Człowiekiem na progu nie był porucznik Vincent. To boleśnie nie był on.
– Linda Giordano. Ile to już lat?...
Wysoki, pleczysty mężczyzna o lekko oliwkowej karnacji i z ciemną grzywką, zaczesaną w prawo i napomadowaną, stał w drzwiach, górując nad Lindą.
– Pan mnie z kimś pomylił – odrzekła beznamiętnym tonem. – Ja się nazywam Dryden.
– A to dobre – parsknął nocny przybysz. Akcent, z którym mówił, budził w niej nieprzyjemny dreszcz. – Jeżeli cię z kimś pomyliłem, to jakim cudem ty rozpoznałaś mnie?
– Czego chcesz? Masz sprawę, to przyjdź za dnia.
– Musisz być taka ordynarna wobec znajomego z dawnych lat?
Nie czekając na odpowiedź, zrobił krok naprzód, wchodząc do przedpokoju.
– Gdzie się pchasz? – warknęła Linda. – Nie pozwoliłam ci wejść!
– Tak, jesteś znana z tego, że nie pozwalasz wejść – intruz zachichotał obleśnie. – W każdym razie dawniej tak było. A teraz się okazało, że wobec obcych nie jesteś tak wybredna jak wobec ziomków.
– Wynoś się albo zawołam stróża.
– Stróża? – powtórzył. – Może jeszcze policję? Bardzo chętnie im wszystko opowiem.
– Niby co? – panna Dryden udawała, że nie rozumie.
– Na przykład to, dlaczego musiałaś wyjechać z Italii. I dlaczego nie występujesz pod własnym nazwiskiem.
Nie unikała jego spojrzenia. W jej wzroku kryło się wyzwanie, które przeraziłoby Henry'ego, gdyby ją teraz zobaczył.
– Pan jesteś nietrzeźwy – powiedziała. – Wyjść!
Mężczyzna nie zamierzał posłuchać.
– Zależy ci, żeby nikt o tym nie gadał, prawda? To musisz zapłacić. Gotówką albo czym innym.
– Tobie, Malatesta, naprawdę źle w głowę! – wybuchnęła Linda, odrzucając pozory i mimowolnie przechodząc z języka angielskiego na wenecki. – Przykład Lorenzona nic cię nie nauczył?
– Ja jestem sprytniejszy niż on – odparł. – Lepiej cię znam. Wiem nawet, że tryniałaś się z niemieckim przemysłowcem. Ciekawe, co by policja na to?
– Wyjdź – rzuciła zimno. – Nie jestem tą dziewczyną, co dawniej.
Malatesta naparł, spychając ją na ścianę przedpokoju. Linda próbowała go odepchnąć, a on złapał ją za nadgarstek i wykręcił rękę do góry. Wolną dłonią walnęła go w twarz.
– Maiala! – wrzasnął, odruchowo dotykając rozoranego paznokciami policzka i nosa.
Linda spróbowała się wyrwać, ale chwycił ją za kołnierz. Z wysiłkiem wyswobodziła ramiona z rękawów i nie zważając na nic, naga pobiegła w stronę pokoju. Potknęła się, gubiąc pantofle, wpadła do środka i całym ciężarem ciała naparła na drzwi. Mieszkanie było małe, Malatesta nie miał długiej drogi do pokonania i wcisnął się częściowo, zanim zdążyła zamknąć. Jedna z jego rąk znalazła się już po tej stronie drzwi, wymachiwał nią na ślepo, usiłując chwycić Lindę za włosy.
Odskoczyła, rzucając się w stronę łóżka. Dlaczego nie uciekła do kuchni? Mogłaby go prześwięcić pogrzebaczem czy szuflą do węgla, a stąd nawet nie ma jak uciec!
– Dobrze – powiedział Malatesta, wkraczając do sypialni. – Bądź rozsądna, Lindo. Już dość biedy sobie napytałaś.
Linda przypomniała sobie o prezencie dla Henry'ego i sięgnęła po zawiniątko na szafce nocnej. Zaciskając dłoń na okładzinie pistoletu, panna Dryden zdała sobie sprawę, jak trzęsie się jej ręka. Nie, ona cała się trzęsła.
![](https://img.wattpad.com/cover/202013992-288-k837293.jpg)
CZYTASZ
Tony Rule The Waves
Historical FictionU progu wojny światowej Tony Scolding, oficer lotnictwa morskiego, poznaje pannę, która może się stać miłością jego życia. Henry, syn plantatora, ucieka z dżungli do marynarki, licząc, że nawet wojna okaże się lepsza niż to, co go czeka w domu. Kul...