1. Nowy rozdział życia

1.3K 81 7
                                    

Suzanne Jeremith to już przeszłość. Po rozwodzie z Howardem powróciła do swojego panieńskiego nazwiska Lewis. Kim dziś jest Suzanne Lewis po niecałych dwóch latach od rozwodu? Jest projektantką mody, stworzyła własną markę, podróżuje po świecie, odwiedza pokazy mody i sama nie raz bierze w nich udział. Posiada też własny dom towarowy w Londynie na samej Oxford Street. Sama projektuje, współpracuje ze szwalnią, w której przedtem pracowała. Nie wierzyła, że uda jej się osiągnąć tak wiele, zaczynała przecież od zera. Jednak wie, że gdyby nie Andy Hunter nie miałaby niczego, pieniądze które od niego dostała załatwiły wszystko. Spłaciła długi, zainwestowała we własną markę i wszystko powoli się zwraca. Co pół roku z odłożonych pieniędzy wysyła Hunterowi przelew. Nie wyobrażała sobie nie zwrócić mu jego pieniędzy. Często myśli o Andy'm, od powrotu z Francji nie miała z nim żadnego kontaktu. Jak ognia unikała ulic blisko jego miejsca zamieszkania czy pracy. Tylko raz widziała z daleka jego samochód, on pewnie nawet jej nie zauważył. A jak wygląda sprawa z Howardem? Cóż po rozprawie nie było zbyt ciekawie... Codziennie do niej dzwonił, pisał, nachodził w domu. Przepraszał, błagał o drugą szansę, płakał, klęczał na kolanach, krzyczał i wyzywał od najgorszych. Każdego dnia inaczej ją podchodził. Nie ugięła się, zmieniła numer, wyprowadziła się i od tego czasu ma już święty spokój. Wie tylko tyle, że Howard wynajął sobie mieszkanie na obrzeżach Londynu, zwolnił się i nie pracuje już u Huntera. Prawdopodobnie szuka teraz pracy i jakoś żyje. Mimo wszystko nie życzy mu źle, ma nadzieje że ułoży sobie jakoś życie, ale już nigdy z nią to jest pewne.

— Pani Lewis? — wytrącił ją z natarczywych myśli głos swojej pracownicy, Ann.

— Ann, prosiłam żebyś zwracała się do mnie po imieniu — upomniała ją z uśmiechem na ustach.

— Postaram się, jednak uważam, że to nie jest na miejscu... — przyznała ze spuszczonym wzrokiem. Suzanne westchnęła z politowaniem, wstała od biurka i ruszyła w jej stronę.

— Ann kochana, pozwól mi decydować, co jest na miejscu, a co nie — położyła, dłoń na jej ramieniu i potarła je lekko, by dodać jej otuchy. Ann to cudowna i młodziutka dziewczyna, tylko trochę za bardzo nieśmiała i zagubiona w tym wielkim świecie. Może właśnie dlatego, Suzanne tak jak ją polubiła? Przypominała jej ją samą...

— Dziękuje Suzanne — posłała jej spojrzenie pełne wdzięczności. Suzanne uśmiechnęła się promiennie, kiedy usłyszała po raz pierwszy, jak zwraca się do niej po imieniu.

— A teraz powiedz mi Ann, co ode mnie chciałaś? — dopytała po chwili.

— Ach no tak, zapomniałabym — zaśmiała się nerwowo, chowając swój niesforny kosmyk włosów za ucho. — Dzwonił pan Hardy i prosił, by się z nim pani skontaktowała — Znaczy Suzanne — poprawiła szybko.

Suzanne sięgnęła ręką do kieszeni marynarki w poszukiwaniu telefonu. Ani w jednej ani w drugiej kieszeni go nie znalazła.

— Pewnie zostawiłam telefon w aucie — westchnęła ciężko. — Dzięki Ann — rzuciła omijając ją, by wyjść z pracowni. Gdy otworzyła drzwi znalazła się na terenie swojego sklepu odzieżowego. Cały asortyment, który się tutaj znajdował był zaprojektowany tylko i wyłącznie przez nią. Wszystkie pierwsze projekty sama również szyła. Teraz zajmuje się tylko indywidualnymi projektami, które zostają jej zlecane przez klientów. Wnętrze sklepu jest urządzone dość klasycznie. Białe ściany, srebrne wieszaki, szare i czarne dodatki oraz kwiaty, wszędzie w każdym możliwym miejscu wazony ze świeżymi i ciętymi kwiatami. W wazonach można było zobaczyć takie kwiaty jak fiołki, tulipany, goździki, róże, piwonie, gerbery, hortensje, jaskry i storczyki. Wszystkie jej ulubione. Na środku sklepu znajdowała się duża sofa w odcieniach pudrowego różu, dla przełamania kontrastu. Suzanne wyszła ze sklepu wprost na ruchliwą ulicę Oxford Street. Niestety, żeby dotrzeć do samochodu musiała przejść sporą drogę na podziemny parking, na którym wykupiła sobie miejsce parkingowe. Takie uroki centrum miasta... Właśnie dlatego lubiła wieś, czy małe miasteczka. Było tam spokojniej, urokliwiej i od razu przypominała sobie o Toskanii... Dwa lata, minęły już prawie dwa lata odkąd widziała się z Hunterem ostatni raz na tym przeklętym lotnisku. Przez ten czas nie miała z nim żadnego kontaktu. Na początku, jak ognia unikała miejsc z nim związanych. Ostatnio jednak zaczęła coraz częściej chodzić wokół jego biurowca, nawet kilka razy w tygodniu, ani razu go nie spotkała... Może właśnie tak będzie lepiej? Może tak musi być? Jeśli byliby sobie przeznaczeni na pewno już by się dawno spotkali...

Warunek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz