|10| rozdział dziesiąty

349 37 14
                                    

A/N: z okazji moich urodzin, prezent dla Was, enjoy! :D


Minęło dwa tygodnie odkąd Beau zjawił się przy mnie, gdy napadł mnie Carter. Nikomu o tym nie powiedziałam i prosiłam, by on też tego nie robił. Posłuchał mnie i obiecał, że nie zrobi nic, czego nie chcę.

Źle go oceniłam i czuję się z tym strasznie.

Jeszcze nie powiedziałam mu o swojej przeszłości; jeszcze nie jestem gotowa. Ale wiem, że jeśli miałabym powiedzieć komuś o tym, co mnie spotkało, powiedziałabym to właśnie Beau.

Beau to wspaniały człowiek, który skrywa się pod maską totalnego dupka i ignoranta. Taki przyjaciel, jak on to prawdziwy skarb, dlatego cieszę się, że jest blisko mnie. Nasza znajomość nie miała dobrego początku, ale teraz śmiało mogę powiedzieć, że - tak jakby - jesteśmy przyjaciółmi.

Co za ironia. Jeszcze nie tak dawno miałam go za totalnego dupka pozbawionego uczuć, a teraz jest najbliższą mi osobą.

Wychodzę z budynku uczelni, ciaśniej otulając się ciepłym swetrem. Nie jest mi zimno; po prostu jest już późno, a ja mam złudną nadzieję, że właśnie tak, jakmś magicznym sposobem ochronię się przed tym, co czycha w mroku.

Od incydentu, boję się wychodzić sama w domu, wiedząc, że Carter gdzieś tam jest i obserwuje mnie. Ale głupio mi, po raz kolejny prosić Beau o pomoc, mimo, że nie raz zapewniał mnie, że mam do niego dzwonić, gdyby coś się działo.

Zerkam na Camillę, która idzie kilka kroków przede mną, rozmawiając z jakąś blondynką, której imienia nie znam. Od czasu jej imprezy urodzinowej, nie odzywa się do mnie, a ja kompletnie nie wiem dlaczego. Przecież nie zawiniłam.

Choć może to i dobrze. Nie okazała się dobrą osoba.

Sama juz nie wiem. Wszystko jest takie skomplikowane.

- Co tu robisz, Beau? - słyszę głos Camilli i unoszę wzrok w poszukiwaniu wspomnianego bruneta.

Dostrzegam go kilka metrów dalej. Stoi z lewą ręką w kieszeni swoich jeansów, a w prawej trzyma papierosa. Spogląda na swoją byłą dziewczynę, ale nie moge rozczytać wyrazu jego twarzy, bo nie ma na niej zupełnie żadnych emocji.

- Jeśli myślisz, że do ciebie wróce, nie masz na co liczyć - kontynuuje brunetka i dopiero teraz widzę, z jak wielka pogardą patrzy na nią Beau.

Wiem, że udaje, że jej słowa go nie dotknęły. Zależało mu na niej, ale nie chciał się do tego przyznać.

- Nigdy tego nie zrobię, Camille - odparł spokojnie, rzucając niedopałek na chodnik, po czym przygniata niedopałek butem i bez słowa wymijając obie dziewczyny, staje naprzeciw mnie, a na jego ustach błąka sie lekki uśmiech.

- Cześć, Delilah - wita się i pochyla nade mną, delikatnie muskając ustami mój policzek.

Moje usta rozchylają się w zdziwieniu, ponieważ nie spodziewałam się go tutaj.

- Co tu robisz? - ponawiam pytanie Camilli sprzed kilku minut, ale tak naprawdę niesamowicie cieszę się, że go widzę.

- Przecież nie pozwoliłbym, abyś wracała sama - odpowiada z pięknym uśmiechem, a ja nic nie mogę poradzić na to, że moje policzki zalewają się delikatnym różem i mam nadzieję, że Beau nie jest wstanie ich dostrzec.

Nawet przez materiał swetra, czuję jego dłoń w dole swoich pleców, kiedy powoli wychodzimy z terenu instytutu, a na swojej osobie czuję wściekłe spojrzenie swojej koleżanki.

Nie chcę, aby Camilla była na mnie zła. Przecież to nie moja wina, że Beau z nią zerwał. Potraktowała go okropnie, więc nie nie dziwię się, że to zrobił.

Idziemy ulicami ramię w ramię, co chwila mijając kilkoro ludzi. Mimo, że teoretycznie nie wracałabym sama, to cieszę się, że Beau postanowił mnie odprowadzić.

- Skąd wiedziałeś, że dziś kończę później? - zagaduję, po chwili, patrząc na bruneta.

- Powiedziałaś mi o tym - odpowiada z cichym śmiechem, a ja przygryzam dolną wargę, próbując sobie przypomnieć, kiedy mu o tym wspomniałam.

Kilkanaście minut później docieramy pod blok w którym znajduje się moja kawalerka. Beau odprowadza mnie pod same drzwi mieszkania. Otwieram drzwi kluczem i zerkam na bruneta.

- Wejdziesz? - pytam, na co on kręci głową.

- Muszę wracać, umówiłem się z Jaiem - odpowiada, a ja kiwam głową. Nie jestem zła, że zostawia mnie samą. Nie ma obowiązku mnie pilnować.

- Dziękuję, Beau - mówię, posyłając mu wdzięczny uśmiech. - Do zobaczenia.

- Uważaj na siebie - odpowiada i zbliża się o krok, po czym składa na moim czole delikatny pocałunek. - Dobrej nocy, Lilah.

Believe Me | B. Brooks |Where stories live. Discover now