III. Pieniądz światem wszędzie włada

74 11 1
                                    

- Oj bracie, ty to masz życie... - odrzekł Spocony zerkając na towarzysza. - Masz pieniądze, z mordy też nie jesteś najgorszy, a ja? Spójrz tylko na mnie... Wielki nos, wysunięta szczęka i jeszcze ta nieszczęsna ręka... - mężczyzna pomachał kikutem biorąc łyk piwa.

- Pieniądze? Pff... Nie żartuj. Na co mi te pieniądze, tylko mi smutku przysparzają. A wygląd, co mi po nim skoro każden tylko w kieszeń mi zagląda...

- Ale masz pieniądze i w życiu ci wystarczy. Jeśli chcesz podupczyć to na ulicy pełno takich, które za pieniądze zrobią wszystko, WSZYSTKO rozumiesz to bracie? Znałem ja kiedyś taką jedną Camillę, co ona potrafiła zrobić uhu...  A wracając, to jadła ci nigdy nie braknie i pałaców możesz nabyć pewno z dziesięć.

- Tylko ja nie chcę "dupczyć". - machnąłem ręką i wypiłem resztkę zawartości kufla. - Już jedną znałem co tylko moich pieniędzy chciała. Nazywała się Wioletta. Onegdaj powiedziałem jej, że mnie okradli i tylko złota podkowa u konia została.

- Złota podkowa? O bracie, ty to rzeczywiście hrabia jakiś. - poklepał mnie przyjacielsko po plecach.

- Tak tylko powiedziałem, żeby ją sprawdzić, a jak jeszcze tę podkowę zgubiłem to od raz mnie zostawiła. Kurtyzana i tyle... - wstałem z ławki. - Chcesz jeszcze piwa? Ja stawiam.

- No skoro hrabia stawia. - uśmiechnął się odsłaniają tym samy niepełne uzębienie.

Uśmiechnąłem się odchodząc od nowo poznanego kolegi i ruszyłem w stronę karczmarza. Na pierwszy rzut oka było widać, że to Żyd. Prócz oczywistego garbatego nosa mężczyzna posiadał również zadbany zarost i zwisające przy skroniach pejsy.

- Karczmarzu, nalej pan dwa kufle piwa.

- Oczywiście, już dla pana hrabi nalewam. - uśmiechnął się odsłaniając tym samym dwa złote zęby. - A może coś do piwa? Mamy najróżniejsze potrawy nawet takie, które zainteresują wielmożnego pana.

Od razu zrozumiałem, że temu człowiekowi też chodzi tylko o pieniądze. Włochy to jednak okrutne miejsce. Może i było tam pięknie, bogata roślinność, piękne zwierzyny, ale ludzie przesiąknięci byli złem i żądzą pieniądza.

- Tylko te dwa piwa bitte, - uśmiechnąłem się.

Zdziwiony Izraelita nalał do kufli piwo i podał je z udawanym uśmiechem. Wraz z napitkiem poszedłem do towarzysza.

- No to co? Za Polskę! - wzniósł kufel. - Twoje zdrowie bracie.

- Moje zdrowie. - wzniosłem kufel. - Czemu tu u was pieniądz tyle znaczy?

- Tyle? Co masz na myśli? Wszędzie na świecie pieniądze są ważne.

- No nie wiem, u nas w Polsce nad walutę stawiamy Boga, honor i ojczyznę.

Piliśmy jeszcze chwilę, a na scenę wszedł wydawałoby się zwykły bard, jednak było w nim coś niezwykłego, a zarazem tajemniczego i znajomego. Posiadał krótki, modny wtedy wąs i dłuższe włosy podobne do mickiewiczowskich. Miał na sobie wełniane spodnie, białą koszulę i brązowy kaftan. Nie wyglądał na zwykłego grajka. Jego strój był zbyt elegancki.

- Mili państwo, wołają na mnie Dzwonek, przyjechałem do was z Paryża, aby głosić nowinę o tym, co teraz w mej Polsce złego się dzieje. - powiedział na wstępie i od razu w mej głowie zaświtało. On też był z Polski. Przeżegnał się szybko i od raz począł śpiewać. - Ktokolwiek będziesz w Nowogródzkiej stronie...

- Mickiewicz - powiedziałem rozanielony i spojrzałem na swojego towarzysza. Nie rozumiał ani jednego słowa, jednak wydawało się, że podoba mu się dzieło mistrza. - "Świteź".

Kordian Homo viator. Galeria wspomnieńWhere stories live. Discover now