II III በበ Zagrożenie przeszłości

25 2 9
                                    

- Faraonie! Jesteś tutaj? Merenptah błagam cię, muszę z tobą pogadać! Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to chociaż wysłuchaj co mam ci do przekazania! - Takhat wołając ponownie, minęła pierwsze oczko wodne, kierując się do drugiego, przy którym było zadaszone miejsce do siedzenia.

Z każdym krokiem, czuła większy niepokój. Czyżby się z nim minęła? Może wyszedł już z ogrodu i poszedł do siebie? Ona musi mu dziś powiedzieć o ciąży. Raz, że niedługo brzuch zacznie jej rosnąć i wszyscy się zorientują, dwa że Merenptah powinien o tym wiedzieć bo jest szansa na to, że to on jest ojcem dziecka i trzy jeśli nie powie mu tego teraz, to znów ucieknie i nie będzie mogła się zebrać.

- Faraonie! - zawołała, podchodząc do oczka i zerkając od razu w kierunku zadaszenia. - Nie ma go... - szepnęła spuszczając wzrok w dół.

- Lotosie... ? - ledwo słyszalny szept zwrócił jej uwagę.

- Merenptah? - wyszeptała, rozglądając się dookoła. To jej się nie przewidziało, słyszała go. To nie mógł być wiatr. Rozglądając się, serce podeszło jej do gardła, a głos całkowicie uwiązł jej w gardle. - Mere... Merenptah!! - krzyknęła, biegnąc do leżącego na ziemi obok oczka Faraona, który skulony, kurczowo zaciskał ręce na głowie.

- Takhat...ał..ała...- jęknął, gdy przerażona dziewczyna dopadła do niego, klękając przy nim i pochylając swoją głowę z gęstymi, naturalnymi włosami, dotknęła jego rąk.

- Merenptah! Co się stało!? Co się dzieje... - urwała, widząc jego czarne żyły, którymi był pokryty wszędzie.

Mężczyzna ponownie jęknął z bólu, kuląc się jeszcze bardziej. Mimo, ogromnych chęci, nie był w stanie odpowiedzieć jej, oprócz pojedynczych słów.

- Boli... głowa...klątwa... - wyjąkał.

- To nie możliwe! - krzyknęła, czując jak zaczyna panikować - Przecież klątwa miała zniknąć! - Nie wiedząc co robić, objęła głowę Faraona, kładąc sobie ją na kolanach i trzymając go za rękę, którą zacisnął dość mocno na jej, zaczęła szeptać. - Już, już. Jestem tutaj. Pomogę ci, już, spokojnie.... - szeptała, próbując zachować jak najspokojniejszy ton.

Wiedziała, że głos jej drży, ale mimo to nie mogła wpaść w zupełną panikę. Tylko bardziej by tym zestresowała go.

- Straż! Straż! - zawołała najgłośniej jak umiała, czując jak podrażnia sobie całe gardło.

Aby nie dodać bólu ukochanemu, wcześniej położyła rękę na jego uchu, a krzycząc wyprostowała się, aby cały jej głos odszedł w kierunku drzwi ogrodu. Gdy tutaj wchodziła, mijała trzech strażników. Pamiętała ich. Zaledwie kilka minut temu, gdy podeszła do wejścia, zagrodzili jej drogę wypytując kim jest i czego tutaj szuka. Musiała się im wytłumaczyć, że jest główną konkubiną Faraona i książę Siptah powiedział jej, że może jego brata tutaj znaleźć. Musieli na pewno wciąż tam stać. Na pewno! Nie mogli ot tak sobie odejść.

- Straż! - krzyknęła po raz trzeci, akurat gdy za rogu podbiegło trzech strażników. Zwracając ich uwagę swoim głosem, Takhat zmierzyła ich ostrym i groźnym wzrokiem. - Sprowadźcie tutaj natychmiast Księcia Siptaha! Już!! - warknęła do mężczyzn, którzy na ton jej głosu wręcz wbiło w ziemię.

Wszyscy trzej stali jak osłupieni, lekko wystraszeni. Ewidentnie pojawiły się u nich ciary. Merenptah, który bezsilnie spojrzał w ich kierunku, poczuł znów kolejny ból, przez co syknął. Straż zauważając Faraona, ledwo przytomnego, leżącego na kolanach dziewczyny szeroko otworzyła oczy.

- Głusi jesteście! Sprowadźcie tutaj Księcia, inaczej już ja się postaram, aby wasze ciała wypaliło pustynne słońce Ra, a wasze mumie nie ujrzały ani Anubisa, ani Ozyrysa! - zagroziła, posyłając im z oczu całą burzę piorunów.

Przeklęty Faraon (poprawiony)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang