Rozdział 2. Spacer przez dżunglę

56 8 4
                                    

Sierpień 1914

Od kilku dni deszcze monsunowe nie waliły się już na pola Prowincji Centralnej. Rzeczą pewną było, że wrócą, ale na razie można było korzystać ze słońca.

Do południa Henry Vincent doglądał robót na plantacji, wpatrując się z siodła w zielone fale krzewów herbacianych, pośród których nawigowały żagle różnobarwnych sari. Porządny deszcz daje porządną herbatę, plony więc zapowiadały się znakomicie. Zagadnienie to jednak o wiele bardziej cieszyło czcigodnego Charlesa Vincenta niż jego syna, który, zakończywszy roboty gospodarskie na ten dzień, postanowił przed podwieczorkiem udać się na spacer.

W swoim pokoju na piętrze rezydencji Henry zmienił koszulę, po czym zszedł na dół, starając się bezszelestnie przemknąć korytarzem, aby nie zwrócić bez potrzeby uwagi ojca, zajętego w gabinecie rachunkami. Na wszelki wypadek zabrał strzelbę z szafki w przedpokoju, a do kieszeni włożył kilka nabojów.

Ledwo młody panicz zszedł z werandy, prosto w twarz uderzyła go mieszanka gorącego powietrza i słonecznego skwaru. Na plantację Vincentów przyjeżdżali czasem kontrahenci, krewniacy i inni goście. Na tych, którzy przybywali z samej Anglii, a czasem nawet z północnych Indii, ów prawy sierpowy zadany przez Heliosa nieodmiennie robił wrażenie. Henry był jednak przyzwyczajony do upału, w którym dorastał od urodzenia. Wkrótce miał opuścić wyspę, by wyruszyć na północ, do krajów o wiele chłodniejszych.

Chłopcy z Anglii marzyli o przygodach w tropikalnych krajach – w Indiach czy Afryce. A o czym mógł marzyć ktoś, kto już się urodził i wychował w tropikach? Jasne, o przygodach wśród Indian. Kiedy Henry miał piętnaście lat, poprzysiągł sobie, że po skończeniu osiemnastu pojedzie pod jakimś pretekstem do Kanady, a tam pryśnie do konnej policji. Kiedy rzeczywiście skończył osiemnaście lat, zabrakło mu śmiałości i determinacji, żeby zrealizować ten plan.

Frustracją napełniała go myśl, że zdobył wykształcenie w prestiżowym Royal College w Kolombo, gdzie uczyli się synowie całej cejlońskiej elity, po to tylko, by pozostać na rodzinnej plantacji. Być może kiedyś przegapił odpowiednią chwilę na samodzielne podjęcie decyzji – pewnego dnia z rezygnacją doszedł do wniosku, że nie ma już dla niego żadnej innej drogi oprócz tej nudnej, poukładanej i równo, od linijki przystrzyżonej egzystencji, którą zaplanował mu ojciec. Przez całe życie nie robić nic, tylko uprawiać herbatę, zbierać herbatę, sprzedawać herbatę, zatrudniać robotników na plantację herbaty, ożenić się z córką innego plantatora herbaty, a w wolnych chwilach siadać na werandzie i pić herbatę...

Okrążył dom i udał się, jakby w zapowiedzi niedługiej przyszłości, także w kierunku północnym. Główna droga do rezydencji wiodła od południa przez pola herbaciane, a po przeciwnej stronie domu mieściły się zabudowania gospodarcze. Henry minął dwie szopy, między którymi na sznurach wisiało pranie. Nie zatrzymując się, płynnym ruchem ściągnął jeden z ręczników i zawiesił na szyi. Ruszył naprzód starą drogą przez las. Nakrył go zaraz ciemny, wilgotny, napęczniały cień akantów, gumiaków i różaneczników.

W chwili wybuchu wojny Henry miał dwadzieścia jeden lat. Służba w marynarce wydawała mu się upragnioną odskocznią od kieratu, jaki go czekał na Cejlonie. Przyjechawszy więc przed kilkoma tygodniami do Kolombo, natychmiast skorzystał z okazji, zgłaszając się na ochotnika do szkoły oficerskiej. Bez problemu przeszedł rozmowę kwalifikacyjną i skierowano go na wstępny kurs. Wraz z innymi synami plantatorów uczył się podstaw życia we flocie, był wprowadzany w arkana nawigacji (które przyswajał nad wyraz szybko), pływał po wodach przybrzeżnych żaglowym jachtem prowizorycznie przystosowanym do szkolenia kadetów. Komendant kursu wyrażał się o zdolnościach Henry'ego z uznaniem i w końcu dał mu tydzień urlopu przed odpłynięciem do Anglii, gdzie kadeci mieli kontynuować naukę. Wybuch wojny oznaczał, że kształcenie oficerów będzie błyskawiczne, zaś Henry, którego w trakcie szkolenia zaczęła pociągać perspektywa służby w lotnictwie, po ukończeniu podstawowego kursu postanowił wstąpić do RNAS.

Tony Rule The WavesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora