27

248 27 24
                                    

Właśnie szedłem wesołym krokiem do domu Choi Sana. Wczorajszy wieczór z Seonghwą minął mi wręcz cudownie. Dawno się tak długo nie uśmiechałem i to wszystko oczywiście było zasługą Parka. Cały dzisiejszy dzień czekałem aż San będzie mógł się spotkać, ostatnio na prawdę często wychodzi gdzieś z Jungiem albo po prostu spędzają ze sobą czas, krótko mówiąc w łóżku. Nie miałem nic do tego, cudownie, ze się kochają, ale muszę przyznać, ze na prawdę tęsknię za moim przyjacielem.

Coraz bardziej się nad tym wszystkim zastanawiałem. Jeszcze do niedawna obaj byliśmy nastolatkami mówiącymi, ze nigdy nikogo sobie nie znajdą, że ich przyjaźń będzie wystarczająco silna, by wypełnić tę pustkę. Jednak z czasem najwidoczniej obaj dostrzegliśmy, że tak to nie działa. Ja, jak i San, potrzebowaliśmy tego uczucia. Obaj zakochaliśmy się po uszy w swoich drugich połówkach. I mimo, że właśnie przez to poświęcaliśmy naszej przyjaźni mniej czasu, to jednak myślę, że rozumieliśmy powody właśnie takich decyzji czy zachowań. Po prostu zaczynaliśmy swoje życia miłosne, a myślenie o przyszłości już nie było tak odległe.

Muszę przyznać, że mój sposób patrzenia na życie zdecydowanie się zmienił od kiedy znam Seonghwe. Szczególnie od momentu tego pocałunku. Wszystko wokół nabrało większych kolorów, tak, jakbym zaczął żyć od początku. Bez toksycznych osób, choć czuje, że jeszcze tak łatwo nie pozbędę się JeongSuna. To nie było jednak tak ważne skoro Park Seonghwa miał być obok. Przy nim mogłem czuć się bezpiecznie, nie musiałem obawiać się smutku czy strachu, on po prostu nie pozwala mi dopuścić do siebie negatywnych emocji. Dzięki niemu pozostają tylko te pozytywne odczucia ci było czymś wręcz cudownym.

Kiedy byłem już przed blokiem, w którym mieszkał nie tylko San ale i Seonghwa, uśmiechnąłem się delikatnie. Jeszcze ani razu u niego nie byłem, on u mnie zresztą też, jednak na wszystko przyjdzie czas, prawda? Wpisałem odpowiedni kod do mieszkania Choi'a, który udało mi się zapamiętać i zaraz otworzyłem drzwi klatki schodowej. Wszedłem na pierwsze piętro i szybko zapukałem w drzwi przyjaciela. Nie minęła nawet chwila, a otworzyły się. San wciągnął mnie szybko do środka i po zamknięciu drzwi popędził ze mną do salonu gdzie czekał już Wooyoung.

— Opowiadaj! Pisałeś Sanowi, że chodzi o Seonghwe — powiedział najmłodszy z nas siedzący na podłodze opierając się plecami o kanapę. Zaraz San zasiadł obok swojego ukochanego, a ja naprzeciw zakochanych. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na samą myśl o tym, co miałem zaraz im opowiedzieć.

— Oho, widzę ten uśmiech, nie mów, ze już to robiliście — powiedział San, na co uniosłem brwi zszokowany. O czym on sobie myśli?

— Boże San! To nie to, jezu! — powiedziałem zdegustowany tym, co mógł sobie wyobrażać młodszy. — Nic nie robiliśmy, zboczeńcu... Chodzi o to, że... — zrobiłem napięcie, a widząc ich zaciekawienie jak i szok zaśmiałem się i wywróciłem oczami postanawiając nie trzymać ich już w niepewności. — Poprosił żebym został jego chłopakiem — uśmiechnąłem się promiennie przy mówieniu tych słów, jednak chyba nie przypuszczałem, że zaraz po tych słowach wybuchnie taka dzicz.

Bowiem San niemalże od razu podniósł się na równe nogi z początku patrząc na mnie z najmłodszym z wielkim niedowierzaniem. A zaraz po tym zaczął się istny armagedon. Choi biegał po całym salonie krzycząc, że to chore i nikt się tego nie spodziewał. Wooyoung natomiast zaczął obmyślać podekscytowany strategię co teraz i w jakim terminie najlepiej będzie urządzić ślub. No cóż, skąd miałem wiedzieć, że zareagują w ten sposób? Jedynie siedziałem patrząc na nich z niedowierzaniem nie mając pojęcia co ze sobą zrobić.

— Dobra dobra, na poważnie teraz! — krzyknął San siadając na swoim poprzednim miejscu.

— Jesteśmy cały czas poważni! Ślub będzie najlepszy na wiosnę następnego roku, wtedy będzie tak zajebisty vibe, że masakra — powiedział najmłodszy, jednak San szybko go uciszył, na co ten zmarszczył brwi zbulwersowany.

— Cicho skarbie, później pogadamy o ślubie.. Najpierw trzeba obgadać sprawę randki — powiedział poważnie patrząc raz na Junga, a raz na mnie.

— Może podwójna?

— Ktoś w ogóle zapytał się mnie o zdanie? — zapytałem.

— Tak! Podwójna będzie cudowna! Poznamy tego Seonghwe — potarł dłonie złowieszczo. Rozmawiali ze sobą jakby mnie w ogóle nie było. A ja wszystko słyszałem i kompletnie nie podobało mi się układanie mojego życia bez zapytania mnie o zgodę!

— Zobaczymy czy to nie jest żaden psychol..

— Halo, jestem tutaj? — pomachałem dłonią przed ich twarzami, by zwrócić na siebie ich uwagę. Kiedy zobaczyłem, że udało mi się to, westchnąłem cicho. — Seonghwa to nie żaden psychol, to chyba namilsza, najkochańsza i najbardziej troskliwa osoba jaką znam — rozmarzyłem się, na co z ust najmłodszego wydobył się jakiś niezrozumiały pisk. — Lecz się

— Kiedy adoptujecie dzieci? — zapytał Choi.

— On ma już dziecko, dzbanie.

— Co ci zaszkodzi kolejne, będziecie mieli zgraję malutkich seongsangów

— Ty też się lecz.

— Ale wymyśliłeś nazwę shippu!! — wykrzyknął Wooyoung klaszcząc w dłonie — SeongSang, genialne!

— Obaj się leczcie — burknąłem krzyżując ręce na piersi.

— A on nie mieszka w tym bloku? Pójdźmy i ustalmy z nim tą podwójną randkę — zaproponował najmłodszy, na co otworzyłem szerzej oczy.

— Nie ma opcji! — zaprzeczyłem od razu jednak niż zdążyłem coś powiedzieć, Choi wstał i ruszył do wyjścia. Młodszy od razu widząc, że chce lecieć za nim, przytrzymał mnie śmiejąc się głośno i krzycząc do ukochanego, żeby się pospieszył. — Cholera! Puszczaj mnie kretynie!! — krzyczałem i w końcu wpadłem na niezawodny pomysł. Połaskotałem go w żebra, tak jak myślałem był to czuły punkt chłopaka gdyż od razu mnie puścił śmiejąc się z tego nagłego gestu.

Momentalnie zerwałem się z miejsca i wybiegłem za przyjacielem na klatkę schodową zaraz wbiegając na górę. Zamarłem widząc jak młodszy rozmawia przy drzwiach z ciemnowłosym farmaceutą, który akurat w tamtym momencie zerknął na mnie. Pierdolony Choi San!

— Dobra powiem szybko zanim Yeosang będzie próbował mnie zabić — prychnął śmiechem cicho dysząc. — Co ty na to, żeby za... Może dwa tygodnie? Pójść na podwójną randkę? Ty i Yeosang, ja i mój chłopak — powiedział, na co ja zawstydzony schowałem twarz w dłoniach.

Myślałem, że spale się ze wstydu...

— Dwa tygodnie..? To dość odległy termin, ale niech będzie. Sobota, za dwa tygodnie — uśmiechnął się charakterystycznie, na co spojrzałem na niego zażenowany całą sytuacją. — A ty się tak nie bulwersuj Sangie, będziemy się dobrze bawić, mimo, ze masz dość... Nieokiełznanych przyjaciół — prychnął śmiechem, na co wywróciłem oczami.

Jak mógł się tak po prostu zgodzić? Nie to, ze nie chce, chętnie pójdę z nim na randkę, ale nie z tymi kretynami! Nie w taki sposób!! Cholera, Park, czyją ty stronę trzymasz?!

✔Przypadek//SeongsangМесто, где живут истории. Откройте их для себя