VI. WALORY PIKNIKÓW NA ŚWIEŻYM POWIETRZU

127 23 4
                                    

Rozdział zbetowany przez CanisPL

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Rozdział zbetowany przez CanisPL.


→ W poprzednim rozdziale: skłaniający do rozważań list Dafne, wizyta krawcowych i szczera rozmowa z matką, wyprawa na piknik oraz nieoczekiwany towarzysz.


— Panno Greengrass, może wody? Wygląda pani tak blado, proszę usiąść.

Ostatnie, na co Astoria miała ochotę, to właśnie siadać. Gdy tylko wydostała się z powozu, wszyscy bardzo przejęli się jej stanem i choć zapewne w innym wypadku cieszyłaby się z tego niezmiernie, teraz było to jedynie uciążliwe. Rzeczywiście, czuła się słabo, lecz nie na tyle, by w spokoju znieść opiekę pani Crabbe – żywiła do niej awersję po tym, jak kiedyś upadła i potem musiała wysłuchiwać wykładu o tym, dlaczego młode panny nie powinny biegać. W dodatku dość nieciekawy zapach dolatywał z ust starszej kobiety i prawdę mówiąc, to właśnie ocuciło Astorię najbardziej.

Delikatnie odepchnęła dłoń pani Crabbe i przyzywając gestem lokaja, powiedziała miękko:

— Och, dziękuję, lecz to tylko przez dzisiejszą pogodę. Nie powinnam była wystawiać twarzy do słońca. — Uśmiechnęła się i ze szczególną dbałością omijając wzrokiem Malfoya, rozejrzała się, kto tak właściwie przybył, a potem wdzięcznie wyciągnęła dłoń w stronę lokaja. — Parasolka.

Zręcznym ruchem rozłożyła ją i oparła na ramieniu, aby następnie obdarzyć nieco bardziej promiennym uśmiechem pana Archambeau. Wyglądał, jakby chciał się odezwać i zagaić rozmowę, lecz w chwili gdy otwierał usta, przy Astorii jak spod ziemi znalazły się panny Abbott oraz Bulstrode. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zaczęły szczebiotać, nie pozwalając swojej ofierze dojść do słowa.

— Och, panno Astorio, cóż za wieści do nas dochodzą!

— Chyba się na panią obrazimy, że dowiadujemy się jako ostatnie!

Astoria zmarszczyła brwi i mruknęła coś pod nosem, próbując w subtelny sposób uciec od kolejnej dawki natarczywych pytań. Zacisnęła mocniej palce na rączce parasola i cofnęła się nieznacznie. Obie panny podążyły za nią. Zamrugała z niedowierzaniem.

— Gratulujemy zaręczyn! Tak trudno uwierzyć, że już niedługo będzie pani mężatką!

— Tak cudownie wygląda pani z panem Malfoyem, tylko pozazdrościć.

— Musi pani nam zdradzić wszystkie szczegóły.

Jeszcze jeden krok. Jeszcze...

Och! Mój Boże. Niebiosa naprawdę postanowiły rzucić ją w wir otchłani piekielnych już za życia. Nawet nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że niemalże wdepnęła w Malfoya. Nie dało się pomylić tego zapachu z nikim innym.

Jutrzenka pachniała hiacyntami → DRASTORIAWhere stories live. Discover now