Rozdział XXXI

875 75 4
                                    

Gaya
Dziewczyny zrobiły mi wspaniałą niespodziankę i przyleciały, by spędzić trochę czasu ze mną. Moje serce było wypełnione po brzegi radością, wdzięcznością, byłam po prostu bezbrzeżnie szczęśliwa. Za dwa dni Sylwester i będziemy mogły spędzić go razem. Przywitamy nowy rok razem, jak za dawnych, dobrych czasów. Mijający rok obfitował w mnóstwo wydarzeń, których tak do końca nie mogłam określić jako dobre, albo złe. Dziwne, że człowiek lubi naklejać na wszystko etykietki. Dobre, złe, lubię, nie lubię, ładne, brzydkie, fajne, niefajne itd.

Było bardzo wcześnie rano, kiedy się obudziłam. Opatuliłam się szlafrokiem, założyłam wełniane skarpety i poczłapałam do kuchni. Postanowiłam upiec świeżutkie, ciepłe mufiny na śniadanko dla moich przyjaciółek. Dla gości i klientów piekła kuchnia. Moja prawie trzytygodniowa nieobecność wymusiła przeorganizowanie obowiązków w pensjonacie. Świetnie sobie poradzili beze mnie i chyba nawet, przez ułamek sekundy, poczułam nutkę żalu, Kiedy powiedziałam o tym Pearl, roześmiała się i zapewniała, że sama też tak miała. Stworzyła to miejsce i w pierwszym momencie było jej przykro, że jej tu nie ma, a wszystko funkcjonuje, jak w szwajcarskim zegarku. A później Adam wytłumaczył jej, że to właśnie jej zasługa. Po tym poznaje się dobrego leadera. Potrafi tak zorganizować pracę i dobrać ludzi do zespołu, że machina puszczona w ruch jest jak perpetuum mobile.

Pieczenie zawsze wprawiało mnie w dobry nastrój. Czułam wtedy, jakby moja ukochana babcia była tuż obok mnie. Kiedy tak sobie rozmyślałam o mijającym czasie, dołączyła do mnie Pola.

- Obudziłam cię? – objęłam ją ramieniem – Przepraszam.

- Nie – roześmiała się i cmoknęła mnie w policzek – nie mogę spać i musze z tobą pogadać.

Zaparzyłam kawy, mufiny wstawiłam do piekarnika i chciałam zabrać ją na pogaduchu do salonu, ale ona wolała zostać w kuchni.

- Lubię to miejsce – powiedziała pociągając łyk kawy – tu jest, jak w prawdziwym domu.

- Polcia – uśmiechnęłam się do niej – ja pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia. Natychmiast poczułam, że tu pasuję. Poczułam, że to miejsce tak samo mocno chce mnie, jak ja je.

Milczała wpatrując się gdzieś w dal. Wiedziałam, że to zapowiadało gruby kaliber rozmowy.

- Jak nie wiesz od czego zacząć – nakryłam jej dłoń swoją – to zacznij od końca - buchnęłyśmy śmiechem.

- Zakochałam się – wypaliła nagle – Właściwie, to ja nie jestem w nim zakochana, to byłoby łatwe. – spojrzała na mnie, a w oczach miała przerażenie – Ja go kocham.

- Owena? – czułam, że z nim to będzie coś poważniejszego.

- Tak – uśmiechnęła się ciepło do swoich myśli i wygrzebała spod szlafroka łańcuszek, na którym był zawieszony pierścionek z gigantycznym kamieniem – oświadczył mi się – po jej policzkach popłynęły łzy.

Podeszłam do niej i przytuliłam mocno.

- To czego ryczysz głupia? – podałam jej chusteczkę.

- Boję się Gaya – oczyściła głośno nos – Cholernie się boję, że się nie sprawdzę jako żona.

- A jeśli będziesz najlepszą żoną na świecie? – spojrzała na mnie, jakby mi druga głowa wyrosła - Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. Skoro się kochacie, to już macie całkiem dobry fundament dla bycia razem.

- A jeśli miłość to za mało? – zapytała autentycznie przerażona.

- Polciu, bo sama miłość nie wystarczyć – wybałuszyła zdziwione oczy – Miłość to dopiero początek. Do wspólnego życia musicie zaprosić jeszcze szacunek i zaufanie.

- Z tym ostatnim jest najtrudniej – znów pociągnęła nosem.

- Tak. – niestety musiałam przytaknąć – ale bez zaufania staniesz się zazdrosną i zestresowaną jędzą, a on zaborczym i agresywnym gnojkiem.

- Ale dlaczego nam miałoby się udać? – jej oczy znów napełniły się łzami – Ciebie małżeństwo omal nie zniszczyło.

- Pola, nie możesz nas porównywać – powiedziałam nieco za głośno – Kiedy w moim małżeństwie pojawiły się problemy, zaczęliśmy radzić sobie z nimi na własną rękę. Zawiedliśmy oboje. Sebastian miał silny charakter i próbował mnie sobie podporządkować, a ja mu na to pozwoliłam. Tak naprawdę, to od samego początku skazani byliśmy na porażkę. Nas połączyło jakieś współuzależnienie. W naszym związku zawiodło zaufanie i zawiódł szacunek. A tak naprawdę, to zawiodłam samą siebie, stawiając jego szczęście ponad własnym.

- Dlatego teraz odpychasz Xaviera? – totalnie zaskoczyła mnie tym pytaniem.

- A co ma do tego Xavier? – na rozmowę o nim nie byłam jeszcze gotowa.

- Wiesz, kiedy zniknęłaś nieźle dałam mu się we znaki – roześmiała się – Owen twierdzi, że wytrzymał to tylko dlatego, że jestem twoją przyjaciółką. Xavier obwiniał się o to porwanie i umierał ze strachu, że ten ruski Don coś ci zrobi. Był cholernie zazdrosny o to, że ten cały Dymitr rozkocha cię w sobie i zostaniesz z nim już na zawsze. Chlał whisky na umór. Wytrzeźwiał dopiero na pogrzeb. Musiał zorganizować opiekę dla małej, bo, choć to nie jego córka i nie ma genów Moore, to prawnie jest jej ojcem.

Teraz moje oczy wypełniły się łzami. Dziewczyny nie wiedziały o moich problemach z zajściem w ciążę. Jakie to wszystko jest niesprawiedliwe. Ja marzyłam o byciu rodzicem, a jemu życie tę rolę dało w niechcianym prezencie.

- Xavier – ciągnęła Pola – to skomplikowany facet, ale jestem przekonana, że naprawdę coś do ciebie czuje. Nie chciałabyś dać wam szansy? Może zaprosimy go na Sylwka, żeby tak sam nie kisł w hotelu.

- W jakim hotelu? – zdziwiłam się.

- No przecież to on nas skrzyknął i swoim żelaznymptaszkiem nas tu dostarczył – parsknęłyśmy głośnym, szczerym  śmiechem.

Kłamałem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz