two

212 35 54
                                    

    Miał zły humor i nie próbował nawet ukrywać, że jest inaczej. Sprawdzian w ogóle mu nie poszedł, do tego na reszcie lekcji nauczyciele nagle zaczęli interesować się jego istnieniem, przez co musiał siedzieć na nich skupiony. Na domiar złego przyjaciele milczeli jak nigdy, więc nie mógł liczyć na ich pomoc. Mało tego, Iwaizumi cały dzień był nieobecny – najwyraźniej obraził się znowu za kolejny spam. 
W międzyczasie Blanca, jego kotka, postanowiła sobie pobiegać po jego pokoju i strzaskała kubek, rozlewając przy tym herbatę. 

    Gdyby nie dobroć jego matki, aż do końca zajęć nie zjadłby wcale śniadania. 

    Wszystko to sprawiło, że ten dzień nie różnił się niczym od poprzedniego, a jedynie potęgował passę złego humoru. 

     Było już późno, i nawet nie miał ochoty na odbębnienie porannej toalety. No, w tym wypadku popołudniowej. 
Spojrzał na stos książek, których powinien był się pouczyć. Jęknął. 
Najpierw zrobi trening, potem może przeczyta po jednej stronie. Tak. To brzmiało jak dobry plan.
Ubrał się i wyszedł na dwór. 
Zimne powietrze uderzyło w niego, gdy tylko otworzył drzwi. 

Zadrżał.

Obserwował przez chwilę parę wydobywającą się z jego ust przy każdym oddechu, po czym zabrał się za rozgrzewkę. Dopiero gdy kilka minut później przygotowywał się do kolejnego ćwiczenia,dotarła do niego niewielka zmiana w otoczeniu. Zmarszczył lekko brwi i się rozejrzał. Omiótł wzrokiem swoje podwórko dokoła domu - nic nowego. Nie było duże, zaledwie niewielki skrawek trawnika, rząd kwiatów pod płotem i dawno nieużywana huśtawka na wielkim drzewie.
Skierował wzrok dalej, na ulicę i sąsiednie budynki. Było spokojnie i cicho, to prawda, lecz zdążył się przyzwyczaić. Na początku głucha cisza działała mu na nerwy, ale po kilku dniach zaczęła być wręcz kojąca. 
W końcu dostrzegł, co się zmieniło. Jego płot, niczym nie wyróżniającym się od reszty, miał wyższy słupek przy furtce. A na nim wisiała reklamówka, oświetlana przez uliczną latarnię. 
Podbiegł i wziął rzecz do ręki. Rozchylił, a jego oczom ukazały się całe paczuszki ze słodyczami. 

    Na jego twarz wkradł się uśmiech, w środku rozlało się przyjemne ciepło. Hajime naprawdę kupił mu żelki! Omal nie podskoczył ze szczęścia. Czuł, jakby wróciła do niego energia. Ruszył w pośpiechu do domu, olewając resztę treningu. 

    Złapał za telefon i wystukał wiadomość szybko.

Trashykingykawa: chcesz gadać?

Nie musiał czekać długo. 

Godzillzumi: trzy minuty

    Wyłączył komórkę, podszedł do biurka i odpalił laptopa. Zamiast bezwiednie czekać, rozebrał się ze sportowych ubrań. Wygiął usta w podkówkę. Właściwie to powinien był się najpierw umyć. No nic. 
Usiadł na krześle. Otworzył pierwszą paczkę. Zaciągnął się zapachem żelków.  Można się najeść samym zapachem? Z przesadnym namaszczeniem delektował się pierwszym żelkiem. Och, jak mu tego brakowało!
Jakże przyjemnie intymny moment ze smakołykiem przerwał mu dźwięk dzwonka. Westchnął i odebrał połączenie.

   Jego oczom ukazała się zgorzkniała mina przyjaciela, który oparł policzek na ręce, ze znudzeniem bazgroląc coś na biurku.
Oikawa uniósł brew.

— Zdajesz sobie sprawę, że do emerytury i bycia smętnym starcem oraz postrachem dzieci sąsiadów jeszcze ci daleko? Nie, wróć. Już spełniasz prawie wszystkie warunki! 

    Iwaizumi jedynie spojrzał na niego spod byka.

— Czyżby nareszcie odwiedzili cię z domu opieki? Co ty właściwie ro-

letters & jelly beans || iwaoiWhere stories live. Discover now