2. (Nie)Znajomy

1K 73 12
                                    

Szła właśnie do pracy, kiedy przypomniała sobie o zaproszeniu na kolacje od Christin. Wyjęła telefon z torebki, wybrała numer do kuzynki i przyłożyła telefon do ucha.

— Suzanne — usłyszała z naciskiem. — Myślałam, że już się nie odezwiesz — Oznajmiła z pewną złośliwością w głosie.

— Przepraszam, mam ostatnio sporo na głowie — przyznała szczerze.

— Ethana? — dopytała z dziwnym zadowoleniem w głosie.

— Co? Nie! — zirytowana podniosła głos.

— Mnie nie oszukasz pączusiu — stwierdziła pewna swoich słów.

— Christin dobrze wiesz, że pracuje i tylko pracy poświęcam się w tym momencie całkowicie.

— Suzanne jesteś wolna! — krzyknęła radośnie. — Dlaczego nie latasz, kiedy w końcu odzyskałaś skrzydła? — wyszalej się, idź na całość! — dodała próbując ją trochę zmobilizować.

— To nie jest proste, kiedy cały czas myśli się o kimś innym niż samej sobie... — wyznała dość bezsilnie.

— Masz do niego numer, dobrze wiesz gdzie pracuje czy mieszka — zauważyła podirytowana. — Chcesz, załatwię wam spotkanie, żaden problem — dodała z ekscytacją.

— Nie, Christin... — niechętnie zaprzeczyła.

— Wkurwiasz mnie Suzanne — wypuściła ze świstem powietrze. — Znowu jest to samo, cieszę się, że nie jesteś z tym dupkiem, ale jestem cholernie zła, że jesteś całkiem sama... — wyznała z troską, która często jej towarzyszyła, gdy rozmawiała z Suzanne.

— Zapraszałaś mnie na kolacje — zauważyła radośnie, zmieniając przy okazji temat ich rozmowy.

— Dobra, jak chcesz — wymamrotała obojętnie. — Porozmawiamy w takim razie o tym wszystkim na kolacji.

— Kolacja z jakiejś szczególnej okazji? — dopytała zaciekawiona. Musiała wiedzieć czy powinna przychodzić z pustymi rękami, albo z czym konkretnie przyjść, żeby pasowało do okazji.

— Carter dostał awans w pracy — Butelka czerwonego wina wystarczy, dziękuje — oznajmiła, kiedy usłyszała, jak Suzanne próbuje jej przerwać.

— Jasne — przytaknęła z uśmiechem. — Więc o której mam się jutro zerwać z pracy? — zapytała, stając przed wejściem do swojego sklepu.

— O dziewiętnastej ci pasuje?

— Jak najbardziej — mimowolnie skinęła głową. — Muszę otworzyć sklep — wymamrotała wyjmując z kieszeni płaszcza klucze.

— Jasne, pracoholiczko — rzuciła kąśliwie na koniec rozmowy i rozłączyła się.

Zacisnęła usta w wąską linie. Wiedziała, że musiała ją nieźle zdenerwować... Suzanne otworzyła drzwi i weszła do środka. Zapaliła wszystkie światła i udała się do małego pomieszczenia pracowniczego, w którym znajdował się niewielki ekspres do kawy i sporo innych rzeczy do bardziej domowego użytku. Wstawiła ekspres, odwiesiła płaszcz na wieszak i ruszyła do swojego biura. To tutaj pracowała nad wszystkimi projektami i tu je szyła. Na jednym dużym białym biurku znajdowała się maszyna do szycia, igły, nici oraz różne kawałki materiałów. Na kolejnym biurku, który znajdował się na samym środku pomieszczenia Suzanne miała laptopa i różne teczki. Prowadząc swoją działalność musiała zajmować się rachunkowością, dużo jednak pomagała jej Ann. Uwielbiała tę dziewczynę, świetnie sobie ze wszystkim radziła. Suzanne nie musiałaby przychodzić do pracy przez dobry tydzień, ta dziewczyna potrafiła zająć się wszystkim bez żadnego problemu. Suzanne spojrzała na zegar wiszący w biurze, dochodziła już godzina dziewiąta, więc Ann zaraz powinna się zjawić...

Warunek Where stories live. Discover now