XXXIX. "Nieznajome uczucia"

396 25 1
                                    

Zwariowałam.

Tak, na pewno. To jedyne racjonalne wytłumaczenie na to co działo się ze mną w ostatnim czasie. Czułam się zadziwiająco dobrze i może to głupie, ale budziło to moje podejrzenia. Czy szukałam powodu? Niekoniecznie. Głównie dlatego iż bałam się, że jak go znajdę, całe to cudowne uczucie ze mnie wyparuje.

Ta mała iskierka szczęścia kiełkowała we mnie od dnia, w którym malowałam razem z Ethanem ściany w moim salonie. Nigdy później nie poruszyłam z nim tematu wydarzeń tamtego dnia. Głównie dlatego, że pomijając moje dziwne uczucia, nic właściwie się nie stało. On sam też nic nigdy nie wspomniał, choć było ku temu naprawdę wiele okazji. Od tamtego dnia spotykaliśmy się prawie codziennie. Czasem w moim mieszkaniu, cały czas je remontując, a czasem dla odmiany gdzieś w lesie. Spotykanie się w lesie było o tyle niebezpieczne, że praktycznie wszystkie tereny były podzielone na mocy paktu. Nie wiedziałam dlaczego, ale zawsze spotykaliśmy się po stronie należącej do Cullenów. Może to nawet i lepiej, łamanie paktu na pewno nie przyszłoby mi tak łatwo jak jemu.

To była moja nowa rutyna dnia. Chodziłam do szkoły, a popołudniami spotykałam się z Ethanem. Problemem byli Cullenowie, którzy zaczęli się orientować, że coś się zmieniło. Nie miałam zamiaru informować nikogo o mojej nowej znajomości, choć coraz trudniej było mi ją ukrywać, szczególnie że codziennie wręcz wyczekiwałam kolejnego spotkania. Głównie dlatego że świetnie się dogadywaliśmy, a tematy do rozmów w ogóle się nie kończyły. Czułam się jakbym znalazła swoją bratnią duszę i to było niesamowite uczucie. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak dobrze można się czuć w towarzystwie osoby, którą ledwo się znało.

Po usłyszeniu ostatniego dzwonka, oficjalnie ogłaszającego koniec dzisiejszych lekcji, poderwałam się z miejsca, praktycznie przewracając krzesło. Z impetem wypadłam na korytarz i ruszyłam w stronę wyjścia. Dzisiejsze spotkanie miało być dla mnie niespodzianka i kompletnie nie wiedziałam o co mogło chodzić. Dostałam tylko wytyczne gdzie powinnam przyjść i tyle. Nigdy nie byłam zbyt cierpliwa, co powodowało, że nie lubiłam niespodzianek. Wszystkie wiązały się z jakimś oczekiwaniem, a przez mój charakter ciężko było mi na coś spokojnie czekać.

Byłam już prawie przy wyjściu gdy usłyszałam z oddali swoje imię. Przewróciłam oczami orientując się, że woła mnie Rosalie i wyszłam przed budynek na nią poczekać. Oparłam się o ścianę kilka kroków od wyjścia i obserwowałam ludzi wychodzących pospiesznie z budynku. Mnie też się spieszyło dlatego cokolwiek chciała Rosalie, nie było mi to na rękę.

- Jesteś – zawołała wampirzyca, podchodząc do mnie. Przestąpiłam z nogi na nogę i spojrzałam na nią wyczekująco.

- Jestem, jestem – mruknęłam przeczesując włosy palcami. Rozejrzałam się dokoła, wzrokiem szukając Emmetta jednak nigdzie go nie dostrzegłam – Czego potrzebujesz?

- Pomocy – odpowiedziała dziewczyna, a ja zmarszczyłam brwi. To słowo z jej ust brzmiało co najmniej dziwnie – Musisz ze mną gdzieś pojechać.

- Dlaczego ja? Nie możesz wziąć sobie Emmetta do towarzystwa?

- W tym rzecz, że nie mogę – odpowiedziała zirytowana moją niechęcią.

- Pokłóciliście się? – zapytałam zdziwiona. Niezależnie od powodu nie mogłam z nią dzisiaj nigdzie jechać, ale nie mogłam też powiedzieć dlaczego. Sytuacja beznadziejna.

- Nie, skądże – pokręciła głową i ściszyła ton głosu – Mamy rocznicę za niedługo i chciałabym coś kupić i potrzebuje żebyś pojechała ze mną.

- Rocznicę? – zapytałam odrobinę za głośno, za co sekundę później oberwałam – Rocznicę czego?

- Jak czego? Ślubu – powiedziała patrząc na mnie z politowaniem.

- Serio obchodzicie rocznicę? Która to już będzie? Z osiemdziesiąta czwarta – mruknęłam, śmiejąc się pod nosem.

- Gdy kogoś kochasz, nie ma znaczenia którą – powiedziała kręcąc głową – Kiedyś to zrozumiesz.

- Wątpię – westchnęłam ciężko, na co ta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

Tak naprawdę mimo iż uważałam miłość za piękne uczucie, nie wiedziałam czym w ogóle jest. W głębi zazdrościłam wszystkim, którzy mieli kogo kochać i którzy czuli się kochani. Nigdy tego nie doświadczyłam i byłam przekonana, że już nigdy tego nie doświadczę. Może i byłam nieśmiertelna i miałam nieskończenie dużo czasu, jednak to wcale mi nie pomagało. W głębi duszy czułam, że jestem nie zdolna do miłości. Byłam na tyle nieporadna w uczuciach, by nie potrafić kogoś pokochać. Niestety, miłość to przywilej i nie każdy na niego zasługuje. Ja nie zasługiwałam.

- Crystal... – zaczęła, a ja podkręciłem głową, by odgonić od siebie tamte myśli.

- Jutro, Rose – rzuciłam szybko, przerywając jej – Jutro z tobą pojadę gdziekolwiek.

Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie, ale mimo to pokiwała głową zgadzając się na mój warunek. Widziałam, że miała zamiar zarzucić mnie pytaniami dotyczącymi moich planów na dzisiejsze popołudnie, dlatego szybko przytuliłam ją na pożegnanie i ruszyłam przed siebie.

- Do jutra! – krzyknęłam jeszcze biegnąc w stronę lasu.

Tym razem się udało, ale wątpiłam że dam radę to dłużej ciągnąć. Bałam się reakcji Cullenów, gdyż doskonale znałam ich stosunek do wilkołaków. Wszyscy jak jeden mąż powtarzali, że wilkołaki są niebezpieczne, i że to nasi naturalni wrogowie. Nie rozumiałam, dlaczego fakt że zostałam przemieniona w wampira sprawiał, że powinnam nienawidzić przypadkową grupę ludzi. To najbardziej idiotyczna rzecz w nadprzyrodzonym świecie.

***

Niespodzianki.

Nie lubiłam i nigdy nie polubię niespodzianek. Fakt, że nie miałam żadnej kontroli nad tym co miało się wydarzyć niezmiernie mnie irytował. Idąc między drzewami obiecałam sobie, że już nigdy się na żadną nie zgodzę.
Im bardziej zbliżałam się do miejsca naszego spotkania, tym moją irytacja rosła. Zdecydowanie powinnam poćwiczyć cierpliwość. Przyspieszyłam kroku, orientując się, że jestem całkiem niedaleko. Miałam zjawić się na granicy naszych terenów, dokładnie tam gdzie rozstaliśmy się poprzedniego dnia.
Wychodząc z pomiędzy drzew ujrzałam Ethana, który zawzięcie coś przygotowywał. Był na tyle zajęty, że nie zauważył mojego przybycia. Spojrzałam na czerwony koc rozłożony na umownej linii oddzielającej tereny i z uśmiechem zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam o co chodzi, ale miejsce bardzo mi się podobało. Zieleń dokoła była niesamowicie urokliwa, co sprawiało, że miejsce miało swój unikatowy klimat. Nie wiedziałam jakim cudem mogłam nie zauważyć tego wczoraj. Zrzuciłam moją nieuwagę na promienie słoneczne przebijające się przez korony drzew, których wczoraj, późnym wieczorem nie było.

Wróciłam wzrokiem do Ethana i zorientowałam się, że chłopak właśnie przygotowuje piknik. Zmarszczyłam brwi zdziwiona, a sekundę później skarciłam samą siebie. Przypomniałam sobie, jak podczas skręcania mebli do kuchni, wspomniałam o tym, że wampiry teoretycznie mogą jeść ludzkie jedzenie. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy rozmawiać o nadprzyrodzonym świecie, dlatego nie zagłębiałam się bardziej w ten temat i trochę tego teraz żałowałam. Widziałam z jakim zaangażowaniem Ethan to wszystko przygotowuje i wprost nie miałam serca mu powiedzieć prawdy. 

Wiele razy zdarzało mi się jeść posiłki na stołówce tylko po to by nie odstawać od towarzystwa ludzi. Może i już tego nie robiłam, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, by powtórzyć to jeszcze jeden, ostatni raz. Obiecałam sobie, że wyjaśnię mu dietę wampirów, po czym odetchnęłam głęboko i poprawiając torbę na ramieniu, z uśmiechem ruszyłam w jego stronę.

- Dzień dobry – rzuciłam podchodząc powoli do koca. Z przyzwyczajenia, zwinnie omijałam wszystkie miejsca, na które padało słońce.

- O! Dzień dobry, dzień dobry – wstał uśmiechając się szeroko na powitanie – Cieszę się, że przyszłaś.

- Miałeś jakieś wątpliwości? – zapytałam udając oburzenie.

- Nie, skądże – mruknął, kończąc wypakowywać rzeczy z plecaka.
Zaśmiałam się i odłożyłam swoją torbę na bok. Rozejrzałam się jeszcze raz dokoła, napawając się pięknem przyrody. Od zawsze miałam słabość do ładnych miejsc.

- Podoba się? – zapytał, i choć wydawało mi się, że pytanie jest czysto retoryczne energicznie pokiwałam głową z uśmiechem.

Ethan widząc moją reakcję, zaśmiał się i poklepał miejsce obok siebie, dając mi tym samym znak, żebym usiadła koło niego. Usiadłam szybko na kocu, rzucając okiem na jedzenie przygotowane przez chłopaka.

- Mam nadzieję, że lubisz pikniki – powiedział biorąc jedną z pięknych czerwonych truskawek – Jak zobaczyłem wczoraj to miejsce od razu pomyślałem, że jest idealne na piknik.

Kolejny minus bycia wampirem. Tęskniłam za smakiem jedzenia i żałowałam, że nie mogę niczego zjeść ze smakiem. Szczególnie przykro, gdyż teraz nie musiałabym kraść by się najeść i mogłabym się delektować każdym posiłkiem.

- Właściwie to nie wiem – mruknęłam pod nosem, także biorąc truskawkę. Wyglądała, jakby była pyszna. Widząc jego pytający wzrok westchnęłam ciężko. Tak jak nigdy nie rozmawialiśmy o wampiryzmie, tak nigdy też nie wspomniałam o swojej przeszłości. To raczej nie był temat do pogaduszek – Powiedzmy, że nigdy nie miałam okazji się przekonać.

- Jak to? Nigdy nie byłaś na pikniku?

- Nie – mruknęłam, tępo wlepiając wzrok w materiał koca. Może faktycznie powinnam zapisać się na jakąś terapię, wydarzenia przeszłości nadal ciągnęły się za mną, a ja nadal sobie z nimi nie poradziłam – Jakoś nie było okazji.

- W takim razie ciąży na mnie odpowiedzialne zadanie – rzucił wyrywając mnie z zamyślenia.

Golden crystal | twilightWhere stories live. Discover now