I III በበበ Zrodzony z Ra i stworzony przez Amuna

22 2 13
                                    

Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące. Nim Takhat się obejrzała, nadchodził czas porodu. Jej dość spory brzuszek bardzo jej już ciążył do tego stopnia, że ograniczyła wychodzenie jedynie do przesiadywania tylko w ogrodzie i komnacie. Skończyły się szaleństwa, pośpieszne przemierzanie korytarza, czy to czego żałowała najbardziej, wygłupy w łóżku. Jedyne na co Merenptah jej pozwalał to pocałunki czy wspólna kąpiel. Z jednej strony rozumiała jego obawy o bezpieczeństwo ciąży, lecz z drugiej złościła się.

- Merenptah! Ja jestem w ciąży! Nie jestem kaleką! - krzyczała, gdy Faraon zbyt troskliwie podchodził do jej życia codziennego.

Im bliżej porodu, tym wszyscy zdawali się coraz bardziej wariować. Najpierw był to Merenptah, lecz niedługo potem śpiewki typu:

,,Przynieście jej lektykę.''

,,Lepiej nie wychodź, bo dziś mocniej wieje wiatr.''

,,Nie chodź wieczorami, bo jeśli byś się potknęła to ....''

,,Ten napar jest dla ciebie za ciepły, poczekaj aż ostygnie.''

...zaczęła wysłuchiwać od Siptaha.

O ile śmiała się z tego na początku, o tyle po pewnym czasie opieprzała go równo z bratem, by nie brał ją za kalekę. Dochodziło już to takich scen, że gdy widziała ich razem na korytarzu, łapała się teatralnie za skronie i pośpiesznie zmieniała kierunek. Obecność Samuta, Sobekneferu i Scorpio na każdym jej kroku zaczynała ją również męczyć. Jedyne pocieszenie znajdowała w ramionach Tsillah i Hekenuhedjet oraz Semat i Meketaten. Siedząc w czwórkę wraz z dziećmi Księcia, narzekały równo po strażnikach gotowych skoczyć do niej, gdyby tylko coś jej spadło, aby nie musiała się schylać.

Sprawa Tsillah i Benerib również została poruszona po grze w Senet z Senu. Tamtej nocy, gdy spędzała z mężem miły czas przy kolacji, poruszyła oba te tematy naraz. Oczywiście w taki sposób, aby Faraon w żaden sposób nie podejrzewał adorujących ich mężczyzn. Zaczęła od niewinnej śpiewki, że Benerib bardzo dobrze dogaduje się z Wezyrem. W sumie byliby ładną parą. Merenptah w skupieniu wysłuchał jej pomysłu, a gdy skończyła nazwał ją swatką, lekko wyśmiewając.

- Iumer nie patrzy na kobiety w ten sposób. On się nigdy nimi nie interesował. - stwierdził, upijając łyka piwa.

Kolejne minuty minęły na próbach tłumaczenia ich związku tak, by nie zaszkodzić Wezyrowi Północy, aż w końcu usłyszała to jedno zdanie od niego.

- Prawo niezbyt na to pozwala, ale jeśli o mnie chodzi nie mam nic przeciwko. O ile Iumer przyjdzie z tym do mnie, nie będę go za to karał. W sumie zasłużył na szczęście. Służy mi już długi czas, więc czemu nie. - odparł Merenptah, zachęcająco się śmiejąc.

Takhat poczuła jakby kamień spadł z jej serca. Uzyskała zgodę Faraona, więc gdy tylko Iumer zechce, powinien pogadać o tym z Benerib i jeśli ona również się zgodzi, mogą żyć razem. Teraz przyszła kolej na Tsillah. Merenptah z początku również słuchał zaciekawiony, porównując swoją żonę do swatki. Wszystko układało się świetnie, aż Takhat nie powiedziała w kim zakochała się jej dama.

- Mowy nie ma. - odparł krótko.

- Ale Mer... -

- Nie. - przerwał jej uciszając otwarta dłonią.

Takhat spuściła tylko głowę w dół. Co mogła więcej zrobić? Skoro Faraon powiedział wyraźnie NIE, to nie. Jednak nie podda się. Polubiła Tsillah i nawet gdy teraz to się nie udało, nie zrezygnuje i wciąż będzie próbować.

Przeklęty Faraon (poprawiony)Where stories live. Discover now