Chapter XI

103 4 36
                                    

6 listopada 2019


Dochodziła dwudziesta, kiedy Soojina z ociąganiem wdrapała się na schody przed domem chłopaków i bez pukania weszła do środka. Gdy zamknęła za sobą drzwi, stanęła w miejscu zdezorientowana ciszą, która zastałą ją w przedpokoju. Zmarszczyła brwi i weszła głębiej, zaraz unosząc je w zdziwieniu. Salon był pusty, jeśli nie liczyć śpiącego na kanapie Mingiego, a z kuchni dobiegało ciche stuknie, o wiele subtelniejsze niż zazwyczaj. Dom Kima i jego paczki zazwyczaj pękał w szwach w piątkowe wieczory, a chłopak nie uświadomił jej, że ten raz miał się jakoś znacząco różnić, gdy umawiali się na spotkanie.

— Soojin? — Dziewczyna podskoczyła na dźwięk znajomego głosu. Odwróciła się w stronę przejścia do kuchni, w którym stał Jongho, trzymający w ręku kieliszek wina. — Co ty tu robisz?

Jego ton nie był ani agresywny, jak zazwyczaj u Seonghwy i Yunho, ani jakoś przesadnie przyjacielski, na co zawsze mogła liczyć ze strony Yeosanga i Woo. Jongho, podobnie zresztą jak Mingi, był dla niej jedną, wielką niewiadomą. Wiedziała, że obaj nic do niej nie mieli, nie zwykli siedzieć cicho, gdy kogoś nie lubili, ale nigdy nie starali się zbytnio do niej zbliżyć. Ich relacja zazwyczaj kończyła się na krótkiej wymianie powitań, ewentualnie spalonej fajce na ogrodzie za domem.

— Przyszłam pogadać z Hongiem — odpowiedziała zdezorientowana tym pytaniem. Wiedziała, że często rozmawiała tu z Woo i Yeo, ale zawsze była tu tylko z jednego, konkretnego powodu. — Umówiłam się z nim tu dzisiaj, co w tym takiego dziwnego?

Jongho zmarszczył brwi i oparł się plecami o framugę drzwi, w których nadal stał.

— Jesteś pewna, że to dzisiaj?

— Przeszłam depresję, nie demencję, Jong. — Uniosła brwi widząc zwątpienie na jego twarzy. Zmrużyła powieki, krzyżując ramiona pod piersiami. — Czego mi nie mówisz?

— Cóż... — Chłopak odwrócił wzrok, nagle zmieszany jej uwagą. Wypuścił powietrze z płuc i z wahaniem spojrzał jej w oczy. — Jeśli się umówiliście, to Hong właśnie cię wystawił, Jin.

— Co masz na myśli mówiąc wystawił? — Coś nieprzyjemnego zaległo jej ciężko na żołądku. Coś co bardzo przypominało jej uczucie po ich kłótni sprzed uniwersytetu. Coś paskudnego, co nie miało nic wspólnego z zawodem.

— Godzinę temu pojechał załatwić coś z Hwą i Yunho. I zanim zapytasz, kiedy wróci — wtrącił, zanim zdążyła otworzyć własne usta. — Grubo po północy. Jadą potem z Hwą na walki do jakiegoś baru. Powiedział, że musi się tam spotkać z klientem

— Z klientem? — zapytała z niedowierzaniem, obserwując jak chłopak jedynie wzrusza ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. — W barze, na walkach bokserskich? Co to niby za klient.

— Mnie nie pytaj. — Instynktownie schował głowę między ramionami słysząc jej oskarżycielski ton. — Nie wpierdalam mu się we wszystkie interesy. Wiem tyle co ty, nic mi nie mówi.

— Nieważne — warknęła, bardziej do siebie niż do niego. — Mam dość. Powiedz mu, że jeśli w końcu dorośnie do rozmowy, to czekam na niego jutro w barze po swojej zmianie.

— Wątpię, żeby jutro miał czas i oboje to wiemy, Jin — powiedział cicho szatyn, przyglądając się jej z uwagą. — Oboje wiemy, że w soboty nigdy go nie ma.

— Nie obchodzi mnie to — sparowała, rozdrażniona tym, że Jongho miał rację. Nie miała nawet na co liczyć. — Mam dosyć dostosowywania się do jego cholernego czasu, który i tak okazuje się zbyt cenny na marnowanie go na mnie.

Streetlight | Seo ChangbinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz