0011001000110111

95 11 14
                                    

(Opowiada Kakashi)

Wszedłem na teren cmentarza z dwoma kwiatami w dłoni. Postanowiłem odwiedzić ich i podzielić się z nimi tym, co mnie spotkało. Miałem nadzieję, że żadna z hien jeszcze mnie nie dojrzała i nie szpiegują mnie nawet tu. Westchnąłem ciężko. Pewnie plota o moim pobycie w tej zapadłej dziurze już się po Internetach rozniosła. Chociaż to aż dziwne, że jeszcze Anko nie zadzwoniła tylko po to, by mnie opieprzać za takie akcje od góry do dołu i spowtorem. Westchnąłem. Może walczy teraz z ta hecą i zadzwoni jak skończy.

Cóż.... będzie musiała ze dwie godziny co najmniej poczekać. Zawsze jak tu przychodzę to tracę momentalnie poczucie czasu. Mam wrażenie, że gadałem może z pół godziny a się okazuje, że dużo więcej. Westchnąłem ciężko po raz kolejny.

Podszedłem do jej grobu. Wyrzuciłem stare uschnięte kwiaty i położyłem świeży. Rozejrzałem się wokół. Nikogo podejrzanego nie zauważyłem. A właściwie to żywej duszy nie było tu widać. Usiadłem naprzeciwko na gołej ziemii. Położyłem brodę na kolanach.

- Yo, piękna. Długo się nie widzieliśmy, prawda?

- No wiem, wiem, wiem. Wiesz.... byłem na ciebie naprawdę zły za to, co zrobiłaś. Zwłaszcza za to, że najpierw mnie uratowałaś a potem zostawiłaś samego. Wtedy i jeszcze przez długi czas sądziłem, że niepotrzebnie mnie wtedy wyciągnęłaś. Postanowiłem, że już nigdy się nie zakocham.

- Ta. To nieprawdopodobne wręcz jak bardzo się myliłem. Przepadłem kiedy tylko zobaczyłem ten uśmiech i duże oczy, w których można utonąć. Możesz się ze mnie śmiać, ale sama byś się bez pamięci w nich zakochała. Mówię ci. W życiu nie widziałem tak ciepłego uśmiechu i równocześnie tak naturalnego. I wtedy poczułem, że jednak powinienem cię przeprosić i podziękować. Gdybyś mnie nie wyciągnęła to bym go nie poznał. Chciałbym wreszcie zaznać prawdziwej miłości.

- Jednak nie ma łatwo. On został skrzywdzony. Może nie do końca tak jak ja, ale... teraz boi się wszystkich. Sprawia wrażenie jakby go nawet jego własny cień go przerażał. I jeszcze zabawniejsze, że gada o sobie jak o maszynie. W życiu się z czymś takim nie spotkałem. Jest fascynujący i taki delikatny.

- Wciąż mam przykre wrażenie, że ranię go samą swoją obecnością. Wiem, że to niezbyt mądrze brzmi. Jednak nie potrafię odpuścić. Z resztą wiesz....

- Boję się, że nie da mi jednak szansy kierując się tymi wszystkimi plotkami na mój temat. Nie żeby wiele z nich nie miało w sobie prawdy, ale...

- Potrzebuję chyba twojego wsparcia. Chciałbym żebyś mi tym razem pomogła do końca, żeby nie brakło mi odwagi i wytrwałości w tym boju.

Nagle zerwał się podmuch wiatru i wokół mnie zawirowały liście. Tuż przede mną opadł liść jej ulubionego drzewa. Sięgnąłem po niego. Pewnie głupio i niepoważnie to zabrzmi, ale wydawało mi się, że poczułem ciepło na policzku. Słońce wyjrzało zza chmur i świeciło na mnie i grób przede mną. Wtedy przypomniały mi się jej słowa.

- To dla was chłopcy. Pamiętajcie, że zawsze będę was wspierać i stać po waszej stronie. Choćby nie wiem, co się wydarzyło. Już na zawsze. A ten liść jest tego świadkiem. To moje ulubione drzewo. Ono przypomni tą obietnicę.

- Dziękuję, Rin.- powiedziałem cicho.

Mimo, że bardzo chciało mi się płakać, to uśmiechnąłem się niemal przez łzy. Posiedziałem tak jeszcze chwilę w milczeniu. Patrzyłem na grób, na którym położyłem białą lilię.

Wstałem. Pożegnałem się w milczeniu i przeszedłem na jego grób. To będzie trudniejsze.

- Yo, wystrachany kocie.- powiedziałem ogarniając jego grób i kładąc świeży kwiat.

NiedostępnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz