XL. "Wrogowie z natury"

369 22 1
                                    

Wydawało mi się, że moje życie zostało podzielone na dwa, kompletnie osobne. Ukrywanie przed Cullenami mojej przyjaźni z Ethanem coraz bardziej mi ciążyło. Wiele razy zastanawiałam się, czy  nie powiedzieć im prawdy, jednak nie byłam na tyle odważna, by to zrobić. Zbyt bardzo obawiałam się ich reakcji, choć tak naprawdę to obawiałam się, że ich stracę. Bałam się, że jeżeli się dowiedzą, po prostu się ode mnie odwrócą i mimo iż wiedziałam, że to totalnie głupie, nie mogłam się pozbyć tego strachu. Właśnie dlatego podzieliłam moje życie między Ethana i Cullenów, pilnując się by w towarzystwie wampirów nawet nie myśleć o moim nowym przyjacielu.

Tak, tak właśnie zaczęłam określać moje relacje z Ethanem. Był mi bliski, ufałam mu i może to zbyt pochopne, ale czułam że był moim przyjacielem. Miałam nadzieję, że nic tego nie zmieni. Chociaż po pamiętnej sytuacji na pikniku pozostało między nami delikatne, dziwne napięcie, żadne z nas nie poruszyło tego tematu. Właściwie, gdyby nie to, to było tak jak jakby cała ta sytuacja nie miała miejsca.

Teraz jednak, idąc szkolnym korytarzem wraz z Bellą odrzuciłam od siebie wszystkie myśli związane z wilkołakiem. Głównie, dlatego że w każdej chwili mógł się znaleźć przy nas jej chłopak i podsłuchać moje myśli. Jego dar pozostawiał każdemu, prócz Belli dokładnie zero prywatności. 
Szłyśmy sobie spokojnie z Bellą w stronę wyjścia ze szkoły, gdy na przeciwko nas zauważyłyśmy Alice. Moja przyjaciółka przez odległość nie była w stanie zobaczyć jej wyrazu twarzy. Ja widziałam bardzo wyraźnie, jak na jej twarzy malowała się złość. Nie miałam pojęcia o co może chodzić, ale widząc że wampirzyca rusza w naszą stronę, przeżegnałam się w duchu. Chociaż wiedziałam, że w przypadku starcia z Alice żadną siła boska nie będzie w stanie mi pomóc.

- Przygotuj się – mruknęłam do swojej przyjaciółki, a ta spojrzała na mnie zdziwiona – Będzie ciekawie.

Dokładnie dwie sekundy później Alice dotarła do nas, zaczynając swój wywód.

- Jak mogłaś?! – krzyknęła celując palcem wskazującym w moją klatkę piersiową – W życiu bym się nie spodziewała, że możesz zrobić coś takiego!

Zrobiłam wielkie oczy i uniosłam do góry ręce w geście kapitulacji. W myślach starałam się szybko przeanalizować o co może jej chodzić. Obawiałam się najgorszego, jednak nie miałam zamiaru dać tego po sobie poznać. Bałam się, że dziewczyna zobaczyła mnie w wizji z Ethanem i chociaż do tej pory się to nie zdążyło, cały czas ta obawa krążyła mi gdzieś z tyłu głowy.

- Cześć Alice – rzuciłam siląc się na uśmiech – Przyznaje, że nie mam pojęcia o co ci chodzi. Chociaż mogłabyś się uspokoić, bo straszysz mi przyjaciółkę.

Kątem oka spojrzałam na Belle, która przyglądała nam się zdezorientowana. Mimo że byłam poinformowana dokładnie tak jak ona, ja przynajmniej byłam przyzwyczajona do temperamentu wampirzycy stojącej przed nami.

- Przestań udawać! Doskonale wiesz co zrobiłaś!

Wzięłam głęboki oddech, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Alice wie. Przybrałam jednak nonszalancki wyraz twarzy, obiecując sobie, że dopóki dziewczyna nie powie o co jej chodzi, ja na pewno się nie przyznam do tego co urywałam.

- Nie wiem – rzuciłam wzruszając ramionami. Ten gest zadziałał na nią jak płachta na byka, przynajmniej tak wyglądała.

- Wiesz! Doskonale wiesz, że to było świństwo.

- Nie wiem! – powtórzyłam sfrustrowana podniesionym głosem – Nie mam pojęcia, o co ci do cholery chodzi.

Dziewczyna jakby zrozumiała, że nie kojarzę faktów odetchnęła głęboko, po czym spojrzała na mnie już łagodniejszym wzrokiem. Chociaż w jej oczach nadal mogłam dostrzec, że ma do mnie jakieś wyrzuty.

- Poszłaś beze mnie na zakupy. Tak się nie robi – powiedziała śmiertelnie poważnie, na co parsknęłam śmiechem.

Powiedzieć, że kamień spadł mi z serca to naprawdę za mało. Moja tajemnica przysłaniała mi realny osąd sytuacji. Z zachowania dziewczyny wywnioskowałam, że stało się coś poważnego, tak jakbym zapomniała, że rozmawiam z Alice. Niska wampirzyca reagowała w ten sposób na wszystko, co względnie jej się nie podobało.

- To nie były zakupy, tylko zakup – powiedziałam na swoją obronę, ale ta nadal patrzyła na mnie krzywo – A po drugie to nie był mój pomysł. Jak chcesz się kogoś czepiać, tam masz Rose.

Wskazałam ręką na blondynkę idącą że swoim chłopakiem w stronę wyjścia. W obliczu tak poważnego zarzutu jak samotne zakupy, najlepszą linią obrony było przerzucenie odpowiedzialności. Robiłam tak za każdym razem i za każdym razem działało.

- Rosalie! Pozwól do nas na chwilę – zawołała w jej stronę Alice.

Gdy tylko złapałam z nią kontakt wzrokowy, przewróciłam oczami i machnęłam, by podeszła. W tej całej sytuacji najbardziej bawiła mnie postawa Belli, która po prostu obserwowała te dziwną wymianę zdań, kręcąc głową z dezaprobatą.

Para podeszła do nas, a Rosalie w ułamku sekundy została zaatakowana przez Alice. Wampirzyca cierpliwie słuchała jej wyrzutów raz po raz przewracając oczami. Widziałam jak niektórzy uczniowie przyglądają się nam z zaciekawieniem, ale gdy tylko zauważali mój wzrok, odwracali głowy w przeciwnym kierunku. Przyzwyczaiłam się już do bycia w centrum uwagi dlatego tylko westchnęłam głęboko zaplatając ręce na piersi. Nawet nie zauważyłam kiedy obok mojej przyjaciółki znalazł się Edward. Zaczynałam tracić czujność, nie dobrze. Skupiłam zmysły na otoczeniu i usłyszałam jak ktoś idzie w naszą stronę i chwilę później poczułam jak staje za moimi plecami. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Jaspera patrzącego z delikatnym uśmiechem na swoją partnerkę.

- No to rodzinka w komplecie – mruknęłam kpiąco, na co blondwłosy wampir zmarszczył brwi – Chciałabym już iść. Ześlij na nią jakąś fale spokoju i chodźmy.

Chwilę zajęło zanim wszyscy doszli do porozumienia i ruszyliśmy wspólnie na parking.

- Jeżeli następnym razem będziesz chciała coś kupić, z łaski swojej zabierz ze sobą Al – szepnęłam idąc koło Rose. Nie wiem dlaczego ściszyłam głos skoro wampirzyca i tak nas słyszała.

- Niczego nie obiecuję – powiedziała otwierając drzwi.

Pierwsze co zrobiłam wychodząc na zewnątrz to było odetchnięcie świeżym powietrzem. Mimo że uważałam moją samokontrole za bardzo dobrą, to nie mogłam powiedzieć, że zapach ludzi był mi obojętny. Gdy przebywałam z nimi w małych pomieszczeniach, nadal musiałam pilnować by przypadkiem nie stracić kontroli. Nie byłam pewna czy gdyby polała się krew, byłabym w stanie uciec. Raz mi się udało, ale sytuacja miała miejsce na dużej sali, a nie w małym pomieszczeniu.

- Co jest do cholery?! Co ten pies tu robi?!

Zmarszczyłam brwi, słysząc wściekła Rosalie. Wszyscy spojrzeliśmy w tym samym kierunku, jednak tylko ja poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Zauważyłam jak Rose rusza w kierunku lasu i chciałam pobiec za nią, ale w pierwszej chwili nie potrafiłam się ruszyć. Miałam normalnie Deja vu i zdecydowanie mnie to nie cieszyło. Nawet uczucie strachu w tamtym momencie było tak bardzo podobne.

Ethan stojący na skraju lasu w pierwszym momencie nie wyglądał jakby przejmował się idącą w jego stronę grupą wampirów. Edward kazał Belli zostać i sam ruszył za swoim rodzeństwem, a ja stałam sparaliżowana, patrząc tępo na uśmiechającego się wilkołaka. Ocknęłam się dopiero gdy Ethan zaczął wycofywać się w głąb lasu z uniesionymi rękami. Pobiegłam szybko w ich stronę w ostatniej chwili wchodząc między Ethana a wściekłą Rose.

Chłopak chyba nie złamał zasad paktu, ale swoją obecnością na pewno wkurzył Cullenów. Nie wróżyło to dobrze ani dla niego ani dla mnie. Stanęłam hardo przed Rosalie ignorując zdziwione spojrzenia reszty.

- Crystal co ty do cholery wyprawiasz?! – krzyknęła wściekła – Odsuń się, skopie mu dupę to się nauczy gdzie jego miejsce!

Dziewczyna chciała mnie wyminąć i najprawdopodobniej zaatakować chłopaka, ale powstrzymałam ją ruchem dłoni.

- Nie! – syknęłam patrząc jej prosto w oczy. Blondynka ewidentnie zaskoczona moją reakcją, cofnęła się o krok.

- Chcesz walczyć pijawko, proszę bardzo. Zobaczymy czy w czynach też jesteś taka pewna siebie – powiedział wyzywająco wilkołak wychylając się zza moich pleców.

- Waruj sierścichu – odgryzła się Rose, zaciskając pięści.

- Zaraz się doigrasz! 

- Milcz Ethan! – krzyknęłam wściekła. Bo byłam na niego wściekła, postawił mnie w jednej z gorszych sytuacji w moim wampirzym życiu.

- Crystal... – mruknęła kompletnie zaskoczona Alice – Nie mów, że ty...

Widziałam jak bardzo nie spodziewali się tego, że go znam. Piątka wampirów ustawiona w półkolu do tej pory wyglądała na gotowa do walki, teraz byli kompletnie zdezorientowani.

- Że ja co? – spytałam robiąc krok do przodu – Że zadaje się z wilkołakiem? Tak zadaje się. I co w związku z tym?!

- Wampiry nie zadają się z wilkołakami – powiedziała ostro Rose, a reszta ją poparła – Jak możesz przebywać z kimś kto zmienia się w psa!

- W wilka – mruknął Ethan, a ja momentalnie odwróciłam się w jego stronę.

- Nie wtrącaj się do cholery! – Ethan posłusznie zamilkł i spuścił wzrok na swoje buty rozumiejąc, że to moja kłótnia.

Przez chwilę mojej nie uwagi Cullenowie znaleźli się bardzo blisko nas. Nie wiedziałam czy mogli zrobić mu krzywdę, ani czy teren szkoły na mocy paktu należał do wampirów. Widząc jednak nienawiść i pogardę w ich oczach wolałam się nie przekonywać.

- Cofnijcie się – powiedziałam szorstko.

- Nie Crystal, to ty się odsuń – powiedział Edward, a ja spojrzałam na niego wściekle.

Dawno nie byłam tak wściekła jak teraz. Rozprostowałam palce i delikatnie uniosłam dłonie do góry. Nad nami zerwał się porywisty wiatr, oddający choć trochę to co aktualnie czułam.

- Cofnijcie się – warknęłam ostrzegawczo – Wszyscy, ale to już!

Patrzyłam hardo jak każdy z nich wykonał dwa kroki do tyłu. Widziałam w ich oczach swoje odbicie i sama się przestraszyłam swojej osoby. Byłam zbyt bojowo nastawiona do tej sytuacji i nie potrzebnie dałam się ponieść emocjom. Rozluźniłam dłonie, a wiatr momentalnie ustał. Spojrzałam na swoich przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem i uśmiechnęłam się przepraszająco. To całe zajście nawet nie powinno mieć miejsca, widziałam że oni też to zrozumieli.

- Musimy poważnie porozmawiać Crystal – powiedziała Rosalie, dużo spokojniejsza niż wcześniej.

Zmarszczyłam brwi ze zdziwieniem, wątpiłam że blondynka sama zdołała się uspokoić na tyle. Spojrzałam ukradkiem na Jaspera, a ten uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Cieszyłam się, że chociaż on nie jest przeciwko mnie. Przez chwilę bałam się, że ta sytuacja poróżni nas na dobre, lecz teraz widziałam że może wcale nie będzie tak źle. Pierwszy kryzys minął, teraz musiałam ich tylko przekonać do mojego toku myślenia. Wątpiłam, że będzie to łatwe ale nie miałam zamiaru się zrażać.

- Oj będziesz się grubo tłumaczyć – rzucił rozbawiony Emmett. W duchu dziękowałam za dar Jaspera – Oj będziesz.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz