V. Carska wola, ludzka niewola

66 8 0
                                    


Po środku placu drewnianą scenę wzniesiono, na jej deski więźnia przed plutonem postawiono, a wokół dziesiątki tysięcy gapiów w tłumie się zebrało, by śmierć pierwszego w historii, polskiego królobójcy obejrzeć. Pod samym podestem zdołałem zdobyć miejsce, żebym całym procesem mógł kierować. Oficer wzniósł rękę przygotowując się do wydania rozkazu oddania strzałów. Na jednej z ulic dojrzałem adiutanta carskiego. Ogonem, niczym batem zwierzęta, zgoniłem tłum na drogę ordynansowi, gdyż w dłoni list ułaskawiający dzierżył. Przed strzałem ostatnie żądanie do oficera i skazańca posłałem, coby ich wzrok się spotkał i związał nierozerwalnie. Spojrzeli na siebie, a przygotowany na śmierć młodzieniec posłał pocałunek do funkcjonariusza. Całus ten niczym w ogrodzie oliwnym zdradził, lecz nie tego, który miał umrzeć, a samego Boga i jak strzała Amora zaraziła jenerała pragnieniem i miłością. Wzrok skazańca wniknął w duszę swego oprawcy i silnie ją skrępował sznurem miłości. Swym szponem dotknąłem uniesionej ręki oficerskiej, a mój dotyk sprawił, że stała się bezwładna i opadła wydając tym samym rozkaz rozstrzelania. Swoim wzrokiem kierowałem każdą z czterech kul. Jedną poprowadziłem w latarnię, gdzie odbiwszy się od metalowego słupa trafiła adiutanta z carskim pismem, dwie pod wpływem wiatru doleciały aż do zamku królewskiego wybijając okna i trafiając w namalowane portrety cara Mikołaja i cesarzowej Aleksandry, a czwarta (lecąca najszybciej) poleciała aż do Kobieli zabijając Stanisława Tymowskiego. Zawstydzeni żołnierze podeszli do skazańca, który ze strachu upadł i wycelowali w niego bagnety. Niedoszły carobójca chwycił za lufy skierowanych w niego broni.

- Polska winkelriedem narodów! - krzyknął.

Po tych słowach wbił sobie oba bagnety w pierś. Ostatkiem sił spojrzał na przerażonego oficera.

- Kocham Cię... Najdroższy Borysie...

Podzieliwszy się swymi uczuciami zamknął oczy. W tym momencie na ziemię spadła jedna z chmur tworząc na placu marsowym gęstą jak mleko mgłę. Po wyciągnięciu bagnetów, przerażeni żołnierze wycofali się, a w miejsca krwawych otworów na ciele skazańca wetknąłem oślinione przez siebie palce.

- Patrzcie! Woda i krew z piersi jego płynie! - krzyknął jeden z żołnierzy.

- Co za dziwy!

Na niebie zjawiły się ciemne burzowe chmury i mimo, że nawet kropla deszczu nie spadła na ziemię, to cztery pioruny straszliwe w kieszenie czterech egzekutorów trafiły, w których po trzydzieści srebrnych rubli za egzekucję w zapłacie dostali. Monety stopiły się, a żołnierze zginęli. Strumień cieczy wypływających z ran skazanego dopłynął aż do adiutanta. Tupnąłem, a ziemia pękła w linii stróżki rozwodnionej krwi pochłaniając zarówno carskiego wysłannika, jak i czterech żołdaków. Gdy wszystkie ciała znalazły się w przepaści, szczelina ponownie się zamknęła.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Przerażony Pankracy uciekł z miejsca egzekucji i pobiegł prosto do domu, gdzie przywitała go zaskoczona żona Danuta.

- Co się stało? Czemu wróciłeś tak wcześnie?

Mężczyzna milczał, a zaniepokojona kobieta pobiegła po doktora, który stwierdził, że Pankracy oszalał i nie jest w stanie ustalić przyczyn bezwładu prawej ręki. Tydzień później oficer wylądował szpitalu wariatów. Minęło kilka miesięcy, a jego głowę i serce wciąż męczyła nieopisana tęsknota. Wychudł znacząco, a długi czas milczenia spowodował, że całkiem zapomniał ludzkiej mowy. Całymi dniami przesiadywał przy oknie obserwując park i spacerujących po nim ludzi. Odwiedzałem go regularnie pobudzając jego namiętności, pożądanie i pragnienie zatopienia się w namiętne ciało swego ukochanego. W nocy z dwudziestego dziewiątego na trzydziestego listopada, tysiąc dziewięćset trzydziestego roku nawiedziłem go z myślą, że właśnie dziś umrze. Wraz z wybiciem godziny trzeciej w nocy, okno do oficerskiej celi otwarło się, a ja zjawiłem się w środku. Podszedłem do jego łóżka, zrzuciłem kołdrę i wtuliłem się w jego półnagie ciało. Mężczyzna obudził się pod wpływem mej zimnej skóry. Z przerażeniem spojrzał na mnie.

- Ćsii, nic nie mów. - powiedziałem gładząc oficera po nagim torsie. - My się już znamy tak, prawda? Oj nic nie mów, spokojnie... Przychodzę od twojego ukochanego.

Przemieniłem się w postać zmarłego, nagiego Kordiana i pogładziłem go po jego gęstych, kręconych włosach.

- Smutno mi tam bez ciebie najdroższy. - powiedziałem głosem kochanka i skierowałem dłoń Pankracego na me biodro.

Mężczyzna zbliżył się do mnie i już chciał mnie pocałować, lecz przyłożyłem swój palec do jego ust.

- Borysie, nie. Tak nie można. To nie mój świat, a mój świat nie jest twoim światem. Aby miłość nasza prawdziwą się stała musisz do mnie dołączyć i imię swe zmienić, gdyż prawdziwego nazwiska nie przyszło mi poznać. Och kochany, zobacz tam, przy nodze stolika bryłka węgla. Weź ją i na ścianie jako dowód napisz, że się przemieniasz.

Pankracy przejechał jeszcze ręką po mym nagim ciele, śledząc dokładnie wzrokiem drogę swych dłoni i wstał z łoża, by sięgnąć po czarny kamień. Otarł z wapna bieloną ścianę nad łóżkiem i zerkając na mnie z pożądaniem utworzył napis:
"D. O. M.
PANKRACY
OBIIT M. D. CCC.
PRIDIE CALENDIS DECEMBRIS

HIC NATUS EST
BORYS M. D. CCC.
PRIDIE CALENDIS DECEMBRIS"

- Borysie, jesteś pewien? Nie lepiej ci tutaj, na ziemskim padole?

Zbliżyłem się do niego i splotłem swe dłonie na jego karku. Próbował wydusić z siebie chociaż słowo, jednak nie potrafił skleić chodzących mu po głowie zgłosek. Niezrozumiałe jęknięcia i stęknięcia wydzierały się z jego gardła, lecz wzrok wyrażał więcej niż tysiąc słów.

- Czymże jest życie tu, na ziemi, jeśli nie ma na nim ciebie? Kordianie, jestem pewien! - przemawiały oczęta.

Borys zdjął me ręce ze swego karku, po czym padł na kolana. Po nagich lędźwiach mnie pogładził i patrząc prosto w oczy człowieka, którego postać przyjąłem, ucałował delikatnie, nędzne i nieskażone pracą dłonie. Pocałunek ten przywrócił mu zabraną przez Mefista władzę w prawej kończynie, aby mógł prześcieradło szpitalne w stryczek swój związać.

- Najdroższy, już pora. - wskazałem tkaninę leżącą na łóżku.

Mężczyzna wstał z kolan i hipnotycznymi ruchami, na haku do sufitu przybitego, przywiązał stryczek z białej tkaniny. Stanął przed nią, a z jego oczodołów wypłynęły stróżki łez. Założył nieszczęsną pętlę na swą szyję, posłał mi pocałunek i stołek, na którym stanął obalił się z hukiem. Wierzgał się duszony, a ja postać właściwą przybrałem.

- A na imię mi Aszmedaj, gdyż burzę, szkodzę i niszczę to, co między niewiastą, a mężem się działo. Miłosne me siły od Boga was oddala i sprawiam, że Adam pragnie Adama. - zaśmiałem się głośno wycinając pazurem na piersi wisielca "GLORIAM DIABOLI".

Rankiem, w carskiej Rosji całej, głośno o wielkim buncie Lachów się zrobiło, a Europa znów usłyszała "Chwała Poloni".

Kordian Homo viator. Galeria wspomnieńWhere stories live. Discover now