Hej Ho, pisać by się szło!

22 1 0
                                    

To nie rozdział, jak pewnie większość z Was (o ile ktoś tu jeszcze zagląda) się domyśla. Ale nie gaście tej iskierki nadziei, która być może w Was zakiełkowała. Mam za sobą dość trudny i burzliwy okres. Działo się sporo i tych dobrych i tych złych rzeczy. Niektóre relacje się rozpadły, niektóre zacieśniły więzy, a i pojawiło się kilka innych. Życie zawirowało, wyrzuciło mnie w miejsce, w którym jestem i chyba w końcu pozwoliło dojrzeć do podjęcia ważnych decyzji. Jedną z nich jest wrócenie do samorozowju i stawiania sobie wyzwań. A poza ogromnym ładunkiem emocjonalnym Streetlight właśnie tym jest - samodoskonaleniem się w pisaniu i stawianiem sobie kolejnych poprzeczek, byle dalej, byle wyżej. No i nie oszukujmy się - cholernie tęsknię za pisaniem.

Zanim jednak przejdziemy do wielkich powrotów i wiążących obietnic, musimy ustalić sobie kilka faktów z mojego życia. Ten dzieciak - Yorumi, Nat, czy pod jakim imieniem mnie znacie, trochę dorósł przez te ponad 2 lata nieobecności. Nieważna praca w gastro będąca sposobem dorobienia sobie na studiach, zamieniła się w pracę na innym dziale z o wiele większą odpowiedzialnością. Przytulna sypialnia w rodzinnej wiosce zamieniła się w mieszkanie w większym mieście. Odpowiedzialność za randomowe rzeczy zamieniła się w odpowiedzialność za własne życie i przysłowiowe wsadzenie czegoś do gara. Pewnie zastanawiacie się po co w ogóle o tym wszystkim piszę... Ano dlatego, że Yorumi wraca do gry.

Póki co ten powrót wyobrażajcie sobie jako nieporadną jazdę na wózku inwalidzkim po poważnym wypadku. Próbę obrania kontroli nad własnym ciałem i umysłem. Może to być mozolna wędrówka, może być to sprint - czas pokaże. Ale jedno jest pewne, czas wyrwać się z rutyny, zmęczenia, niezadowolenia i marudzenia. Obudzić na nowo kreatywność i dopuścić do głosu wewnętrzne dziecko, które już od dawna wyrywa się na wolność. Jednak wszystko małymi kroczkami, tak, żeby nie uciekło znów do swojego kąta osamotnienia i jednostajności.

Rozdziały wrócą. Jestem w trakcie czytania wszystkich wypocin, które już sobie przyswoiliście. Odświeżenia sobie wątków, które zaczęłam, rozbudowania tych, które w pisarskim ferworze same się zmaterializowały, a nieplanowane mogą narobić niezłego bałaganu w historii. A przede wszystkim jestem w procesie ponownego poznawania swoich bohaterów - w niektórych przypadkach jest to spotkanie ze starym przyjacielem, którego znam jak własną kieszeń. W innych poznawanie i docieranie się na nowo. Bo tak Drogi Czytelniku. Już kiedy zaczęłam pisać tę historię, zrozumiałam, że oni żyją własnym życiem, sami podejmują decyzje i dojrzewają równo ze mną, jeśli nie szybciej. Jest to żmudny proces, czasami bolesny, ale niezwykle wartościowy i budujący. Mam nadzieję, że na jego końcu zobaczycie, że i bohaterowie i ja zmieniliśmy się na lepsze, wydorośleliśmy i pociągniemy tę historię wspólnymi siłami.

Cały mój wywód miał tak naprawdę skupić się w dwóch akapitach, ale serducho się odezwało i musicie przechodzić przez moje filozoficzne rozterki. Jednak nie będę pisać tego na nowo, ani skracać tej błazenady do suchych faktów z jednego powodu - cholernie dobrze znowu móc wyrazić się poprzez słowo pisane.

Chcę, żebyście nastawili się na powrót Streetlight z tą świadomością, że nie możecie spodziewać się cotygodniowej aktualizacji - w moim wymarzonym scenariuszu będziemy spotykać się co miesiąc, a i z tym mogą być problemy - przynajmniej na początku. Wiem, możecie teraz sobie pomyśleć Po co w takim razie mówisz, że wracasz?, Jaki był sens w tłumaczeniu nam co się u ciebie zadziało, skoro nici z regularności? Widzicie, tak się składa, że jestem szczerym człowiekiem o wielkich planach. Ktoś powiedziałby, że zbyt bezpośrednia ze mnie jędza i za często sprowadzam ludzi na ziemię, ale taki już mój charakter. Poza tym planuję powrót na studia, a pamiętajmy, że pełen etat i studia zaoczne to dość skomplikowany harmider do ogarnięcia. Z autopsji wiem, że czasami dostaniecie rozdział raz w miesiącu, czasami poczekacie jedynie tydzień czy dwa, a czasami będą to dwa miesiące. Ale dojrzałam na tyle, żeby wiedzieć, że pisanie to nieodłączna część mnie i nieważne jak dużo mam na głowie, jakaś część serducha zawsze przy nim zostanie, choćby nikt z Was tego nie czytał.

Na sam koniec chciałabym ustalić jedną rzecz, na którą mam nadzieję przystaniecie bez urywania mi głowy przy dupie. Pierwsze 11 rozdziałów można uznać za część pierwszą tej historii. Wprowadziłam praktycznie wszystkich ważnych bohaterów, zaczęłam wszystkie wątki (choćby ledwo wspomnieniem), które mają swoje rozwinięcie i zakończenie w dalszych perypetiach chłopaków i Soojin. No i ostatnią scenę możecie uznać za wyjątkowo chamski Polsat, w których się lubuje - tego ukrywać nie będę. Czas jednak nakręcić kolejny odcinek tej fabuły i pociągnąć go choćby resztką sił do finału i morału tego opowiadania. Jaki to morał? Cóż, może chodzi o ten oszczędny opis historii, który poznaliście zanim przeczytaliście prolog, może chodzi o coś co dostrzec możecie na kartach tych rozdziałów, które przeczytaliście, a może chodzi o coś co dopiero wpadnie w Wasze łapki. Każdy z Was wyciągnie własne wnioski i uzna za morał to, co w tej historii uzna za najważniejsze. A niektórzy za morał uznają to, że Yorumi jednak nie potrafi pisać - i to też w porządku. Ta historia i jej przesłania są dla Was i tylko Waszą sprawą jest, co ona będzie dla Was znaczyć.

Mam nadzieję, że przed wakacjami zobaczymy się tu znów z pełnią energii i motywacji do poznawania się przez tekst, który wychodzi spod moich palców. I że nie będziecie żałować żadnej chwili, którą poświęcicie na to, co chcę Wam przekazać.

Do zobaczenia... niedługo ;)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Streetlight | Seo ChangbinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz