36

10 2 26
                                    

Ostatnie egzaminy spawalnicze, po których mieliśmy już zostać pełnoprawnymi nurkami-spawaczami, miały zacząć się dopiero na początku września, dzięki czemu przez cały sierpień moim jedynym obowiązkiem była praca w pizzerii. W końcu miałem więcej wolnego czasu, który mogłem przeznaczyć na coś przyjemnego. Co prawda, miło spędzony czas i moje obecne miejsce zamieszkania wzajemnie się wykluczają, ale przecież mam jeszcze kumpli. Spędzałem w ich towarzystwie niemal każdą wolną chwilę, jakby obawiając się, że jeżeli zbyt długo będę sam, dołujące wspomnienia i pesymistyczne myśli przejmą nade mną kontrolę. Działało bez zarzutu, świetnie się z nimi bawiłem, jednak mimo wszystko muszę przyznać, że bez względu na to, jak bardzo staraliby się mnie rozerwać, nie byli w stanie mi przywrócić takiej radości życia, jaką miałem w Europie.

***

Patrzyłem na mokrą od deszczu szybę, wystukując palcami na podłokietniku fotela melodię przesyconą frustracją. Już mieliśmy się zbierać z chłopakami do parku, znaleźć jakieś wolne boisko do koszykówki i rozegrać mecz dwa na dwa, ale niemal momentalnie zebrało się na deszcz i lunęło jak z cebra.

- Mówiłem wam, że tak będzie. - Ben wzruszył ramionami, opierając się wygodniej o kanapę - Oglądałem rano prognozę pogody i mówili, że po południu będzie padać.

- Chyba patrzyłeś na prognozę w Sydney, a nie w Filadelfii. - prychnął Sam, któremu najbardziej zależało na meczu, bardziej niż pozostałej trójce razem wziętej. Ja osobiście przestałem lubić grać w kosza po tym, jak w Hiszpanii Pablo niszczył mnie na boisku za każdym razem. Patrząc na niego, nigdy w życiu bym nie powiedział, że potrafi tak świetnie grać. Następny Michael Jordan, mówię poważnie.

- Gdyby w tej waszej telewizji można było znaleźć prognozę pogody dla miejsc poza Stanami, to byłoby fajnie. - prychnął - Wy, Amerykanie jesteście strasznie zapatrzeni w siebie, a jak ktoś jest inny, to od razu macie go za kogoś gorszego od siebie.

- Wyluzuj, to był tylko żart. - Sam spojrzał na niego z uśmiechem na twarzy - Nikt tu cię nie ma za gorszego przez to, że nie jesteś stąd.

- Ach, tak? - uniósł brwi - Jakoś żaden z was nie jest wytykany przez resztę palcami z jakiegoś powodu, którego nie jest w stanie zmienić.

- Ja na przykład nie mam jak zmienić swoich preferencji seksualnych, więc jak Sam się nie zamknie, to go dojadę tak, że przez tydzień nie będzie mógł siedzieć. - Eddy uśmiechnął się perfidnie, patrząc na bruneta, widocznie też mając dość jego głupich docinków.

- Rany, przecież to tylko głupie żarty. - Sam przewrócił oczami - Jesteście strasznie sztywni.

- Sam chyba bardzo chce być dojechany. - Ben spojrzał na Eddy'ego z rozbawionym wyrazem twarzy.

- No weź, po prostu mi zazdrościsz, że jestem bardzo zabawny, a ty nie. - rzucił niby od niechcenia, ale chyba poczuł się zraniony tym, że został otwarcie skrytykowany przez większość grupy.

- Chyba bardzo upierdliwy. - mruknął pod nosem, próbując stłumić śmiech.

- Odszczekaj to. - Sam rzucił się na niego, przez co stracił równowagę i spadł z kanapy, pociągając za sobą bruneta. Zaczęli tarzać się po podłodze w czymś, co z wyglądu przypominało walkę, ale sądząc po dźwiękach, jakie z siebie wydawali, nie działo im się nic groźnego.

- Złaź ze mnie upierdliwcze!

Spojrzałem na Eddy'ego i niemal jednocześnie zanieśliśmy się śmiechem, praktycznie zagłuszając nim dwójkę tarzającą się po podłodze w udawanej walce.

- Patrząc na was, nie chce mi się wierzyć, że to Eddy i Will są parą. - wydusiłem przez śmiech.

- Co? - Ben i Sam zastygli w bezruchu, jeden nad drugim, patrząc na mnie z malującym się na ich twarzach zaskoczeniem do granic możliwości. Wyglądali naprawdę zabawnie, ale w tamtej chwili wcale nie było mi do śmiechu, bo czułem na sobie palące spojrzenie Eddy'ego które sprawiło, że od razu pożałowałem swoich słów.

Years Without YouWhere stories live. Discover now