Miasto w Kamiennej Koronie

10 6 12
                                    

„Choć metody władca wywołuje u mnie niekontrolowane wymioty, muszę przyznać mu rację w jednej rzeczy. Poświęcenie paru żyć dla spokoju całego państwa, jest nieskończenie mądrzejsze, od utrzymywania wątpliwej moralności."

—Mistrz Mrocznej Kultywacji—

Po swojej prawej wciąż mieli tytaniczne jezioro, po lewej cyklopiczne góry, a mroczny las dawno znikł za ich plecami. Szli krok za krokiem, nie niepokojeni przez nawet najmniejszy wiatr. Słońce grzało tym mocniej, im dalej na południe się wysuwali, a deszcze lały prawie codziennie, obmywając idących ciepłą wodą.

Po drodze znaleźli małą wioskę, w której zaopatrzyli się, a przy okazji kupili nowe ubrania za to co „pożyczyli" z willi. Jeden zestaw dali stworowi, który za nimi podążał, ale nie sprawiło to, że stał się on bardziej ludzki. Za każdym razem gdy Sill na niego patrzyła, przeszywały ją dreszcze. Nie mogła sypiać, bojąc się, że to coś postanowi ją pożreć. Czuła się jak zwierz wystawiony na atak drapieżnika. Jednak Fidowi monstrum nie przeszkadzało, wprost przeciwnie, wydawał stworowi coraz nowsze rozkazy, a ten się go słuchał, niczym sługa.

– Fibreux! – zawołał Fid orała, latającego im nad głowami.

Zadziwiające jak ptak szybko urósł - parę tygodni wystarczyło, by powiększył się dwukrotnie. Fid podrzucił w powietrze kawałek mięsa, „pożyczony" ze sklepu wioski, w której kupili ubrania. Ptak przeciął powietrze i kłapnął dziobem, połykając suszoną zdobycz.

– Dobry ptaszek.

– Jesteśmy już blisko – zauważyła Sillon patrząc przed siebie.

– Tak... – przyznał elf rozmarzonym tonem.

Widział ten widok już od wielu dni i od razu go pokochał. Na początku wyglądało to jak górka z paroma mniejszymi obiektami na niej, jednak z każdą sekundą marszu miejsce się rozrastało. Teraz widział nieopisane masy skał i ziemi pokrytej trawą, która zamiast zrastać się z glebą, jak nakazuje natura, unosiła się na co najmniej kilkaset metrów.

Niczym kolumny podtrzymujące niebiańskie sklepienie, dziesiątki wspaniałych drzew na wzór tytanów podtrzymywały masy skał, szerząc się i wijąc. Wyglądało to jak nietypowe drzewo o niezliczonych konarach i koronie z głazów, ziem, traw i tego, co było na jego szczycie. Choć z poziomu drogi trudno było to ocenić, zdawało mu się, że widział tytaniczne gałęzie niczym kolce przebijające skalną koronę. Pomiędzy gałęziami wyrastały dziesiątki mniejszych drzewek, które musiały bić willami, podobnymi do tych klanu Garuda i Teen Bhaag. Domyślił się, że drapiące chmury drzewne kolce, również były niesamowitymi pałacami.

Zobaczył już tak wiele. Prawdziwą sztukę, żywy las, jezioro wielkie niczym niebo, nieskończone góry i jej twarz, lecz wciąż dawał się oszołomić pięknem tego świata. Gdy patrzył na kolejne cuda, serce biło mu szybciej, kąciki ust podnosiły, a oczy szkliły.

– Gdy tylko odzyskam pamięć, pójdę z tobą i też zobaczę świat.

– Po prawdzie, to od dawna mam już inspirację – wyznała z uśmiechem Sill . – Wystarczy, że dasz mi krosno, a stworzę ci z dziesięć nowych prac. Poza tym zobaczyliśmy już najwspanialsze widoki Pavitar Bhoomi.

– Co z resztą? – Kobieta spojrzała na niego, ze zdziwieniem w oczach. – Świat za górami, o którym opowiadałaś, reszta angemorbis... – doprecyzował.

– Jest tam pełno tych bestii... – wyszeptała, zerkając na powłóczącego nogami stwora.

– Jak widzisz nie wszystkie są groźne.

– To coś mnie przeraża... musimy je brać ze sobą?

– Mam pewien pomysł! Mogę zmienić mu wygląd. Zatrzymaj się – rozkazał, a stwór stanął jak wryty. – Porta – zainkantował, a jego oczy się przeistoczyły. – Similo forma.

Blask NiepamięciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz