3. W labiryncie

216 3 0
                                    

Stalowa klapa uniosła się, ukazując zanikające w głębokiej ciemności szczeble drabiny.

— Powodzenia, chłopcze. — Na twarzy starego mechanika zagościł dodający otuchy uśmiech.

— Dzięki. — Szczur odpowiedział mu kiwnięciem głowy.

Sięgnął do opinającej jego czuprynę uprzęży i wcisnął włącznik. Latarka na jego czole zapaliła się, zapewniając słabe światło na kilka metrów przed chłopakiem. Nie czekając już dłużej, poprawił ułożenie plecaka na grzbiecie i zaczął schodzić w dół, ku kanałom.  Po kilku sekundach klapa zamknęła  się nad nim z zgrzytem, czyniąc go jedynym, co rozjaśniało wszechobecny mrok kanałów.

Był przyzwyczajony do tego, w końcu na tym polegała jego praca. Zejść w dawne kanały,  umieścić w nich trutkę na szczury i wyzbierać te, które już zdechły. Choć brzmiało to dziecinnie prosto, nie wszyscy mogli się podjąć tego fachu. Wiele rur, w których gryzonie wprost uwielbiały się gnieździć, było tak wąskich, iż nawet ktoś o tak drobnej sylwetce jak Szczur musiał czołgać się wewnątrz nich. Bardziej rosłe osoby zwyczajnie nie przecisnęły by się przez nie lub spanikowałoby w tak ciasnych przestrzeniach. Inni z kolei nie poradziliby sobie z samotnością w kanale. Ciemność i cisza, mącona tylko piskami szkodników i echem spadających z stropu kropel wody już wielu doprowadziła do skraju załamania. Wielu, ale nie Szczura. 

Gdy tylko opuścił stopę na posadzkę, usłyszał głośne chlupnięcie. Woda znów zbierała się na dnie. Nie dużo, na szczęście. Gdy spojrzał tam, okazało się, że kałuża sięga ledwo powyżej jego podeszwy. Pływały w niej pojedyncze szczątki gryzonia. Sięgnął po nie, chwycił za ogon i schował do plastikowego pudełka, które zawsze trzymał u boku plecaka.

"Pierwszy już tutaj." Pomyślał, domykając wieczko. "Może przynajmniej w robocie będę miał dzisiaj szczęście."

Rozejrzał się. Po obu stronach otwierał się szeroki burzowiec. Szczur mógł bez większych problemów maszerować nim, w pełni wyprostowany. Problemy zaczynały się dopiero dalej.

Ruszył w prawo, idąc równym tempem. Każdy jego krok echem odbijał się od ścian, wyprzedzając chłopaka o dziesiątki metrów.  Po kilku minutach dotarł do pierwszej miseczki; tutaj wlewał trutkę z kawałeczkami mięsa, by przykuć apetyt szkodników. Ta była jeszcze nie opróżniona, było jej wciąż tyle, by mógł ją zignorować. Poszedł dalej, zgodnie z swoją intuicją twierdząc, że by znaleźć się pod warsztatem, tam gdzie podobno znów zalęgł się problem, będzie musiał przy pierwszej możliwości skręcić w prawo.

Przez ilość osób, która zwyczajnie nie potrafiła znieść pracy w kanałach, szafarze nieraz podkreślali jak ważna jest funkcja Szczura. Mówili, że bez niego i  jego niemal codziennych obchodów po podziemiach, zajezdnia ZTK-03 najzwyczajniej w świecie zostałaby zjedzona przez szczury.  Opowiadali historie o schronach i stacjach, które ignorowały ten problem, tylko po to, by później zostać pożartym przez morze szarych ciałek z ogonami. Czy szafarze wierzyli w te historie? Szczur wątpił w to. Sam w nie nie wierzył. Nikt nie wierzył. Szczury były tylko szczurami i pozbywanie się ich nie było niczym wartym uwagi.

Po kilkudziesięciu metrach przystanął. W ścianie po jego prawicy ział prostokątny otwór. Krata, która powinna oddzielać go od kanału burzowego, już od lat była przegryziona rdzą, tak że tylko dawniej trzymające ją w miejscu śruby pozostały na miejscu.

Szczur ściągnął plecak, przywiązał do stopy sznur i podskoczył, chwytając się zimnej, betonowej krawędzi otworu. Podciągnął się do góry i wdrapał do niego. Zanim jednak popełznął dalej, obrócił się w miejscu, wciągając na sznurze plecak.

Rura pięła się lekko w górę, ale zapierając się o jej ścianki, chłopak powoli brnął naprzód. Po przybyciu kilku metrów dotarł do drugiego końca przepływu; otwierał się on na znacznie większą komorę kolektora. Gdy tylko światło latarki padło na nią, do ucieczki od razu rzuciło się co najmniej kilka szarych gryzoni. Ale gdzie one uciekły?

Szczur wskoczył do komory. Poza smrodem szczurzych odchodów, w oczy rzuciły mu się trzy rzeczy; kolejna miseczka, którą wcześniej tu zostawił, kilka martwych ciałek i dziura, której... nie powinno tu być. Ziała w miejscu, gdzie dawniej znajdowała się okrągła,  stalowa płyta.  Czyżby ona też poddała się wpływowi rdzy? Albo czegoś innego?

Podszedł, zaglądając do niej. Światło latarki zamigotało.

"Niedobrze." Pomyślał Szczur, klepiąc lekko obudowę urządzenia. "Ale na ten obchód powinno starczyć."

Dziura zdawała się otwierać na kanał o średnicy około metra. W słabym blasku żarówki mógł jeszcze dostrzec, jak za jego łukiem znika szczurzy ogon. Tam musiały uciec spłoszone szkodniku. Czyżby urządziły sobie nowe gniazdo?

Chłopak ściągnął plecak i wyciągnął z niego niewielki notes, jego autorska mapa kanałów. Przewertował kartki, zatrzymując się na stronie z wyrysowanym planem kolektora i kilkoma ruchami dłoni dodał doń świeżo co odkryte przejście. Po tym jeszcze  uzupełnił trutkę w miseczce i wyzbierał ciałka martwych szczurów, ponownie chowając je do pudełka. Po tym podszedł do dziury, skulił się w sobie i powoli, krocząc raz po raz, zaczął schodzić w dół.

Kiedyś Julia zapytała Szczura czy ten lubił swoją pracę. Odpowiedział jej, ale szczerze zrobił to tylko po to, by jego siostra nie drążyła tego tematu. Prawda była taka, że nienawidził swojego fachu. Przede wszystkim dlatego, że nigdy go nie chciał.

Tunel wydawał się nie odbiegać od wszystkich innych, ale coś w jego wyglądzie nie pasowało Szczurowi.  Pomimo tego, że na pewno urzędowały tutaj hordy gryzoni, ten był czystszy, tak jak gdyby nie używano go nawet przed Zmierzchem. I przeciąg, jaki biegł nim, był po prostu... inny. Szczur nie mógł to określić. Ten kanał nie był zły ani dobry. On niósł z sobą coś dziwnego, jednak  zignorował to, znów pogrążając się w myślach.

Dawniej chłopak marzył o tym, by tak jak starsza siostra zostać stalkerem. Stalkerzy... ludzie, którzy ryzykowali życiem, opuszczając bezpieczne podziemia zajezdni ZTK-03, by wyjść na skażoną powierzchnię i znieść z niej materiały oraz urządzenia, które pozwalały zajezdni trwać w niezmienionej formie. Stalker był kimś więcej niż zwykłym człowiekiem. To oni bez chwili zawahania potrafili zabić zmutowane bestie powierzchni czy odeprzeć bandytów. To oni, już od czasów Wielkiej Sybilii, byli tymi, których w zajezdni otaczał największy szacunek. To oni byli tymi, pomiędzy których szeregi Szczur nie mógł się dostać.

Przez to, iż światło latarki ponownie przestało działać na kilka sekund, prawie nie zauważył końca tunelu. "Prawie" stanowiło tutaj ogromną różnicę, bo gdyby tylko posunął się nieco dalej, spadłby w czerń szybu, który odkrył przed sobą. Światło nie padało na tyle daleko, by mógł ujrzeć dno. Wychylił się więc tylko i wyciągnął z kieszeni niewielki kamień, rzucając go w dół. Plusk wody usłyszał stanowczo później, niż tego oczekiwał.

"Koniec drogi." Stwierdził w myślach, siadając na krawędzi wylotu kanału, spuszczając luźno zwisające nogi w ciemność. Ponownie wyciągnął notes, zabierając się za szkicowanie szybu. Na szczycie strony nadał mu roboczą nazwę "Otchłań". Stawiając kolejne kreski, nieświadomie powrócił do swoich przemyśleń.

Dzień egzaminu na stalkera był dla niego bolesnym, gorzkim wspomnieniem. Gdy po raz pierwszy stanął na powierzchni, stał się soplem lodu, zamrożonym w miejscu tak jak cały świat dookoła. Lecz to nie zimno go zaskoczyło, ani nie biel. Chłopak był przerażony po prostu powierzchnią. Tym, że z żadnej strony  nie ograniczały go ściany tuneli, betonowe sklepienia ani barykady. Powierzchnia była pusta. Mógł wtedy przysiąc, iż pomimo wrzaskliwych zapewnień lidera  grupy, jeden krok wystarczyłby, by na zawsze oderwać się od ziemi i spaść ku chmurom. Powierzchnia spojrzała w oczy Szczura i  zaśmiała się tak okrutnie, iż pamiętał to do dziś tak wyraźnie, jakby było to ledwie wczoraj.

Szczur był jednym z swojej grupy, który nie przeszedł egzaminu. Oblał go już na samym początku. I choć w kolejnych latach zapewniał, że nie powtórzy swojego błędu, iż zda go bez zawahania, nigdy nie miał na to szansy. Nie dostał jej, pomimo swoich usilnych prób. Nikt nie chciał ryzykować po raz drugi. Poza tym wtedy już każdy wiedział, że Szczur jest i będzie Szczurem, a jego miejsce jest nie na powierzchni, a w kanałach. Nikt nie czuł potrzeby tego, by to zmieniać. Nikt poza Szczurem.

Gdy stracił swoją szansę zostania stalkerem, prawda o tym co stało się na egzaminie prędko wyszła na jaw. Gdy kazano mu zwalczać szczury, nikt już nie patrzył na niego jak na kogoś, kto miał swoje miejsce w społeczeństwie ZTK-03. Szczur spadł na samo dno drabiny szacunku, mogąc tylko przyglądać się stalkerom, którzy stali na samym jej szczycie.

Stalkerom, którzy zapewniali życie innym.

Stalkerom, których wychwalono w wieczornych rozmowach.

Stalkerom... jedynym, którzy mogli mieć choć cień szansy na to, że Córa Sybili odwzajemni ich uczucie.

Dopiero wtedy, gdy skapujące na karty notesu łzy zaczęły tworzyć mokre plamy, Szczur uświadomił sobie jak bardzo go to bolało. Kochał ją, nie potrafił siebie oszukać, ale nigdy, ale to nigdy nie będzie miał szansy wypowiedzieć choćby słowa do niej, które  znaczyłoby cokolwiek... Córa była bóstwem. Najpiękniejszą, najcudowniejszą istotą. Chłopak nie mógł jej kochać, bo ta miłość... nie powinna być. Ta miłość była zła. Nieprawidłowa. Jak prawdziwe bóstwo mogło patrzeć na kogoś, kto swe dnie spędza w  cuchnących tunelach, walcząc z gryzoniami? Bóstwo, które nigdy nikogo nie obdarzyło swym uczuciem? Czy naprawdę był skazany na to, by patrzeć na nią na pochodach, raz w miesiącu i tak usychać do końca swych dni? Czy tak miała wyglądać jego przeklęta miłość?! Jego przeklęte życie?!

Odpowiedzi nie usłyszał. Zamiast tego, zza jego pleców dobiegł krótki dźwięk.

Pisk.

Chłopak powoli odwrócił głowę, tylko po to, by ujrzeć za sobą ogromną, przerażającą parodię szczura. Zwierzę, mutant, czymkolwiek to coś było, było wielkości połowy dorosłego człowieka, miało paszczę najeżoną krzywymi kłami i parę jarzących się żółcią ślepi.

Szczur i szczur oboje zamarli, widząc siebie. Mutant zareagował pierwszy, rzucając się pazurami na młodzieńca. Ten tylko zdążył zasłonić się rękami, bestia naparła na niego i oboje, z piskiem i wrzaskiem, runęli w otchłań.

Lot w dół trwał o wiele krócej niż spodziewał się Szczur, bo ból całego ciała dał mu doraźnie znać, że zdołał się na czymś zatrzymać. Chwycił w dłoń latarkę, która spadła z jego głowy. Kratownica! Szczur leżał na pordzewiałej kratownicy, a nie w wodzie na dnie szybu!

"Ale to znaczy..." Wziął wdech, szybko sunąc promieniem światła po platformie. Tak szybko, jak szczęście z przeżycia przyszło, tak szybko odeszło, bo mutant tak samo jak chłopak zdołał przetrwać upadek, szybko zbierając się na łapy.

Młodzieniec prędko rozejrzał się po okolicy; kratownicę otaczało kilka wylotów szerokich rur. Nie zastanawiając się długo, dopadł do najbliższego i desperacko zaczął pełznąć przed siebie, tak szybko jak potrafił. Gdy tylko usłyszał drapanie pazurów zaraz za sobą, jego mózg wpompował kolejną dawkę adrenaliny w organizm, utrzymując go przy siłach. Trafił do jakiegoś kolektora, od razu rzucił się ku najbliższemu kanałowi zsuwając się w dół. Ten dzielił się znów i znów, piął w górę, by później progiem zeskoczyć w dół. Szczur dyszał, ale mutant był coraz bliżej niego. Skręcił gwałtownie, rozbryzgując mętną wodę w kałuży. Biegł i biegł i... stanął w ślepym zaułku.

Z każdej strony otaczał go beton, jedynie nad sobą miał niewielką kratkę, stanowczo zbyt małą, by mógł się przez nią przecisnąć. Spanikowany, spojrzał w głąb rury. Żółte ślepia mutanta coraz bardziej jaśniały w ciemności, gdy ten coraz bardziej zbliżał się do zdobyczy. Piana cieknąca z jego pyska lśniła w świetle latarki. Szczur zaczął powoli cofać  się, chcąc jak najdłużej odwlec moment ataku. Krok do tyłu, krok do tyłu, krok i... usłyszał pod swoją stopą metal. Spojrzał w dół; stał na klapie, na metalowej klapie, a klapa musiała się otwierać! Od razu odskoczył i wytężając siły, uniósł żelastwo, rzucając się do włazu w tej samej chwili, gdy potwór rzucił się do ataku. Klapa zatrzasnęła się zaraz przed jego pyskiem.

Szczur leciał w dół. W panice chciał się chwycić czegokolwiek, lecz ściana tunelu była zupełnie gładka. Spadał, aż tunel nie zamienił się w łuk;  chłopak zarył w beton i zaczął zsuwać się w dół, by w końcu wypaść wylotem kanału.

Spadł na twardą posadzkę kilka metrów niżej. Czuł ból w każdym zakątku ciała. Jego serce biło z największą prędkością, a płuca płonęły z wysiłku. Beton, na którym leżał, był zimny.

Ale żył.

Chwila minęła, nim zdobył się na to, by podciągnąć się z ziemi i usiąść. Gdy już to zrobił, odszukał po omacku latarkę i spróbował ją uruchomić. Nie dała z siebie nawet najmniejszego blasku. Po chwili okazało się, że brakowało w niej baterii, które musiały wylecieć gdzieś po drodze.

Wobec tego Szczur sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego zapalniczkę. Miał jeszcze pochodnię, ale wolał zaoszczędzić ją na później. Po kilku ruchach palcami, w jego dłoni pojawił się migoczący płomyk. Uniósł go nad siebie.

Komora, w której znalazł się Szczur była... pułapką. Miała kształt murowanego sześcianu, zupełnie pozbawionego jakichkolwiek cech, poza otworami kilku kanałów i kratką na samym środku sklepienia. Znajdowały się one kilka metrów nad głową chłopaka; zdecydowanie poza jego zasięgiem. Nie mógł się łudzić, że do nich doskoczy. Były po prostu za wysoko.

Oparł się o chłodny beton ściany. Świadomość jego sytuacji docierała do niego powoli. Był w nieznanej nikomu części kanałów, w komorze z której nie był w stanie się wydostać...

Jego twarz zbielała, gdy zdał sobie sprawę, że to tutaj umrze.

Objął kolanami ramionami.

"Tak właściwie..." Pomyślał. "Już jestem martwy."

Wiedział, co go czeka. Długa, powolna i bolesna śmierć głodowa. Mógł jeść zebrane z sobą ciałka szczurów, ale jak długo? Prędzej czy później zabraknie mu ich, a wtedy jego własne ciało zacznie go torturować...

Jeżeli los będzie dla niego łaskawy, może w tej części podziemi także grasują mutanty? Może któryś uprzedzi głód?

Choć prawda była taka, że w najgorszej sytuacji mógł po prostu zażyć truciznę dla szczurów. W końcu był... Szczurem.

Przymknął oczy. Wyobrażenia tego, co byłoby dalej przemknęły przez jego umysł.

Ojciec... ojciec chyba nie przejąłby się tym. W końcu nie miałby powodu do wstydu, prawda? Nie kłóciłby się, nie miałby "gańby"...

Julia... Julia zauważyłaby. Może nawet byłaby smutna? Przez chwilę może tak... Później zapomniałaby. Poszłaby na powierzchnię. Poszłaby ugotować zupy ojcu. Poszłaby do baru z znajomymi stalkerami.

A ludzie z zajezdni? Czy przejęliby się jego zniknięciem? Nie... Może stary mechanik przeczuwałby coś, ale inni niczego by nie podejrzewali. I tylko po czasie szczurów byłoby coraz więcej i więcej... Aż  w końcu wyznaczyliby innego szczurołapa. Ten, szukając gniazda, być może natknąłby się pewnego dnia na nieznany tunel, dotarłby do szybu i może miałby większą dozę szczęścia. Może nawet natknąłby się kiedyś na tą komorę... Zobaczyłyby stary szkielet na jej dnie i pomyślał "A więc to tutaj skończył mój poprzednik..."

Ale mimo tego wszystkiego najboleśniejszą z wizji Szczura była ta, w której już nigdy nie spojrzy na Córę... Miłość do niej, którą jeszcze chwilę temu przeklinał, teraz wydała mu się tym, czego pragnął najbardziej na świecie, nawet jeżeli miała nigdy się nie wypełnić. Ból tego, że już nigdy nie zobaczy najpiękniejszej istoty świata, tej którą pokochał...

Szczur zapłakał. Choć nikt nie patrzył, schował twarz w dłoniach. Nie mógł powstrzymać łez.

— Hej... Wszystko w porządku?

Głos, cudowny, melodyjny głos dobiegł do jego uszu z góry.

Szczur powoli otworzył oczy i spojrzał ku murowanemu sklepieniu.

Z kratki na jego środku spoglądała na niego para oczu. Tych samych pięknych, rubinowych oczu, które patrzyły na niego z lektyki podczas pochodu.

Jej oczu.


Bóstwo Podziemi (BBW/SSBBW/FA/Feede/Post-Apokalipsa/Uniwersum Metro 2033)Where stories live. Discover now