Poranek tego dnia był bardzo ładny. Wstałam i wyszłam na balkon. Słońce grzało mi przyjemnie w twarz. Zaraz pojawił się obok mnie nocny marek Kirk, który śpi niemalże do południa. Zarzucił na mnie biały szlafrok i objął.
Widok z tarasu na klify dopełniał całą magię poranka. Od wody powiewał lekki wiaterek, oznajmiając, że fale dzisiaj będą niemałe. Z czego i ucieszył się Kirk mogąc w końcu od przyjazdu iść z nich skorzystać.
Poszłam wziąć prysznic. Bo kiedyś trzeba.
Oczywiście moje poranne niemyślenie i pamięć krótkotrwała się ukazały. Zapomniałam wziąć ze sobą ręcznika, nie wspominając o ubraniach.
- Kirk!?- krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, żeby usłyszał mnie, w jakimkolwiek zakamarku domu się znajdował.
Odczekałam parę minut siedząc pod prysznicem na wyłożonej kamyczkami półeczce, czekając aż para opuści kabinę i będę mogła zacząć narzekać, że marznę.
W końcu drzwi do łazienki nieznacznie się uchyliły.
- Coś się stało?- usłyszałam jego głos zza drzwi.
- Mógłbyś podać mi ręcznik?- spytałam już ciszej podpierając znudzona głowę.
Drzwi się domknęły. Po chwili znów drgnęły i wszedł i on. Z ręcznikiem w jednej ręce. W samych bokserkach.
Przełknęłam ślinę.
Prosiłam o sam ręcznik. Dostałam Kirka w pakiecie.
Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, oczekując aż mi go łaskawie wręczy.
Powiesił ręcznik na wieszaku przy samych drzwiach i stanął na środku łazienki.
- Chodź sobie weź.- na jego twarzy wystąpił ten podstępny uśmieszek.
- Kirk, nie wygłupiaj się tylko mi podaj, proszę.- nie miałam ochoty się w to bawić.
- Zapomniałaś, to teraz chodź i weź go sama.- nie dawał za wygraną.
Wywróciłam oczami i wyłoniłam się powoli otwierając zaparowane drzwi kabiny prysznicowej. Stanęłam boso na ciepłych płytkach i spojrzałam na niego. Uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
Podeszłam do niego bliżej też się lekko uśmiechając.
Szybkim ruchem chwyciłam ręcznik i zwinnie go wyminęłam, zanim zdołał zareagować. Wyszłam z łazienki owijając się białym ręcznikiem i roztrzepując wilgotne włosy.
Moja wolność nie trwała jednak długo, gdyż zostałam zaatakowana od tyłu i straciłam grunt pod nogami. Zaczęłam się śmiać, wierzgając nogami, aby odstawił mnie z powrotem na ziemie.
Odstawił, ale na łóżko. Następnie sam na nie wszedł, odcinając mi całkowicie drogę ucieczki. Przekręciłam głowę, przyglądając mu się z zaciekawieniem. On zlustrował mnie po całości i przygryzł wargę. Zrobiło mi się ciepło.
Przejechał dłonią od mojej szyi, zahaczając o ręcznik i zarazem go zsuwając. Schowałam twarz w dłonie, uśmiechając się nieśmiało. On złapał moje dłonie i odkładając na boki, pocałował, równie szeroko się uśmiechając.
- Chyba nie mamy planów na cały dzień...- mruknął, faktycznie przypominając, że mamy całe dwa dni dla siebie.
Pocałowałam go, przyciągając za szyje. I tym samym przewracając go na plecy, wygodnie się na nim rozsiadłam. Spojrzałam na niego chytrze.
Zaczęłam całować jego nagi tors, zjeżdżając w dół. Rzuciłam na bok swój ręcznik, który już stał się zbędny i to samo zrobiłam z jego bokserkami. Następnie nie czekając na nic, chwyciłam go w dłonie. Spojrzałam na jego rozchylone wargi. Wzięłam go w usta nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Wtedy odpuścił, dając się ponieść.
Doszedł w moich ustach zdecydowanie szybciej niż tego oczekiwałam. Wgramoliłam się z powrotem ku jego twarzy i zatopiłam w jego ustach. Objął mnie silnie, widocznie pragnąc więcej.
Pozwoliłam mu przejąć kontrole. A właściwie to sam sobie ją wziął wsuwając mi dłoń między uda. Oddałam się cała jego dłoniom.
Jego bliskość sprawiała, że nic poza nami nie miała znaczenia w tym paskudnym świecie. Kirk był moim znaczeniem. Już prawie zapomniałam, jak normalne życie wyglada... bez niego.
***
Jeszcze przed południem udaliśmy się na wybrzeże, które było tylko pare metrów w dół klifów, na których posiadłość się znajdowała, co oznaczało chyba prywatną plażę, ale nie pytałam się.
Rozłożyłam się na brzegu gotowa opalać, kiedy Kirk jak dziecko pognał do wody.
Spędził w niej pare dobrych godzin, kiedy ja już zaczynałam się nudzić.
Spacerowałam po brzegu i czytałam książkę, tylko czasami spoglądając czy się nigdzie nie utopił.
Słońce stawało się coraz bardziej gorące. Nałożyłam słomiany kapelusz, ale okazał się nie być przeznaczony na taki wiatr i już za chwile latałam po plaży, próbując go złapać. Ostatecznie mi się udało i przygwoździłam go w piasek butem.
Zawinęłam sobie na głowę chustkę, jaką akurat dziwnym trafem miałam w torbie. Dziwnym trafem, bo chustek nie noszę. Założyłam duże okulary słoneczne i już było mi dobrze.
Wróciłam do czytania książki.
Kirk zaraz pojawił się obok, już widocznie zmęczony i padł na koc wyciągając twarz ze słonej wody.
Tak też przeleżeliśmy na plaży do końca tego upalnego dnia.
*****
U,u, mamy pierwsze miejsce zarówno w #metallica jak i w #kirkhammett 😎
![](https://img.wattpad.com/cover/271298082-288-k875699.jpg)
YOU ARE READING
Hawaii || Kirk Hammett
FanfictionHawaje z Kirkiem Hammettem, czyli surfing, krewetki, drinki, ostry seks... Czy to coś więcej, niż tylko wakacyjna przygoda? Oczywiście zapraszam już na drugą część na moim profilu!!