"Dune": Part 1 - Powieść science-fiction w rytmie Hansa Zimmera

35 4 0
                                    

Część z moich czytelników zapewne już doskonale wie jakim szacunkiem i podziwem darzę Hansa Zimmera. Owoc jego geniuszu został stopiony w jedność z najnowszym obrazem Denisa Villeneuve'a, wzorowanego na powieści Franka Herberta; „Diunie". Zapraszam was do wspaniałej podróży po futurystycznym świecie pustynnej planety.






Jak stworzyć film w świecie science fiction, który nie jest „Gwiezdnymi Wojnami" ani "Stranger Things"?


"Dune" jest co prawda historią, która już wcześniej została poniekąd zekranizowana. Jednak 2021 rok przyniósł nam obraz świeży, nietuzinkowy i niezwykle złożony pod względem ścieżki dźwiękowej. To już druga taka z rzędu recenzja, w której rozpływam się nad soundtrackiem, ale tak jak wspomniałem, jestem głęboko emocjonalnie z muzyką związany. A więc scena z utworem "Gom Jabbar" wygrawerowała się w mojej pamięci na długie tygodnie.



Co jeszcze jest istotne w "Dune"? Oryginalność. Świat tak skrupulatnie i pieczołowicie tworzony, że przywodzący wręcz na myśl coś pokroju słynnego "Avatara". Lokalizacje w tym filmie wyglądają chwilami tak realistycznie, że można byłoby sobie wyobrazić, że faktycznie mamy do czynienia z obcymi planetami i formami życia. Bardzo ciekawym zabiegiem jest silna inspiracja kulturą arabską oraz generalnie orientalizmem. Nie nazwałbym tego, czymś szalenie oryginalnym, jednak o dziwo współgra to naprawdę dobrze z ogólnym klimatem „Diuny". Tylko muszę tutaj podkreślić, że nie czytałem książki przed obejrzeniem filmu, toteż moje wrażenie może być niemiarodajne. Jednak mi pod tym względem obraz Denisa Villeneuve'a bardzo się podobał.





O czym opowiada "Dune" i co zasługuje w tej filmowej powieści na pochwałę oraz na krytykę?


Diuna sama w sobie to planeta. Pokryte pustynnym piaskiem, ekstremalnie suche i gorące ciało niebieskie, jednocześnie będące jedynym źródłem niezwykle cennego surowca we Wszechświecie. Ród Atreides dąży do wydobycia go oraz coraz większych wpływów na planecie a na tę misję trafia między innymi ich najmłodszy potomek, Paul. Pomimo ewidentnie pokojowej misji, w której hrabia Leto I dąży do komunikacji między mieszkańcami „Diuny", wrogie wojska Harkonnen atakują nowoprzybyłych członków arystokracji. Jednocześnie młody Paul coraz częściej śni o tajemniczej rodowitej mieszkance Diuny oraz pustynnej krainie samej w sobie. Losy Atrydów zaczynają splatać się z losami pustynnych tubylców podczas walki o przetrwanie.

Ogromnym atutem przedstawionej po krótce wyżej historii jest przede wszystkim jej złożoność. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych może wydać się ona chaotyczna i nieco zbyt skomplikowana, ale moje subiektywne odczucia są pozytywne. Zanurzenie się doszczętnie w ten świat i skupienie na każdym z jego elementów było dla mnie czystą przyjemnością. "Dune" to bez wątpienia film ciężki, wymagający oraz chwilami bardzo tragiczny i przy tym piekielnie obrazowy. Dlatego nie można powiedzieć, że spodoba się każdemu. Ale to jest też część jego wyjątkowości. Ważną kwestią jest jednak fakt, że jest to dopiero PIERWSZA część, co niestety przez twórców zostało dość nijako zaznaczone. Także u niektórych, którzy być może się nastawili mocno na historię zakończoną, może to powodować spory zawód. Poza tym, ciężko jednak „Diunę" w bardziej konkretny sposób krytykować. Rozwijający się młody aktor, Timothée Chalamet, być może ledwo, ale udźwignął dzielnie ciężar roli Paula Atrydy. Można jednak doznać niezłego zawodu, widząc tak bardzo reklamowaną Zendayę jako Chani dosłownie parę razy na ekranie i z może paroma kwestiami. Aczkolwiek tutaj należy składać zażalenia w stronę reżysera i scenarzysty. Oscar Isaac oraz Rebecca Ferguson w roli rodziców Paula to jednak niekwestionowane perełki „Diuny". Naprawdę świetnie zagrane role, dogłębnie ludzko, tragicznie i wiarygodnie (w szczególności Jessica Arteides to postać, która zapada głęboko w pamięć). No i Jason Mamoa jako Dunkan Idaho zagrał rolę stosunkowo prostą, jednak definitywnie świetnie dobraną do jego warsztatu aktorskiego. To wszystko gwarantuje definitywną ucztę dla zmysłów.





Podsumowanie i ocena


"Dune" naprawdę zaskoczyła mnie pozytywnie. Szedłem na film z dość mieszanym nastawieniem. Zwiastun i opinie nie budzą jednoznacznych uczuć. Jednak wyszedłem głęboko oczarowany. Być może nie jest to produkcja, którą oceniłbym jako nieskazitelnie idealną, ale mocne 9/10 zdecydowanie jej przysługuje. I tak jak "Arcane" oceniałem bardziej w odniesieniu do seriali animowanych, tak „Diunę" mogę z czystym sumieniem postawić na tak wysokim szczeblu w odniesieniu do każdego rodzaju produkcji. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z tą historią. Nie sądzę byście się zawiedli, jeśli lubicie wymagające kino science fiction.

Recenzje i poradniki + analizyWhere stories live. Discover now