XV. "Polana"

704 33 1
                                    

Zachody słońca zawsze wydawały mi się piękne. Niezależnie od tego w jakiej znajdowałam się sytuacji życiowej, za każdym razem podziwiałam momenty, w których słońce znikało za horyzontem, malując niebo przepiękną paletą barw. Teraz siedząc na huśtawce w ogrodzie Cullenów, gdy słońce powoli zbliżało się do granicy drzew czułam się szczęśliwa. Podziwiałam piękno natury napawając się cichym śpiewem ptaków.

Czekałam, aż Edward z Bellą zejdą do ogrodu. Reszta rodziny, gdzieś w domu, wesoło rozmawiała na temat dziewczyny wampira. Nawet Rosalie wypowiadała się o niej bez wyraźnej niechęci, co można było uznać za mały sukces. Wiedziałam, że za jej nienawiścią kryło się coś więcej niż tylko chęć ochrony rodziny, ale nie szczególnie chciałam w to wnikać. Co prawda byłam ciekawa, ale szanowałam prywatność Rose, jeżeli nie chciała się tym dzielić, nie miałam zamiaru pytać. Wychodziłam z założenia, że jeżeli będzie gotowa o tym porozmawiać sama się do mnie zwróci. Sama miałam sporo sekretów i spraw, którymi nie chciałam się z nikim dzielić. Podświadomie czułam, że Rosalie ma podobnie.

Usłyszałam otwieranie drzwi na taras, ale nie słyszałam bicia serca więc nie była to Bella. Przyjemne uczucie ciepła promieni słonecznych sprawiało, że kompletnie nie miałam ochoty się odwrócić, by sprawdzić kto zmierza w moją stronę. Przymknęłam powieki i odchyliłam głowę do tyłu, starając się złapać jak najwięcej słońca zanim zniknie.

- Nie przeszkadzam? – usłyszałam niepewny głos Jaspera zatrzymującego się przy mnie.

- Oczywiście, że nie – uśmiechnęłam się serdecznie w jego stronę, ale blondwłosy wampir wydawał się być zbyt spięty by odwzajemnić ten gest – wszystko w porządku?

Osunęłam się na brzeg huśtawki, robiąc tym samym miejsce Jasperowi. Szczerze mówiąc zaniepokoiło mnie jego zachowanie. Właściwie rzadko ze sobą rozmawialiśmy, odkąd opanowałam swój dar nie zdarzało się nam to prawie wcale, dlatego zdziwiło mnie jego przyjście do mnie. Szczególnie, że wyglądał jakby coś się stało. Poklepałam miejsce obok siebie, dając tym znak by usiadł koło mnie.

- Wszystko dobrze – odparł przysiadając na skraju drewnianej konstrukcji. Szczerze nie szczególnie mnie to przekonało.

- Nie wyglądasz jakby wszystko było dobrze – stwierdziłam siadając tak by być przodem do wampira. Ten jednak nawet nie drgnął, wpatrywał się tylko w delikatnie kołyszące się świerki, rozciągające się przed nami – widzę, że coś cię gryzie. Wiem, że podświadomie czujesz, że mogę ci pomóc. Inaczej byś tu nie przyszedł.

Chłopak westchnął i spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem. Nie rozumiałam o co chodzi, ale patrząc na niego czułam, że muszę mu pomóc.

- Naprawdę wszystko w porządku.

- Dobrze, nie musisz mówić. Ale chcę żebyś wiedział, że nie da się mnie tak łatwo oszukać – powiedziałam i zamilkłam czekając na jakąś odpowiedź, lecz jak się okazało Jasper nie zamierzał mi jej udzielić – Ok, nie musimy rozmawiać. Jeżeli ci to pomoże, możemy po prostu pomilczeć.

Ciekawość praktycznie paliła mnie pod skórą jednak nie odezwałam się słowem. Kompletnie nie wiedziałam o co może chodzić, ale nie chciałam tez naciskać. Zazwyczaj nie byłam cierpliwa, szczególnie jako wampir, ale czasem zdarzały się momenty, w których byłam w stanie wydobyć z siebie wszystkie pokłady cierpliwości i ta sytuacja zdecydowanie do takich należała. Czekałam więc w milczeniu, aż Jasper postanowi przerwać ciszę panującą między nami.

Nie postanowił się jednak odezwać, zamiast tego po prostu wstał z zamiarem pójścia z powrotem do domu. Właściwie tak mi się wydawało, ale wampir wykonał tylko kilka kroków przed siebie po czym odwrócił się do mnie.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz