chapter 56

300 15 6
                                    

Pov: Shuichi Saihara

-hmm? Shumai?- Ouma-kun mruknął przecierając oczy po przebudzeniu.

-tak?-

-widziałeś gdzieś mój telefon? Słyszę że dzwoni tylko nie pamiętam gdzie go zostawiłem, a ten dom jest na tyle badziewny że słyszę go wszędzie-

-ah tak, zostawiłeś go w kuchni- oznajmiłem

-dzięki-

Chłopak na pół przytomny podreptał do kuchni i odebrał połączenie. Po chwili do niego podeszłem bo chciałem zrobić nam śniadanie.

Kokichi z kimś rozmawiał. Mało się interesowałem z kim, bo przecież on się moimi rozmówkami nie interesował. Nagle chłopak upuścił telefon. Nie patrząc na twarz Oumy-kun, poniosłem jego komórkę.

-wszystko okay?- spytałem patrząc na jego twarz.

Po jego gładkim policzku spływały słone łzy. Dużo słonych łez. Wystarczyło parę sekund a jego twarz była cała we łzach.

Zanim zdążyłem w jakimkolwiek sposób zareagować on upadł na kolana, i choć z oczu lały się łzy to jego twarz była "nieruchoma".

-K-Kokichi?- zapytałem cicho

Jednak on nic nie powiedział. Oczywiście był przytomny jednak co mogło aż tak go poruszyć? Na pewno nie mogło być to nic głupiego, ani wszelakie kłamstwo.

Owszem był on świetnym kłamcą i umiał wylać łzy na darmo, jednak nie do takiego stopnia, to nie mógł kłamać.

Naprawdę nie wiem co robić.. spojrzałem na komórkę. W końcu jak będę wiedział z kim rozmawiał będę lepiej wiedzieć jak mu pomóc.

*💥Ozuru-chan💥*

Hm... Czy to nie jest ktoś z jego paczki? W sumie to nie mam praktycznie żadnego pojęcia a do tego nie jestem tam chyba mile widziany... Może Amami-kun pomoże?

Wyszedłem z pokoju i zadzwoniłem do zielono-włosego. Chłopak nie chciał przez telefon nic powiedzieć, jakby już wszystko wiedział.

Racja. Przecież ma on siostrę, czyli to nie była raczej informacja tylko do Oumy. Coś poważnego musiało się stać.

Już po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Odbiegłem do drzwi i je otworzyłem, za drzwiami jak podejrzewałem był Rantaro. Z zasmuconą miną wszedł do środka i skierował się do Kokichiego.

Zanim chłopak tutaj dojechał, podniosłem Oumę-kun z podłogi i zaniosłem go mojego łóżka. fioletowo-włosy jest w naprawdę niedobrym stanie...

-hej młody... Wiem że jest to dla ciebie trudne, ale..- Amami chyba nie wiedział co powiedzieć.

-ale?- odezwał

Nagle zapadła cisza. Cicha cisza.

-wiecie co? Już sobie idźcie, on już nie żyje..- mruknął.

Nie mogłem patrzeć jak Kokichi cierpi.. nagle coś się we mnie zebrało, pocałowałem go.

To nie był krótki pocałunek.

Nie żałuję tego, od dawna go lubię tylko wstydziłem się, i bałem że on mnie nie lubi.

-...-

-hej..- przybliżyłem swoją rękę do jego policzka- nie mogę patrzeć jak popadasz w rozpacz..

Chłopak się zarumienił. Czy to oznacza że mnie lubi? Znaczy, każdy w tym momencie by się zarumieniłem chyba.

Uśmiechnął się lekko. 

Spojrzałem się do tyłu, w końcu to musiało wyglądać dla Rantaro dziwnie, jednak już go tam nie było, zostawił nas samych? Chyba tak

Pocałowałem go drugi raz. Spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. Lecz nagle poczułem krew w ustach, to nie była moja krew.

--------------------------------------
487 słów

Inny wymiar// Saiouma, Oumasai//[ZAKOŃCZENIE]Where stories live. Discover now