Rozdział 6 - Rozłam

183 12 4
                                    

W funkcjonowaniu typowego kota raz na jakiś czas pojawia się faza na tak zwane z angielska zoomies. To taki okres, gdy kota opętuje nadmiar energii, toteż lata on po okolicy, demolując wszystko, co napotka. Jako że koty są słodkie, to ludzie często uważają zoomies za urocze i nawet nagrywają z nich filmiki. Nika swego czasu z lubością oglądała właśnie takie słodkie kotki na internetach.

Wychodzi na to, że zoomies kota niewidzialnego są bardziej uciążliwe, niż urocze. No nawąchał się cukru z ciastek i teraz stukał i pukał po całym półtorapokoju. Nika co chwilę musiała rzucać się, by ratować kolejną spadającą roślinkę. Albo talerz. Cud, że jeszcze lodówka stała. Chyba naprawdę powinna rozejrzeć się za kocimiętką...

Gdy mieszkanie zostało względnie uratowane przed huraganem niewidzialnych pazurków, Nika rozsiadła się na kanapie i wybrała numer Neta. Skoro chłopak tyle razy do niej dzwonił, to to musiało być coś ważnego... Nawet jeśli teraz nie odbierał. Dwa razy. Dopiero za trzecim raczył podnieść słuchawkę.

- No wreszcie! Myślałem, że nie żyjesz! - brzmiał na szczerze przejętego

- Żyję, musiałam skonsultować moją sytuację duchową z pewną spirytystką... - i przy okazji zdobyłam pyszną zupę dyniową na resztę tygodnia... Nika uśmiechnęła się do swoich myśli, przez chwilę nie słuchając co tam Net nawija po drugiej stronie słuchawki. Trzeba będzie trochę tej zupy zamrozić, będzie na cięższe czasy...

- Nika! Słuchasz ty mnie?! - w końcu głos chłopaka przebił się przez jej zamglone zupą myśli

- Yyy...

- Mówię, że masz mieć włączonego Manfreda i się nie wychylać. Na wszelki wypadek. Póki co, dobra?

- Póki co wolałabym mieć WY-łączonego Manfreda - Nice nie spodobała się propozycja - Miałeś przyjść i go wymontować.

- No wiem, ale... Wynikły pewne okoliczności. Nęły, znaczy. W każdym razie na razie serio idzie o bezpieczeństwo, dobra? Po prostu mi zaufaj.

- Ufam ci, ale jemu nie.

- Nika, on ma tyle kasy i wpływów, że nawet nie musi nic robić, by nas upupić gdyby zechciał... Wiem, że niańka to ostatnie czego chcesz, ale nie bardzo widzę inne wyjście...

- Radzę sobie z tym kotem, Manfred mi w tym nie pomoże - dziewczyna westchnęła wkurzona

- Jakim znowu kotem? Tym duchem? To już potwierdzone?

- Tiaaaa... Dzisiaj mnie nawet podrapał...

- No to weź go sypnij solą egzorcyzmowaną i będzie spokój...

Nika tylko pokręciła głową. Nie stać jej było na sól. Zwłaszcza taką od księdza, to to w ogóle był towar z najwyższej półki cenowej.

- To kot. Myślisz, że to na niego podziała?

- Przede wszystkim to duch. Zawsze możesz załatwić go tak, jak załatwiliśmy Kuszmińskiego. Pochować, znaczy.

Nika zerknęła za okno, ale kocie truchło nie leżało już na ulicy. Przynajmniej nie w całości.

- To... Będzie mocno utrudnione...

- No to pozostają ci egzorcyzmy. Pomógłbym, ale mam alergię na duchy. I muszę kończyć, bo coś chcą ode mnie... Także no, włącz Manfreda i trzymaj się ciepło.

- Do zobaczenia w szkole... - Nika nie miała najmniejszej ochoty na włączanie Manfreda. Nie będzie jej sztuczna inteligencja mieszkania inwigilować.

Rozsiadła się zatem na kanapie z zadaniem domowym, bo przecież na następny dzień szkoły trzeba się przygotować. W którejś chwili zauważyła, że poducha obok niej wgniotła się na środku. Jakby przycupnął na niej ktoś niewidzialny. Kot chyba za bardzo wyszalał się z zoomiesami i teraz wypoczywał. O ile ktoś bez ciała może wypoczywać. Podrapała powietrze nad wgnieceniem i zabrała się za kolejne zadanie. Życie z duchowym kotkiem nie zapowiadało się tak źle... Ba, wydawało się ciekawsze. No bo o ile Nice daleko było do tęsknoty za starymi czasami, gdzie podróżowała w czasie lub wymiarach średnio raz w miesiącu, to jednak chyba trochę uzależniła się od adrenaliny, której ostatnimi czasy bardzo w jej życiu brakowało. A kotek był urozmaiceniem. Może i nie warto się męczyć z poszukiwaniem sposobu na pozbycie się go... Kuwety po nim sprzątać nie trzeba, wydawać milionów na karmę też nie, ot jedynie ogarniać co zniszczy... I może nauczyć, by widmowe pazurki ostrzył sobie poza domem. W końcu może łazić gdzie chce. W weekend trzeba go będzie zabrać do lasu... I może Karę, dla towarzystwa. Wyglądała na taką, co się zgodzi taplać w błocie w poszukiwaniu roślinek. Może nawet znajdą jakiś dziki krzaczek kocimiętki? Trzeba będzie go sobie w domu zasadzić... I ogarnąć więcej zabawek dla kota, bo włóczka to przecież idealny materiał na jakiś sweter. No a Nika przecież nie mogła ominąć takiej okazji, skoro się już nadarzyła. A przede wszystkim... Przede wszystkim należało w końcu wymyślić imię dla kota. No bo skoro już tu zostanie, to głupio jakoś nazywać go po gatunku... Jednak jak na złość rudej nic nie przychodzilo do głowy. Totalna twórcza pustka. Duchokotek pozostał więc duchokotkiem, przynajmniej tymczasowo.

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz