Niebo, śnieg i lód

160 15 2
                                    

Za dworkiem znajdował się ogromnym plac przeznaczony do łucznictwa. W trawie poukrywane były kryształy, które aktywowane magiczną energią wystrzeliwały ponad trzy metry nad sobą niewielką tarczę o średnicy trzydziestu centymetrów. Były porozstawiane w różnych odległościach od strzelca, a do tego szybkość wyrzutu była bardzo duża. Służba przyniosła nam po łuku i uaktywniła kryształy. Glakial trzymał łuk o strukturze czystego lodu, który był jego atrybutem. Cięciwa była cieniutka jak pajęcza nić, wręcz niewidoczna dla oczu. Strzały tworzył za sprawą własnej magii, którą była magia lodu. Podczas ćwiczeń zawsze wyglądał nieziemsko. Jego urodę zawsze idealne podkreślało lodowe światło, odbite od łuku. Był niczym śnieżny anioł. Uwielbiałem patrzeć, jak strzela i często towarzyszyłem mu podczas ćwiczeń na polanie za miastem.

- Jesteś moim gościem, więc możesz zacząć pierwszy.

Trzymałem w dłoni łuk z czarnego bzu. Był elegancki z wieloma wyciętymi wzorami. Wziąłem do ręki strzałę i mocno naciągnąłem cięciwę. Gdy tylko na niebie pojawił się cel, odpowiednio wymierzyłem i puściłem strzałę, która niestety przeleciała nad tarczą.

- Chyba wyszedłeś z wprawy. Jesteś zbyt spięty i za późno puszczasz cięciwę. Przyjmij jeszcze raz pozycję.

Stanąłem jak do strzału i uniosłem łuk. Sokół delikatnie objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Prawą ręką przejechał po moim kręgosłupie od góry do samego dołu. Jego dłoń zatrzymała się w dość niekomfortowym miejscu. Lewą ręką poprawił ustawienie moich rąk. Kiedy kolejna tarcza wystrzeliła w powietrze, wypuściłem strzałę, która tym razem trafiła prosto w cel.

- Idzie ci coraz lepiej. Musisz skupić się na pracy mięśni pleców, a nie ramienia. Ramię trzymaj w linii prostej ze strzałą i celuj zawsze przed obiektem.

Sokół chwycił mocno swój łuk, wycelował i .... Trafił w sam środek, mimo, że tarcza pojawiła się nawet dwukrotnie dalej od mojej! Był niesamowity. Byłem przeszczęśliwy, że mogłem spędzić z nim czas.

- Jesteś najlepszym strzelcem, jakiego znam.

Glakial uśmiechnął się do mnie i pogłaskał po głowie.

- Przeceniasz mnie głuptasie. Tobie też uda się tak strzelić.

- Nie wygaduj bzdur. Nie dorastam ci do pięt.

Odłożył swój łuk i znów podszedł do mnie. Ułożył swoją dłoń na moim ramieniu i mocno pociągnął do tyłu. Stał za mną, a jego nogi powędrowały pod moje, żeby kontrolować ich ułożenie.

- Pokaż mi swoją pozycję do strzału.

Czułem się trochę dziwnie. Już wcześniej byłem nieco spięty, ale gdy Sokół przylegał do mnie moje mięśnie jeszcze bardziej się napinały. Hrabia zwinnie przejechał ręką po mojej talii i mocno chwycił ją ręką. Kiedy napiąłem cięciwę przejechał drugą ręką wzdłuż mojego ramienia. Niczego nie poprawiał, więc chyba uznał, że wszystko w porządku. Pomógł mi wycelować w odpowiednie miejsce, a kiedy służba aktywowała cel po kilku sekundach szepnął do ucha-"już". Wypuściłem strzałę, która trafiła w tarczę. Lekko się uśmiechnąłem, kiedy zobaczyłem, jak grot przebija cel. Chwile mijały, a Sokół nadal nie odrywał ode mnie rąk. Czułem się bardzo, ale to bardzo dziwnie. Kiedy chciałem zrobić krok w przód, jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na moim biodrze, a drugą ręką chwycił mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Kiwnął głową, na co służba zostawiła nas samych. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co chodzi. Zachowywał się naprawdę dziwnie.

- Czy... Coś się stało?

Glakial miał poważny wyraz twarzy. Pierwszy raz ogarnął mnie przy nim lekki niepokój. Jego oczy, wcześniej pełne ciepłego blasku, teraz ciemniejsze i chłodne. Wyglądał jak zupełnie inna osoba.

Bratnia duszaWhere stories live. Discover now