Rozdział 1

13.7K 465 1.5K
                                    

IG / Twitter / Tiktok : Changretta_watt

Miłego czytania <3

Trzy lata później.

— Caruso, na litość boską, ile jeszcze będziesz siedział w tym cholernym garażu?!

— Jakbym miał coś innego do roboty — prychnąłem, znudzonym głosem.

Po blaszanej konstrukcji rozniósł się charakterystyczny stukot eleganckich butów. Przyjaciel zatrzymał się tuż obok i z udawanym zainteresowaniem zaglądnął do silnika. Przeniosłem na jego osobę zirytowane spojrzenie. To nagłe zakłócenie mojego miru z pewnością miało jakieś głębsze znaczenie. Ubrał się szykownie i wylał na siebie flakon tanich perfum, który aż drażnił nos. Coś się święciło.

— Gdzie się wybierasz? — Przetarłem bagnet od oleju.

— A jak myślisz? — Poprawił kołnierz koszuli. — Przepić trochę swojej wypłaty.

— Och, tym razem nie mojej? — Uniosłem brwi.

— Tym razem — odparł nonszalancko, opierając się o wózek z kluczami. — Widzę, że wykonałeś enty przegląd fury w tym miesiącu, świetnie się składa, kradnę go dzisiaj.

— Zapomnij — uciąłem. — Nie mam zamiaru wycierać syfu, jaki po sobie zostawisz. — Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek i wymierzyłem końcówką bagnetu w pierś. — Dwa tygodnie temu wymieniłem fotele.

— Przysięgam na matkę, że nie będę się dobierał do żadnej dziewczyny w samochodzie. — Położył dłonie na sercu z powagą na twarzy, a potem nagle mrugnął, wykrzywiając usta w diabolicznym uśmiechu. — Dobiorę się do niej na masce!

— David, per l'amor di Dio! — mruknąłem. — Nie. Po ostatnim razie już mam dość.

— Ostatnio, tylko trochę go zarysowałem. — Bronił się. — To nie było specjalnie!

— Trochę?! — żachnąłem się, przypominając sobie pęknięty błotnik, rozwalone nadkole i ugiętą maskę.

— No, porównując do twojego wybryku sprzed trzech lat, to rzeczywiście, tylko trochę.

— To był... wypadek.

— Tak, tak, nieprzewidziany incydent. — Zatoczył dłonią koło w powietrzu. — Któż by się spodziewał, że przy dwóch promilach można wypaść z drogi?

Westchnąłem ostrzegawczo, bo nie miałem ochoty na rozmowę o swoich słabościach. Zakręciłem kurek i zatrzasnąłem maskę, prawie przygniatając palce tej natrętnej muchy. Z wyraźną niechęcią sięgnąłem po szmatę, żeby wytrzeć ręce.

— Pojedź ze mną na miasto — kontynuował swój wywód, a gdy już otworzyłem usta, żeby zaprzeczyć, uniósł ostrzegawczo palec. — Po prostu wyjdźmy na drinka! To z pewnością poprawi ci humor.

— Mój humor ma się dobrze — opierałem się.

— Twój humor już dawno temu wyjechał na wakacje. Trzy metry pod ziemię.

Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Porównania Collinsa czasami w ogóle nie miały sensu, ale potrafiły wydobyć ze mnie jakieś emocje.

— Zalatuje zgnilizną?

— I to z daleka. Ciągle siedzisz w pracy, a jak nie w niej, to w garażu. Pieścisz tego grata, choć doskonale wiesz, że za moment znowu go rozwalisz. Wiem, że jesteś sentymentalistą, ale no błagam, Caruso, dosyć tego. Relacje międzyludzkie, zapomniałeś, że istnieje coś takiego?

Ⅰ. [+𝟏𝟖] 𝐋𝐚𝐭𝐭𝐞 𝐢 𝐌𝐚𝐫𝐥𝐛𝐨𝐫𝐨Where stories live. Discover now