma kogoś...
-Kath... A Anne ma kogoś? - zapytałem po chwili i spojrzałem na dziewczynę siedzącą na miejscu pasażera.
-Przystojniaka jakich mało! - powiedziała z wielkim entuzjazmem. Skrzywiłem się lekko. Tak, nadal byłem o nią zazdrosny.
-Aha.. - bąknąłem pod nosem.
-Andreas... Dowiesz się wszystkiego na miejscu. - uśmiechnęła się tajemniczo. Westchnąłem ciężko i dodałem gazu siadając wygodniej w fotelu.

Anne

Stresowałam się dzisiejszym dniem jak nigdy żadnym. Mieli wpaść przyszli państwo Wellingerowie. Katherine dość często mnie odwiedzała, natomiast Andreasa zobaczę twarzą w twarz pierwszy raz od kilku lat.
Czy żałowałam zerwania kontaktu z chłopakami? Po części tak. Cieszyłam się ich szczęściem słysząc jak któryś z kolei się żeni, jak zostają ojcami, jak powiększa się ich skoczna rodzinka. Czułam się źle, że nie mogę złożyć gratulacji. Nie mogę? Nie chcę. Wiem, że od razu każdy próbował by się ze mną skontaktować. A tego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Może i robiłam źle, może mnie teraz każdy potępia. Trudno. Katherine napisała mi wiadomość, kiedy wyjeżdżali z domu. Nerwowo odliczałam pięć godzin. Bałam się reakcji Andreasa na wszystkie rzeczy, które pozmieniały się w moim życiu. Właściwie... Była tylko jedna, ale najważniejsza na całym świecie.
W końcu na podjeździe mojego małego domku zauważyłam parkujące auto. Moje serce fiknęło koziołka a żołądek zawinął się w supeł. Dotarłam do drzwi frontowych idąc jak na skazanie. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam je w momencie kiedy pięść Andreasa miała się spotkać z drewnem.
-Anne... - powiedział zachrypniętym głosem i od razu znalazłam się w jego niedźwiedzim uścisku.
-Cześć – powiedziałam łamiącym się głosem i tak po prostu wybuchnęłam płaczem. Dopiero po chwili udało mi się opanować i wpuściłam gości do środka.
-Gdzie masz swojego przystojniaka? - zapytała wesoło Katherine.
-Śpi na górze. Mała drzemka. - uśmiechnęłam się lekko do niej. Andreas spojrzał na nią zazdrosny. Zaśmiałam się cicho. Od razu zorientowałam się, że Andi nie ma o niczym pojęcia. Poszłam do kuchni przygotować napoje dla gości.
-Mamo! Jus wstałem! - po całym domu rozległ się wesoły głos mojego syna i zaraz później tupot stóp na schodach. Andreas z wrażenia wypluł wodę na co Kath trzepnęła go w głowę. Uśmiechnęłam się blado do skoczka i poszłam po ścierkę.
-Idź się przywitać z ciocią i wujkiem, szkrabie. - powiedziałam czule widząc blond czuprynę w kuchni. Pokiwał wesoło głową wbiegając do salonu. Oparłam się o kuchenny blat i przymknęłam oczy oddychając głęboko.

Wellinger

Nagle do salonu wbiegła mała kopia Geigera. Zakrztusiłem się własną śliną widząc malca. No tego to ja się, kurwa, nie spodziewałem. Przez moją głowę przelatywało milion myśli naraz. Czy Karl wiedział o istnieniu tego brzdąca? Czy się go wyparł? Jak Anne udało się to ukryć przed całym światem?
-To jest wujek Andreas. - wyrwała mnie z rozmyślań Katherine, która już trzymała chłopca na kolanach. Uśmiechnąłem się lekko do nich.
-Cieść. Jestem Niklas. - uśmiechnął się do mnie szeroko wyciągając w moją stronę swoją małą dłoń. Uścisnąłem ją delikatnie nadal będąc w ogromnym szoku.

-Oczywiście, że przyjdziemy na wasz ślub. Prawda Niki? - zapytała wesoło blondynka kiedy wręczyliśmy jej zaproszenie. Chłopczyk pokiwał energicznie głową. Po kim on brał tyle zapału? Zapewne po Anne, bo przecież nie po ojcu... Zastanawiało mnie jedno. Anne tak bez namysłu zgodziła się przyjechać. Dlaczego? Przecież dobrze wiedziała, że spotka się z Karlem. Nie bała się tej konfrontacji?
Jednak z drugiej strony... Byłem ciekaw reakcji Geigera...

"Złap mnie za rękę, na koniec mapy zabierz mnie..."Where stories live. Discover now