11111

67 11 9
                                    

(Opowiada Kakashi)

Zobaczyłem, że się chyba budzi. Zamrugał parę razy tymi swoimi ślicznymi ślepkami i patrzył na mnie raczej niezbyt przytomnym spojrzeniem. Nachyliłem się ostrożnie, by łatwiej mu było zogniskować na mnie wzrok.

- Hatake?- wychrypiał jakby z trudem mógł dobyć głosu

- Tak. Jakie to szczęście, że się wreszcie obudziłeś. Rany. Nawet nie wiesz jak się martwiłem. W sumie do tej pory sam nie wiedziałem, że potrafię. I od razu przepraszam. Wiem, że miałem się odczepić i cię nie dręczyć. Jednak jak się dowiedziałem, że już dwa dni nie ma cię w pracy... przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie przepraszałem i miałem innych w dupie...

- Skąd ty się wziąłeś w mojej sypialni, co?- zaatakował uroczo mimo, że widać było, że wysiłkiem dla niego jest same utrzymanie przytomności

- Nie słuchasz? Byłem tak zmartwiony i przejęty, że musiałem wysępić twój adres. W sumie w samą porę. Lekarz powiedział, że jeszcze dzień, może dwa i umarłbyś z odwodnienia!- zaprotestowałem gwałtownie próbując zmusić go do myślenia i skupieniu się na tym, co mówię.

- Niewielka strata.- burknął

- Masz rację, niewielka...- powiedziałem robią z lekka sfochaną pauzę obserwując, czy zaczęło do niego cokolwiek dociera czy się produkuję bez sensu.

Najwyraźniej zaczął rozumieć co się mówi i kontaktować, bo w tych pięknych, głębokich oczach pojawiło się jakieś zwykle skrywane cierpienie. Wyglądał jakby czekał na potwierdzenie, ale jednocześnie pragnął gorącego zaprzeczenia, docenienia jego wartości i godności jako człowieka, specjalistę i mężczyznę. No nie mogłem go dłużej tak dręczyć.

- To byłaby OGROMNA strata.- odezwałem się wreszcie wciąż skupiając się na jego reakcji i okazywanych emocjach- Gdyby coś ci się stało stałbym się chyba najbardziej nieszczęśliwa osobą na świecie! możesz mnie walnąć, ale uwielbiam patrzeć w twoje piękne oczy. a twój uśmiech roztapia mi zlodowaciałe serce jak słońce. wiem, że to głupio brzmi, ale jak tylko wyzdrowiejesz to będę się trzymał na komfortową dla ciebie odległość. i koniec z głupimi żartami. tylko uśmiechnij się czasem do mnie. czynisz mnie wtedy dziwnie szczęśliwym. a jeszcze gorzej zabrzmi, że odkąd cię ujrzałem nikt inny mnie nie interesuje....- nie wiem skąd się wzięła u mnie ta słowna sraczka, ale chciałem wszystko na raz powiedzieć i chyba trochę go spłoszyłem, bo przerwał mi z taką jakąś paniką w ochrypniętym głosie

- Jest Maruna?

- Nie, ale mogę do niej zadzwonić, to przyjedzie po pracy. Chcesz?- zapytałem nieco skonfundowany. Nie chciałem go tak przestraszyć. Bosz.... niech mnie ktoś nauczy gadać do ludzi, na których mi zależy, nooooo.....

- Tak.- przytaknął boleśnie skwapliwie.

- Może zanim zaśniesz chcesz jeść albo pić?- zapytałem przypominając sobie, że musi dużo pić, bo się szybko odwadnia, a to źle robi na ten genialny móżdżek.

- Pić. Wody.- zdawało mi się, że mówi z coraz większym trudem, a spanie ciśnie go niemiłosiernie.

- Już biegnę.- zawołałem i zerwałem się z tego upiornego krzesełka.

No muszę mu wyperswadować, że to się do niczego nie nadaje i kupić mu coś podobnego, ale nowego i nie skrzypiącego za każdym razem jakby się miało rozpaść jak tylko na nim usiądę. Wybiegłem z pokoju mając nadzieję, że tyle wytrzyma i nie zaśnie mi tak zanim wrócę. Skoczyłem do kuchni po dzbanek zimnej wody i szklankę. Wróciłem najszybciej jak się dało. Podszedłem dość szybkim krokiem do łóżka i postawiłem wszystko na stoliku. Nachyliłem się nad nim, by go unieść, bo przecież nie będzie pił na leżąco! On wtedy jakby spanikowany zacisnął oczy jakby się mnie bał. Znów zabolało. Musiał chyba wierzyć w te wszystkie okropności, jakie o mnie mówią durne plotki. Nie chciałem go stresować więcej niż to konieczne, więc usadziwszy go przytknąłem mu kubek do spieczonych warg i lekko przechyliłem. Na szczęście dał mi się napoić. Jakież to było nieprawdopodobnie przyjemne uczucie. Nieporównywalne do czegokolwiek innego. Mógłbym go tak niańczyć do końca świata, albo i wieczność dłużej.

- A może teraz byś coś zjadł?- zapytałem kiedy skończył pić i widząc, że jednak już znużony jest.

- Nie, tylko spać mi się chce.- powiedział słabo, a oczyska same mu się zamykały.

- A jakbyś miał jeść, to co byś chciał?- nie dawałem za wygraną

- Ramen z kurczakiem.- wymamrotał niezbyt przytomnie.

- Chcesz jeszcze pić czy spać?- postanowiłem dopytać nim go zetnie.

- Spać.-ledwo już wydusił z siebie.

Objąłem go delikatnie ramionami i czując jak drży ułożyłem na posłaniu. Miałem nadzieję, że będzie mu wygodnie. Na wszelki wypadek poprawiłem mu poduszkę pod głową i okryłem szczelniej, by czuł się w ten sposób bezpieczniejszy i mógł spokojnie zasnąć. Bardzo tego potrzebował. Jak się następnym razem obudzi, to musze pamiętać, żeby mu podać lekarstwo. Teraz to jeszcze by mi się zakrztusił i tyle by z tego wyszło.

Zamknął oczy i od razu zasnął. Odczekałem jeszcze chwilę i dopiero wtedy odważyłem się na ruch. Nie miałem nic ambitniejszego do roboty, więc usiadłem i gapiłem się jak śpi.

Jego oddech był spokojny i równy, więc zaczęło i mi się przysypiać, kiedy usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Spojrzałem na intruza. Maruna jak zwykle gapiła się jakbym tylko go deprawował albo gwałcił za każdym razem jak nie patrzyła. Westchnąłem tylko ciężko i wstałem. Wyszliśmy.

- I jak nasz chory dzisiaj?

- Lepiej. Udało mi się go napoić. Wciąż jeszcze ma gorączkę i się trzęsie, ale to niedługo mu minie. Znasz jakieś dobre miejsca, gdzie serwują co najmniej przyzwoity ramen?

- Ramen?- zapytała zdziwiona jakbym jadał tylko nie wiadomo, co. W restauracjach nawet tych najdroższych można dostać tysiące odmian ramenu, więc nie rozumiem jej zdziwienia. 

- Mhm...- przytaknąłem krótko

- Wiem, co kombinujesz, ale w tym przypadku chyba ci pomogę.- powiedziała patrząc na mnie zdecydowanie krzywo. 

Chyba mapa snów i zmęczenie zaczęło się odbijać na mojej boskie twarzy. Muszę zasięgnąć porady co można z tym zrobić oprócz sakramenckiego: wyspać się. Ta. Chyba po śmierci, bo za życia już nie zdołam.

- Mmm... jednak inteligentna. W sumie Iruś z głupimi by się nie zadawał.

- To masz swoją odpowiedź dlaczego cię nie chce.- odcięła się

- Daj mi te namiary i spadam.- warknąłem obrażając się za tą podłą insynuację.

- Zapiszę ci, bo nie spamiętasz.- zadrwiła, tak zdecydowanie to było to. zazdrośnica jedna.

- Tyle, co sobie pogadać możesz mała żmijko.- warknąłem.

O dziwo nic nie odpowiedziała tylko napisała mi te adresy, więc wyszedłem się przejść i zrobić mały rekonesans w ramenach z kurczakiem dla mojego nieszczęścia. 

NiedostępnyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon