Chapter X

64 3 104
                                    


6 listopada 2019


Minho stanął w przejściu z sypialni i uśmiechnął się czule na widok dziewczyny siedzącej pod kocem na kanapie, z laptopem na kolanach, jakby nie miała najmniejszego zamiaru wyjść za godzinę z domu. Wiedział, że nie była najszczęśliwsza z powodu nagłej wycieczki do pubu, ale z drugiej strony nie potrafiła mu odmówić, kiedy o to poprosił. Bo prosił wyjątkowo rzadko i zdawał sobie sprawę, że musiała zwęszyć podstęp.

Zauważyła go, gdy westchnął ciężko i postanowił ruszyć w jej stronę, porzucając swoje wygodne oparcie w postaci futryny. Prychnęła.

— Założyłbyś coś na siebie. — Zlustrowała wymownie jego sylwetkę, na końcu przewracając oczami, gdy posłał jej zadziorny uśmieszek.

— Przecież mam na sobie spodnie. — Wyszczerzył się, gdy po raz kolejny prychnęła.

Zamiast posłuchać dziewczyny, pokonał resztę pokoju szybkim krokiem i opadł na kanapę tuż obok niej. May zignorowała samozadowolenie chłopaka i dała się objąć ramieniem, moszcząc się wygodniej obok blondyna. Lee przyciągnął ją jeszcze bliżej i spojrzał z zainteresowaniem na ekran laptopa, przekrzywiając głowę niczym ciekawski szczeniak.

— Co robisz? — Zmrużył powieki, nie potrafiąc przeczytać większości słów, które zapełniały stronę dokumentu.

— Obsmarowuję cię w fiku. — Teraz to Maya uśmiechnęła się złośliwie, jakby dla większego efektu stawiając kropkę po właśnie napisanym zdaniu.

— To, że nie rozumiem twojego języka, nie znaczy, że możesz to wykorzystywać przeciwko mnie — burknął, próbując dopatrzeć się słów, których zdążyła go nauczyć, ale tekst był dla niego równie czytelny, jak fizyka kwantowa.

— Póki nie zabronią mi tego prawnie, nie masz nic do gadania. — Wytknęła w jego stronę język, wywołując tym cichy śmiech blondyna.

Ten szybko jednak zamarł mu w gardle, gdy przypomniał sobie, że nadal z nią nie rozmawiał, mimo że straszył tym Bina już dobry tydzień temu. Westchnął ciężko i delikatnie położył dłoń na palcach May, które z wprawą wędrowały po klawiaturze. Dziewczyna rzuciła mu skonsternowane spojrzenie, ale widząc powagę na jego twarzy nawet nie próbowała protestować, gdy odstawił sprzęt na stolik. Uniosła jedynie brwi w niemym pytaniu, czekając aż Lee sam zdecyduje się mówić.

— Nie miałaś mi nigdy za złe tego ukrywania się? — Uciekł wzrokiem, gdy zmarszczyła brwi, powoli przetwarzając, o co mu chodzi.

— Nie wiem do czego zmierzasz — zaczęła ostrożnie, z uwagą lustrując jego twarz — ale wiem, dlaczego to wygląda, jak wygląda, i nigdy nie pomyślałam, żeby chować do ciebie przez to urazę. Zapomniałeś już, że wiem, jak chłopcy reagowali na twoje poprzednie dziewczyny? W dodatku wątpię, żeby mnie lubili, jeśli pamiętają o mnie tylko jako prowodyra tamtego... incydentu.

— Changbin cię lubi — burknął, niechętnie przyznając jej w głowie rację. Chan i Seungmin nie wspominali jej najlepiej, ale tak naprawdę żaden z nich jej nie znał. — Poza tym, nie sądzisz, że nie powinniśmy się nimi przejmować?

— Słońce. — Ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie i zmusiła go, żeby na nią spojrzał. — Ja wiem, że nie powinniśmy, ale to magicznie nie zmieni ani ich nastawienia do mnie, ani naszych obaw. Rozumiem, dlaczego nie chciałeś im mówić i dlaczego się tego boisz. Wiem, jaka może wybuchnąć z tego awantura i nie chcę, żebyś obwiniał się za każde krzywe spojrzenie, które ktoś mi pośle. Nie chcę, żebyś obwiniał się za coś, na co nie masz wpływu, a tak właśnie będzie.

Streetlight | Seo ChangbinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz