XIV

22 4 1
                                    

Laura siedziała w salonie przed laptopem. Próbowała wymyślić kolejną ciekawą historię, ale przed oczami widziała tylko jedną scenę, do której nie potrafiła dopasować nic racjonalnego. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w przekreślone w notatniku wyrazy. Tego popołudnia kompletnie nic jej nie wychodziło, począwszy od śniadania, które nieopatrznie przypaliła. Obawiała się, co będzie później, bo nie minęła jeszcze nawet połowa dnia.

Zmęczona potarła dłonią czoło w nadziei, że ten gest pozwoli jej się skupić, jednak bez skutku. Odłożyła ze złością długopis i wyszła na balkon. Ciepły, wrześniowy dzień obwieszczał chłodnym już wiaterkiem nadchodzący kolejny miesiąc i smutną porę roku. Lato uciekło bezpowrotnie, a na jego tron, na którym chwilowo zasiadało, ostrzyła już sobie szpony jego oziębła i deszczowa siostra, Jesień. Szumiące liście drzew, wprawiane w przyjemne drżenie przez subtelne podmuchy, szeptały do niej zachęcająco, jakby chciały przekazać od wieków skrywaną tajemnicę. Usiadła więc na fotelu i w milczeniu przysłuchiwała się szmerom. Odetchnęła głębiej, by wyciszyć swój umysł i skupić swoją uwagę na nieśmiałym zawodzeniu wiatru.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia, powodując, że podskoczyła w miejscu. Powiodła podejrzliwym wzrokiem w kierunku drzwi. Nie spodziewała się gości. Zerknęła przelotnie na ekran telefonu, czy czasem się nie rozładował, ale stan baterii na to nie wskazywał. Brak powiadomień. Pełna najgorszych przeczuć spojrzała najpierw przez wizjer, dopiero później otworzyła drzwi.

Przez wejściem stał sąsiad, mieszkający dwa numery dalej. Znała go z widzenia, ograniczała się tylko do pozdrowienia, z nikim nie utrzymywała bliższych kontaktów. Mężczyzna o krótko przystrzyżonych, ciemnobrązowych włosach i jasnej karnacji wydawał się być zakłopotany tą sytuacją. Czarne oczy patrzyły na nią przepraszająco.

– Tak? – zapytała w końcu, starając się go ośmielić, by wydusił z siebie, po co ją nachodzi. – Słucham – rzuciła ostro.

Trochę zbyt ostro, nawet jak na nią.

Zmieszał się jeszcze bardziej, chociaż musiała stwierdzić, że miał miłe usposobienie. Zacisnęła mocno usta, uświadamiając sobie, że swoją postawą musiała działać odstraszająco na płeć przeciwną. Z niemiłą satysfakcją stwierdziła, że wyglądał, jakby miał zmierzyć się z jakimś mitycznym potworem, a kompletnie nie wiedział, jak się do tego zabrać. Odchrząknął znacząco, pozwalając sobie tym samym na zebranie odwagi.

– Przepraszam, że tak nachodzę – zaczął niepewnie. – Jestem Michał. Mieszkamy na tym samym piętrze.

Laura uniosła brwi w niemym oczekiwaniu.

– Czy to pani gra na skrzypcach? – wypalił znienacka, a ona rozchyliła lekko usta ze zdziwienia.

– Nie jestem zawodową skrzypaczką, jeśli o to pan pyta – odpowiedziała chłodno.

Uniósł dłonie, pomagające mu wyrazić jego zakłopotanie i nieoczekiwane wzburzenie. Chciał załagodzić sytuację, bo zrozumiał, że źle się wyraził.

– Proszę nie brać tego do siebie, absolutnie! Nie chciałem pani urazić w najmniejszym stopniu. Ostatnio po prostu nie słyszę pani gry. Pomyślałem, że zmieniła pani mieszkanie i to dlatego, ale gdy dzisiaj zobaczyłem panią na zakupach...

– Laura – powiedziała zniecierpliwiona. – Jestem Laura. Darujmy sobie zwroty grzecznościowe.

Mężczyzna odetchnął, jakby z jego ramion zdjęto niewidzialny ciężar. Uśmiechnął się łagodnie.

Pozwól mi odejśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz