Prolog

243 6 9
                                    




            Szczupłe, kobiece palce szybko i pewnie uderzały w klawiaturę komputera i zmieniały ciszę w wibrujące dźwięki. Strona na monitorze powoli zapełniała się tekstem, a ona zatracając się w natchnieniu, pozwalała prowadzić się pojawiającym w głowie obrazom coraz dalej i dalej...

Urwała gwałtownie. Palce, nienawykłe do nagłej przerwy, zawisły w powietrzu niespokojne. Dopiero po chwili dotarło do niej, że opuszki zaczęły nieprzyjemnie pulsować, poczuła tępy ból. Dłonie opadły na blat stolika. Nastąpiła nieoczekiwana przerwa, obrazy przestały zasypywać umysł dziewczyny.

Znużona wpatrywaniem się w jasny ekran monitora odetchnęła cicho. Stronice zapisane czarnym tekstem musiały poczekać na dalszy ciąg. Spojrzała suchymi, zmęczonymi oczami na zegar i zrozumiała, dlaczego obrazy zniknęły. Pisała nieprzerwanie od kilkunastu godzin, bez chwili wytchnienia, wyłączając się całkowicie na świat zewnętrzny.

Przetarła zmęczone oczy i odsunęła od siebie urządzenie. Zerknęła przelotnie na stos papierów leżący obok niej i skrzywiła się nieznacznie. Powinna się nimi zająć, ale odkładała tę czynność od dwóch tygodni, tendencyjnie je ignorując. Tego wieczora jednak patrzyły na nią i krzyczały z coraz większym wyrzutem.

Westchnęła zrezygnowana i usiadła wygodniej na kanapie. Leniwie wystukiwała palcami rytm puszczonej z odtwarzacza muzyki. Wzrok spoczął na pustej kartce papieru, gdy męski wokal wznosił się i opadał, intonując słowa piosenki w znajomą melodię. Oderwała oczy od kartki, nie pozwalając nagłej myśli zaistnieć. Po pięciu minutach, na skutek energicznej skrzypcowej kompozycji, myśl powróciła ze zdwojoną siłą. Zmarszczyła brwi w niemym niedowierzaniu niedorzecznego pomysłu, który zrodził się w jej głowie. Oszalała do reszty, powtarzała sobie. Pomysł był tak irracjonalny, że roześmiała się głośno. Spoważniała jednak, rozważając, czy czasem nie wcielić go w życie.

Prychnęła cicho. W zasadzie co jej szkodziło, by podzielić się z innymi swoimi spostrzeżeniami na temat tego, jak wpłynęli na jej twórczość. Błyskawicznie porwała kartkę papieru i zaczęła zapalczywie skrobać po niej długopisem. Wzięła kolejną. I jeszcze jedną, a potem następną. Ręka bolała niemiłosiernie po tak intensywnym pisaniu. Cztery białe stronice zapisane były koślawym pismem. Przyjrzała się im krytycznie.

Zamyśliła się, słysząc ponownie męski wokal wydobywający się z urządzenia. Ze zdziwieniem stwierdziła, że naprawdę chce to zrobić. Dopuścić się takiej niedorzeczności. Uśmiechnęła się pod nosem. Kto wie, może dla niej to absurdalny pomysł, ale dla adresatów listów będzie czymś więcej? Może dla nich będzie to największe osiągnięcie, gdyż swoją twórczością wywarli wpływ na życie innego artysty, byli inspiracją.

Podjęła decyzję, by kiedyś wręczyć czterem niezwykłym dla niej osobom zapisane przez nią kartki papieru. Tymczasem skierowała swoje kroki ku łazience, by obmyć się po męczącym dniu, a potem położyć do zasłużonego snu.

           2 lata później

           1 grudnia 2022 roku

Laura Andrzejewska pakowała w pośpiechu rzeczy do niewielkiej walizki. Odkładała tę czynność w nieskończoność, szczerze za nią nie przepadając. Zawsze o czymś zapominała, chociaż tym razem sporządziła nawet listę. Przyjrzała się krytycznie swojemu dziełu. Wrzucone naprędce ubrania upchnęła mocno do walizki i zamknęła energicznym ruchem.

Do czarnego plecaczka włożyła bilet, paszport i starannie zapakowany list. Zabezpieczyła je pieczołowicie, by nie uległy zagnieceniu. Narzuciła na siebie wełniany płaszcz i obejrzała się ostatni raz po mieszkaniu, sprawdzając jeszcze, czy na pewno wszystko ze sobą zabrała. Drapnęła jeszcze gruby szal i zamknęła za sobą drzwi.

Podróż samolotem upłynęła jej szybko i nim się obejrzała, już znajdowała się przed lotniskiem londyńskiego Heathrow. Przywołała dłonią czarną, angielską taksówkę. Kierowca pomógł jej zapakować walizkę do bagażnika, po czym ruszył pod wskazany przez kobietę adres.

Pół godziny później Laura meldowała się w hotelu, odbierając klucze do zarezerwowanego pokoju. Ruszyła pewnym krokiem, rozpinając jednocześnie poły płaszcza. Wsiadła do windy i wcisnęła guzik. Zrobiła miejsce starszej, na oko sześćdziesięcioletniej, dystyngowanej kobiecie i w milczeniu spoglądała przed siebie. Wysiadła wcześniej niż druga pasażerka i ruszyła jasnozielonym korytarzem. Ciemna wykładzina tłumiła odgłosy kółek bagażu nerwowo ciągnionego przez kobietę.

Odnalazła drzwi z wymaganym numerem i przekręciła klucz. Uchyliła ostrożnie drzwi i weszła do środka. Rozejrzała się. Surowy wystrój nie zachęcał do wypoczynku. Wąskie łóżko z ciężką pościelą, wysoka jednodrzwiowa szafa i mały telewizor. Z jej ust wyrwało się zrezygnowane westchnienie, choć była świadoma, że nie przyjechała tutaj w celach rekreacyjnych. Miała zrealizować swoje postanowienie, które podjęła blisko dwa lata wcześniej.

Jutrzejszy dzień miał być dla niej niezwykły, chociaż na myśl o nim nie czuła niezdrowej ekscytacji. Sama dziwiła się sobie, że była tak spokojna i opanowana. Może udzielił jej się kojący i stateczny sposób bycia mieszkańców Londynu? Bardzo prawdopodobne.

Wyjrzała przez okno. Wzrok prześlizgiwał się po typowej, angielskiej architekturze. Nawet w pewnej odległości od centrum stolicy Zjednoczonego Królestwa ulice miasta przemierzali tłumnie przechodnie. Chowali się pod długimi płaszczami przed przenikliwym wiatrem. Musiała przyznać, że miasto przygotowało jej chłodne powitanie. Szara mgła przesłaniała widok na niebo, powodując senność i otępienie.

Przysiadła na parapecie, spoglądając nieobecnym wzrokiem przed siebie. Myśli popłynęły swobodnym torem i nie zauważyła, kiedy nastał zmrok. Pozostało jej zjeść posiłek na dole w restauracji, wziąć odświeżający prysznic i położyć się spać w towarzystwie interesującej książki. Postanowiła nie siedzieć za długo nad lekturą, bo następnego dnia powinna być wypoczęta. Jutro bowiem nastąpi dla niej wielki dzień.

Pozwól mi odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz