Mogłoby się wydarzyć coś ciekawego i wartego mojej uwagi. Nic, tylko leżę z brzuchem wywalonym do góry, a w dłoni dzierżę niedopity kieliszek ciepłej lemoniady. Ktoś mógłby uznać to za głupie, jednak mimo warunków jakie jestem zmuszony przechodzić, klasę trzeba zachować i przyjmować płyny niczym prawdziwy mężczyzna. (Pomijając oczywiście fakt, że mam skończone ledwo siedemanaście lat. Naginając szczegóły powoli powinienem się przygotowywać do dorosłości, a nawet już w nią wkraczać). Mimowolnie wzdrygnąłem się na samą myśł o dopiciu tych kilku ostatnich łyków napoju, który powinien być zimny, albo chociażby chłodny. Na dodatek kompletnie nie mam co robić oprócz rozmyślania nad sensem istnienia i "patrolowania" terenu, którego i tak nie chce mi się "patrolować".
Przymknąłem powieki, napawając się ciepłymi promieniami słońca muskającymi całe moje ciało, czyli jedynym plusem tego wszystkiego. Darmowe solarium. Po powrocie do Kanady muszę przygotować się na pytania w stylu- "Jakiś ty opalony, byłeś na wakacjach?", "Niezła opalenizna, masz do polecenia jakieś dobre solarium?" i tym podobne. Oczywiście odpowiedzi już mam gotowe, a tak właściwie to tylko jedną. Taką która pasuje do tych wszystkich wieśniaków, a mianowicie- "I tak was nie stać". Zaśmiałem się krótko pod nosem, biorąc drobny łyk czegoś co jeszcze przed chwilą można było nazwać "lemoniadą". Skrzywiłem się. Teraz to raczej, jakiś nowy, przez przypadek wymyślony przez mnie napój. W sumie... w głowie zapaliła się żarówka geniuszu, mówiąca o moim kolejnym biznesplanie. Nazwałbym go... hmmm... Może na moją cześć powinno pojawić się tam moje własne imię, a dodając do tego klimat tego miejsca, coś związanego z dziczą i totalną zagładą? Genialne. Już to widzę. Wielki napis "Lemonavidazaur" na bilbordach całego świata. To by było coś. Odetchnąłem z jeszcze szerszym uśmiechem, wyobrażając sobie stado ludzi bijących się o ten tani hit w sklapach i mnie odbierającego nagrodę za najlepiej sprzedany produkt w historii.
Nagle zmarszczyłem brwi. Coś jest chyba nie tak. Przez chwilę leżałem całkiem nieruchomo, nasłuchując uważnie każdego odgłosu, aż wtem...
Gwałtownie otworzyłem oczy, zrywając się do pozycji siedzącej. Szybko poprawiłem okulary, które nieco zsunęły się z mojego nosa i rozejrzałem się, ponownie marszcząc brwi.
Czy ja właśnie usłyszałem czyjeś głosy? Byłem absolutnie pewien, że wszyscy pracownicy, jak i zarówno turyści zostali ewakuowani stąd lub ewentualnie pożarci.
Na moją twarz wpłynął uśmiech zadowolenia. Wreszcie dzieje się coś interesującego. Cicho zsunąłem się z dachu, po chwili zeskakując na ziemię. Wyprostowałem się, nasłuchując tajemniczych dźwięków.
Brzmiały one na... jakieś dzieciaki?
Jane
Nieco ponury i tak samo zmęczony jak my Darius, idący do tej pory na przedzie, nagle coś spostrzegł. Odwrócił się w naszym kierunku z szerokim uśmiechem i jakimś takim błyskiem nadziei w oku. Podniosłam brwi, okazując tym zdziwienie. Chłopak znów wrócił wzrokiem do swojego znaleziska.
-Najwidoczniej szczęście nam sprzyja.- Wyrzucił z siebie. Zatrzymałam się u jego boku, spoglądając na to samo co on. Otworzyłam szerzej oczy, a usta delikatnie uchyliły się w niedowierzaniu. Niedługo dołączyła do nas cała reszta. Ukazały się nam wielkie budynki, będące sklepami, restauracjami i miejscami informacji turystycznej.- Z centrum wezwiemy pomoc. Będzie jedzenie i wszystko inne.- Entuzjazm wylewał się z niego na wszystkie strony, w ten sposób dzieląc się nim z nami. Nie czekając dłużej, ruszył przed siebie, po chwili biegnąc.
Znowu bieganie? Super. Chociaż przynajmniej teraz nie uciekaliśmy przed Dinozaurami. Moje zakwasy dawały o sobie znak dużo bardziej niż myślałam. Mimo nieprzyjemnego uczucia w nogach, starałam się dotrzymać tępa całej ekipie, a jednocześnie nie wywalić.
♢♢♢
Zbite szyby w sklepach z pamiątkami i porozrzucane wszędzie stoły, krzesła oraz jakieś dziwne skrzynki to tylko niewiele przykładów tego co mogło trochę tu nie grać. Ewakuacja chyba nie mogła być przyczyną tych wszystkich zniszczeń? A przynajmniej tak mi się wydawało.
-Co tu się stało?- Zastanowiłam się na głos, klękając na jedo kolano. Podniosłam z ziemi małego, zabawkowego dinozaura, który po naciśnięciu odpowiedniego guzika, wydawał z siebie cichy ryk.
-Obstawiam dinozaury- odparł Kenji, jakby to było najprostsze pytanie na świecie. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiamy zdenerwowania. Czy on nie słyszał o czymś takim jak pytanie retoryczne? Raczej nie pomyślałam, że przyleciało ufo, by nas wszystkich porwać.
Wstałam z ziemi i podeszłam do reszty, która zrobiła sobie mały postój na obserwowanie widoków przed praktycznie całkiem zniszczonym budynkiem.
-Skoro tak, to musiały być naprawdę duże i głodne.- Sammy wzdrygnęła się nieco, ręce zakładając na klatce piersiowej.
-I chyba nie tylko one.- Darius odwrócił się i ponownie zaczął przechadzać między zniszczeniami.- Wygląda jakby ktoś tu walczył.- Ocenił.- Po zniszczeniach pewnie Tirex i coś jeszcze większego, pewnie...
-Indominus Rex.- Nie dała mu dokończyć Brooklyn, spoglądając w dół jakiegoś urwiska w betonie.- Ale chyba nie musimy się już nim przejmować. Tyle z niego zostało.- Po dziwnej reakcji Dariusa na to co zobaczył, postanowiłam nie podchodzić bliżej. Nie miałam teraz ochoty oglądać rozkładających się zwłok. Może później tu przyjdę, gdy już mi się zachce. (A na to raczej są marne szanse)
Szybko stamtąd odeszli, by dalej tego nie oglądać. Podeszli do nas, stojących przy jednej z witryn sklepowych.
-Chyba powinniśmy się rozejrzeć- zasugerowałam. Darius pokiwał głową.
-Może udałoby się nam znaleźć coś dzięki czemu skontaktujemy się z lądem- dodał chłopak, wchodząc do budynku, na co reszta ruszyła za nim.- Na przykład telefon.
-To ja rozjerzę się w jakimś innym budynku- powiedziałam, jednak zanim zdążyłam zrobić chociażby krok, zza drzwi wychyliła się Brooklyn.
-To w takim razie ja pójdę z tobą.- Uśmiechnęła się ciepło, dołączając i biorąc mnie pod ramię. Odwzajemniłam uśmiech.- W takim miejscu jak to nie powinnyśmy się rozdzielać. Nie wiadomo co może czaić się za rogiem.
(???)
Obserwując grupkę dzieciaków zza rogu, wewnątrz niemal skakałem z radości, że w końcu coś się dzieje i nie jestem zmuszony dalej leżeć na tamtym dachu i co pięć minut smarować się nową warstwą kremu do opalania. Przyjechanie tu jednak nie było błędem.
Zapowiada się ciekawy dzień.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.