Rozdział 10.2

291 22 5
                                    

IG/Twitter/Tiktok: Changretta_watt

Miłego czytania!

Don Caruso stawiał wyjątkowo ciężkie kroki na marmurowej posadzce. Wydawało mi się, że ściany drżały pod ich dźwiękiem równie mocno, co moje serce.

Do tej pory tylko raz zawiodłem ojca — gdy sięgnąłem po narkotyki po śmierci Eleny. Wówczas zrobił mi parę takich spotkań, podczas których samym wyrazem twarzy oznajmił, jak bardzo jest zniesmaczony, ale i zmartwiony. Poza tym incydentem składającym się na okres mojej żałoby, byłem wzorowym synem. Nie wszczynałem niepotrzebnych potyczek między rodzinami, nie przynosiłem im wstydu podczas bankietów i nie spotykałem się na dziwne orgie w mieszkaniach, dlatego teraz tak bardzo bałem się reprymendy?

Weszliśmy do gabinetu, gdzie od razu powitał nas zapach dymu, piżma i lakierowanego drewna. W kominku złowieszczo tańczyły płomienie, strzelając od czasu do czasu. Ulubiony utwór ojca wydobywał się z gramofonu, cudownie wypełniając ciszę. Bez pozwolenia nalałem sobie alkoholu, zająłem miejsce przy kominku, po czym upiłem spory łyk, wsłuchując się w głos Luciano Pavarottiego.

Caruso.

Co za ironia.

— Słucham — odezwał się pierwszy. — Co masz mi do powiedzenia, synu?

Och niewiele...

Upiłem kolejny spory łyk brandy, krzywiąc się od jej smaku. Alkohol na pusty żołądek nie był najlepszym rozwiązaniem, ale do diabła, nie byłbym w stanie znieść rozmowy z nim na trzeźwo. Choć właściwie, byłem już po prochach nasennych i czterech porcjach...

— Ti voglio bene assai ma tanto tanto bene sai è una catena ormai che scioglie il sangue dint'e vene sai — nuciłem pod nosem razem ze śpiewakiem.

Uzupełniłem pustą szklankę, a potem powoli usiadłem naprzeciwko dona w zimnym, skórzanym fotelu. Nienawidziłem go. Dodawał niepotrzebnej grozy. Zmarszczka na czole Luigiego jedynie się powiększała, gdy nieznośnie milczałem. Wyciągnąłem rękę po białą teczkę z imieniem i nazwiskiem mojej dziewczyny, która ostentacyjnie dekorowała blat biurka. Wcale nie zaskoczył mnie obecnością kartoteki podczas rozmowy. Podejrzewałem, że informacje o swoich synach również trzymał w aktach. Odciągnąłem gumkę na bok i otworzyłem, ujawniając duże, wyraźne zdjęcie Clarissy.

— Naprawdę ciężko coś z ciebie wydobyć. Zacznijmy od pewnego istotnego faktu — rzucił oschle Luigi, sunąc po wypolerowanym blacie dwoma fotografiami. Jedna przedstawiała Elenę, drugą Clary. Skrzywiłem się nieco na ten widok. — Co ty sobie wyobrażasz?

— Przecież dobrze wiesz, że mam wybujałą wyobraźnię...

— Do cholery, Adriano! — Uderzył dłonią w blat, po czym wymierzył we mnie palec. — Nie życzę sobie takiego pyskowania. Jesteś dorosłym mężczyzną!

— Poznałem ją przypadkiem — zacząłem ze ściśniętym gardłem. — Pracuje w kawiarni już od kilku miesięcy. Przyjechała na studia...

— Tak, studiuje sztuki piękne. Kierunkuje się w specjalizacji grafika komputerowego, ma bardzo dobre stopnie, dostaje stypendium i jest zdolna. Wiem to wszystko.

— W takim razie co mam ci powiedzieć? — zapytałem ostrożnie.

— Dlaczego zdecydowałeś się na tę relację? — westchnął. — Chyba nie byłeś tak naiwny, myśląc, że ją zastąpi.

— Nie będę cię okłamywał, jej wygląd od razu wzbudził moje zainteresowanie, ale... chyba najbardziej odpowiada mi to, że jest zupełnie inna, niż Elena. Ma bardzo konkretne plany i założenia, jest sumienna, dokładna, nie trzeba jej z niczego wyręczać. Natomiast pozostaje w tym wszystkim kobieca, miła i ciepła. Piecze naprawdę pyszne ciasta, dba o rośliny, wolne chwile poświęca na rozwijanie swoich pasji...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 04 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ⅰ. [+𝟏𝟖] 𝐋𝐚𝐭𝐭𝐞 𝐢 𝐌𝐚𝐫𝐥𝐛𝐨𝐫𝐨Where stories live. Discover now