Rozdział 8

424 31 1
                                    


Kolejny sen rozpoczął się tak samo jak poprzedni. Znowu znalazłam się w bibliotece, gdzie nad księgą pochylona była ta tajemnicza kobieta. Po raz kolejny, słysząc hałas w oddali, zamknęła księgę i wyszła. Tym razem jednak podążyłam za nią na korytarz, a ona nie odwróciła się ani razu. Energicznym krokiem przeszłyśmy przez zamkowe korytarze, a towarzyszył nam tylko stukot jej obcasów. Przez okna wpadało łagodne światło księżyca, sprawiając, że dostrzegłam u niej subtelną biżuterię oraz srebrny diadem. Z każdym kolejnym zakrętem krzyki i krzątanina były coraz głośniejsze. Kobieta była wyraźnie zdenerwowana, chyba także ceniła sobie ciszę i spokój. Niespodziewanie zza zakrętu wypadł na nią chłopak. W pędzie potrącił ją ramieniem, przez co cofnęła się kilka kroków w bok. Spojrzał na nią zlękniony, a jego orzechowe oczy przepełniało błaganie.

— Pomóż mi — wyszeptał cicho. — Proszę.

Tylko tyle wypowiedział, nim ponownie rzucił się w ucieczkę, biegnąc tymi samymi korytarzami, którymi niedawno szłyśmy. Spojrzałam na czarnowłosą. Jej twarz zastygła w wyrazie głębokiego zaskoczenia. A potem, kiedy usłyszała ciężkie kroki przybrała kamienną maskę i zmierzyła biegnących asgardzkich strażników w złotych zbrojach lodowatym spojrzeniem. Ci, widząc ją, zatrzymali się jak wryci i pospiesznie ukłonili w pas, co oznaczało, że musi być kimś wysoko postawionym.

— Panowie raczą wyjaśnić przyczynę swoich działań? Co to za wychowanie, które pozwala wchodzić do domu i przeszukiwać go bez zgody właściciela? — Zapytała kobieta chłodno.

— Na rozkaz Wszechojca szukamy Midgardczyka, który podstępem wtargnął do naszego królestwa i ukradł pierścień Odyna — wyrecytował szybko jeden ze strażników na jednym oddechu.

— Midgardczyk ukradł wam pierścień? — Uniosła brew kobieta. — Czyli Asgard nie jest tak dobrze chroniony, jak się zdaje — stwierdziła, kiwając głową z wszechwiedzącą miną. 

Zdawało mi się, że jej zachowanie było celowe. Chciała ich odciągnąć od domniemanego złodzieja.

— Pani...

— Gdyby tu był raczej bym go zauważyła, nieprawdaż? — Przerwała mu stanowczo. — Nikogo tu nie ma. Odejdźcie.

— Ale...

— Mam powtórzyć drugi raz? Wynocha — warknęła, a jej oczy zaskrzyły się niebezpiecznie. 

Słowo daje, wydawało mi się, że przez chwilę zajaśniały w nich srebrne nici. Nim zdążyłam mrugnąć strażników już nie było. Uciekli, zlęknieni. Tchórze. Zastanawiałam się, kim jest ta kobieta, skoro wzbudza taki strach i respekt. Może jakąś potężną boginią? Albo czarownicą? Wtem kobieta odwróciła twarz, patrząc prosto na mnie.

— Odyn to twój wróg, Leanno — powiedziała. — Strzeż się.

Nie zdołałam nic odpowiedzieć, choć bardzo chciałam. Miałam tak wiele pytań, ale wszystko zniknęło i pochłonęła mnie ciemność.

***

— Panienko Leanno! Lea! — Wołała mnie Nena, potrząsając za ramię. 

Otworzyłam oczy. Dziewczyna wyglądała na naprawdę wystraszoną, choć w jej oczach tliło się rozbawienie. Z niezrozumieniem rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było w komnacie, a sądząc po kącie padania słońca musiało być wcześnie rano.

— Co się stało? — Zapytałam schrypniętym głosem, a potem TO usłyszałam. Przeraźliwy krzyk, wściekłe wycie, ewidentnie kobiece, które sprawiało, że drżały mury. — Skąd te krzyki? — zapytałam, zawieszając wzrok na okrągłej twarzy pokojówki.

Dziecko boga: Krew nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz