Rozdział 25, czyli między śmiechem a płaczem (aka Twój Przyjaciel Jin).

250 29 34
                                    

{Midoriya Izuku}

Przekopałem się przez pół szafy w poszukiwaniu czystej koszulki, a takowa wisiała na oparciu dobrze widocznego krzesła, razem z ciemnoszarymi dresami. Przygotowałem sobie ubranie wczoraj, żeby dziś nie musieć go szukać. Ściągając je, zrzuciłem z biurka zeszyty z niedawno odrobionym zadaniem. Ja to mam farta. Szybko wszystko zebrałem i zacząłem się przebierać.

Początkowo nie było żadnych zasad dotyczących wychodzenia ze znajomymi. Mama, tak samo jak ja, była nieziemsko podekscytowana, że w ogóle jakichś mam. Jednak kiedy przestało to być nowością, dostrzegła możliwe zagrożenia wynikające ze zbytniej wolności nastolatka i ustaliła kilka. Muszę mieć pokój posprzątany na błysk i być przygotowany na najbliższe lekcje. Oceny też muszą się zgadzać z jej oczekiwaniami.

Dam głowę, że to wszystko przez tamte poradniki dobrej matki, które namiętnie czyta. W każdym razie to daje Zuku idealny sposób do poznęcania się nade mną. Jednakże dzisiaj nie zdążył nabałaganić, bo pomagał mamie w kuchni.

– Coś ty na siebie włożył? – dogryzał mi jeszcze zanim dobrze wszedł do naszego pokoju.

– Ubranie.

– O ile się zakładamy, że Todoroki-kun zrobi się na bóstwo?

– Jakbyś nie zauważył, on zawsze ubiera się elegancko. – oznajmiłem z przekąsem. Taki ma styl i tyle. – Na pewno nie chcesz iść ze mną?

Zanim się odezwał, przeciągnął się leniwie i opadł na łóżko.

– Nie. Tłumaczę ci, że skoro zaprosił ciebie, najprawdopodobniej chce spędzić czas z tobą.

Parę dni temu wrócił z ich spotkania ze sparzoną prawą dłonią. Na szczęście rozlegle nie znaczy poważne i po paru dniach wrócił jej normalny kolor. Shoto używa lewej strony niezwykle rzadko, nie panując nad sobą. Naturalnie żałował tamtego wybuchu, a Zuku zapewniał jakoby był to wypadek. Chcę mu wierzyć, jednakże jestem sceptykiem. W końcu musiał zrobić coś sporego żeby wyprowadzić pana Stabilnego z równowagi.

To oczywiście nie musi być prawdą. Czasami wychodzimy we dwójkę tak po prostu. Lubię spędzać czas z grupą ludzi, mogę poznać wiele opinii naraz, natomiast Shoto chyba woli zajmować się naraz mniejszą ilością osób. Choć nigdy nie zaprotestował, widzę jego krzywe spojrzenia, gdy przyprowadzam kogoś ze sobą. No cóż, innego sposobu na socjalizację nie widzę. Musi czasem zająć się kimś innym niż mną.

Wydaje się, że nikt poza mną tego nie dostrzega. Ani Kacchan, ani Yaoyorozu-san, ani własny brat nie mogą lub nie chcą dzisiaj iść. Każdy ma coś lepszego do roboty. Jakby się umówili.

– Przecież może być jednocześnie z nami oboma. – przekonywałem. Jesteśmy praktycznie jedną osobą, więc ma dodatkowe ułatwienie.

– Sorry, nie dziś. Muszę uzupełnić notatki.

Wygrzebał spod materaca nasze "analizy" i zaczął je wertować. Do góry nogami. Widzę jaki jest strasznie zajęty.

– Izuku, kolega do ciebie! – zawołała mama.

Shoto po mnie przyszedł? Wcześniej tego nie robił. Parę razy mu się zdarzyło, ale wtedy zwykle wysyłał mi wiadomość, że już jest. Do samego mieszkania rzadko wchodzi bez przyczyny. Przypuszczalnie czuje się po prostu niezręcznie. Posłałem Zuku jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie i pognałem zobaczyć o co chodzi. Wyjątkowo mu się upiekło.

– Dzwonił domofonem pod nasz numer. Zaraz przyjdzie. – złapała mnie przy drzwiach wyjściowych. – Lekcje zrobione? Zażyłeś leki?

– Aha.

DOM || TodoDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz