XXX

190 13 2
                                    

Minęły dwa miesiące. Dwa niebywale ciężkie miesiące, podczas których stałam się cieniem samej siebie. Nie widziałam powodu do uśmiechu, nie miałam chęci do dalszego życia. Mój cały świat rozpadł się podczas tego nieszczęsnego, sylwestrowego wieczoru. Co najlepsze nie byłam zła na Michaela, na Lise, czy na Boga, który zabrał mi ukochaną ciocie. Jedyną osobą, do której odczuwałam żal byłam ja. Czułam się winna temu wszystkiemu. Gdybym wcześniej zauważyła, że coś jest nie tak. Może wtedy udałoby mi się zapobiec takiemu przebiegu spraw.

Praktycznie cały czas myślami powracałam do uroczego domku na wsi, znajdującej się parędziesiąt  mil od nas. To miejsce zawsze będzie mi się kojarzyć z niebywałym spokojem, a także rodzinną atmosferą. To właśnie w tym miejscu wszelkie spory znajdywały swoje rozwiązanie. Każdy, kto tam zaglądał niemalże od razu poczuł się jak u siebie. Jako dziecko nie potrafiłam odnaleźć konkretnej odpowiedzi na to, dlaczego tak się dzieje. Teraz wiem, że za całą magię tego miejsca odpowiadał wyłącznie jeden czynnik - ciocia Elizabeth.

Gdy tylko o niej pomyśle, czuje okropny ból w sercu.
Nie mogę, a bardziej nie chce zrozumieć tego, że jej już nie ma. Nie mogę znieść myśli, że już nigdy nie usłyszę jej melodyjnego głosu oraz nie spojrzę w jej oczy przepełnione dziecięcą radością.
Była dla mnie jak najlepsza przyjaciółka, której mogłam się ze wszystkiego zwierzyć. Kiedy potrzebowałam pomocy, wiedziałam do kogo należy się kierować. Była dla mnie jak druga matka, która kochała mnie ponad wszystko.
Żałuje, że nie spędziłam z Liz więcej czasu. Oddałabym cały majątek, byleby móc z nią ten ostatni raz porozmawiać. Mam nadzieje, że kiedyś znów się spotkamy. W miejscu, gdzie nikt więcej nie zazna cierpienia.

— Diana? — usłyszałam zza pleców głos mamy. Starłam kciukiem spływającą po moim policzku samotną łzę, następnie odwracając się w stronę drzwi.

— Hm? — popatrzyłam na kobietę zamglonym wzrokiem.

— Spakowałaś już wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy? — spytała i usiadła obok mnie. Po całej tej sytuacji mama stała się bardziej czuła w stosunku do mnie. Nie była już wiecznie zapracowaną, patrzącą na swój czubek nosa kobietą. Zastąpiła ją kochająca i wspierająca matka, która zrobi wszystko dla dobra swoich dzieci.

— Tak. — odpowiedziałam niemrawo. — Musimy to robić? — dodałam patrząc na stos pudeł, znajdujących się w moim pokoju.

— Wiem, że jest ci ciężko, ale nowe otoczenie pomoże ci dojść do siebie. — rzekła spokojnym głosem, po czym lekko pogładziła moje ramie.

— Tyle, że ja nie chce się stąd wynosić..

— Diana. — zaczęła mówić takim tonem głosu, że w jednej chwili poczułam się jak małe dziecko. — Twój tata dostał lepszą prace gdzieś indziej, nie mamy wyboru. — posłała mi lekki uśmiech, tym samym próbując dodać mi otuchy. Następnie ucałowała mnie w czubek głowy i podeszła do drzwi. — Będzie dobrze. — dodała.

— Mhm.. — mruknęłam pod nosem.

— Nie bierzesz ze sobą plakatu? — zapytała, powoli wychodząc z pomieszczenia. Nic nie odpowiedziałam, tylko spuściłam wzrok na ziemie. Starsza Davies najwidoczniej zrozumiała przesłanie, ponieważ chwile później opuściła pokój.

Kiedy zostałam sama, głośno wzdychnęłam. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie dość, że straciłam ważne dla mnie osoby, to jeszcze ta cholerna przeprowadzka. Rozumiem, że rodzice chcą prowadzić lepsze życie, jednak czy nie dałoby się dojść do tego w inny sposób?
Pewnie wielu z was będąc ma moim miejscu, byłoby zadowolonych z przeprowadzki. W końcu mogę zacząć wszystko od nowa. To prawda, aczkolwiek nie jestem człowiekiem skłonnym do tak wielkich zmian.
Jeśli do czegoś się przyzwyczaję, wole aby tak już pozostało.

Jeśli chodzi o Michaela, nie rozmawiamy ze sobą. Nasza ostatnia konwersacja obyła się dwa miesiące temu w sylwestra, a bardziej nowy rok. Jak wspomniałam wcześniej nie odczuwałam do niego większego żalu. Było mi po prostu przykro z tego, że cała nasza przyjaźń zakończyła się w ten sposób. Bardzo często rozmyślam nad relacja między nim a Lisą. Kiedy oni tak bardzo zbliżyli się do siebie? Czy on ją w ogóle kocha? Skoro ją pocałował, to napewno..
Niesamowicie tęsknie za naszą przyjaźnią. To był ten jedyny raz, gdzie czułam się naprawdę szczęśliwa. Słysząc jego śmiech, automatycznie się śmiałam. Widząc jego uśmiech, ja także się uśmiechałam. Widząc jego płacz, odczuwałam ogromny ból.
Był jedyną osobą (poza Elizabeth), którą tak bardzo do siebie dopuściłam. Do pewnego czasu wiedział o mnie praktycznie wszystko, ja o nim zresztą też. Znaliśmy się na wylot, potrafiliśmy komunikować się bez słów. Byliśmy parą najlepszych przyjaciół, którzy nie potrafią bez siebie normalnie funkcjonować. Jednak, to było kiedyś. Teraz jesteśmy dla siebie praktycznie obcy. Mimo, iż myśleliśmy, że wiemy o sobie wszystko, tak naprawdę nie wiedzieliśmy nic. Może tak będzie lepiej? Przynamniej teraz Michael będzie mógł w spokoju skupić się na karierze oraz nowym związku.

Wstałam z podłogi ostatni raz rozglądając się po już nie moim pokoju. Za pare dni ma się tu wprowadzić kolejna rodzina, dlatego prócz mebli nic tu po mnie nie zostaje. Chwyciłam w dłonie pudło z ubraniami i zaczęłam podchodzić do drzwi. Już miałam stawiać dalsze korki, jednak coś mnie powstrzymało. Skierowałam głowę w głąb pokoju, a dokładniej na plakat wiszący na biurkiem. Z tego co słyszałam od rodziców, córka ludzi kupujących ten dom jest ogromną fanką Jacksonów. Ciekawi mnie jaka będzie jej reakcja na to, iż mieszkają pare domów dalej.
Niekontrolowanie na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Będzie mi brakowało ciepła rodziny Michaela. Z pewnością należą oni do najbardziej sympatycznych rodzin, jakich kiedykolwiek poznałam. Oczywiście z wyjątkiem Josepha, ale to już inna bajka.

— Mimo tego, że potoczyło się to w taki sposób, dziękuje ci, że dałeś mi możliwość pokochania Cię. — rzekłam cicho, po czym w nieco lepszym humorze opuściłam pomieszczenie. W spokojnym tępie zeszłam po schodząc, pamiętając każdą chwilę spędzoną w tym domu. To tutaj spędziłam całe swoje dzieciństwo, pokonałam pierwsze lęki, przeżyłam pierwsze pierwsze miłości. Będzie mi brakować tego miejsca, które przez tyle lat nazywałam swoim domem. W końcu to tutaj zachowało się najwiecej wspomnień.

— Gotowa? — spojrzałam na rodziców stojących w już pustej kuchni.

— Tak. — powiedziałam pewnie i pokierowałam się do przedpokoju. — Co z resztą pudeł?

— O to się nie martw. Panowie od przeprowadzek zawiozą je do naszego nowego domu. — rzekł tata z uśmiechem na ustach.

Szybko ubrałam na siebie nie za grubą kurtkę i z pudłem w rękach powędrowałam do samochodu. Odłożyłam karton na siedzeniu obok, następnie sama zapakowując się do pojazdu. Zapięłam pasy, rzucając wzrokiem na budynek.

— Nie pożegnasz się z Michaelem? — spytał ojciec siadając do samochodu. Tuż za nim do pojazdu wsiadła jego żona.

— Nie, ale tak będzie lepiej. — posłałam mu krótki, wymuszany uśmiech.

— Skoro tak mówisz.. — powiedział zmieszany, po czym odpalił silnik. — Napewno wszystko zostało spakowane? — pytanie skierowane było do mojej mamy, dlatego po chwili odwróciłam wzrok w drugą stronę. Zaczęłam szukać zza okna interesujących mnie obiektów, aż natrafiłam na kryjący się w oddali dom Jacksonów.

— Żegnaj Mike.. - szepnęłam sama do siebie patrząc na powoli oddalający się obraz.

Chwile później rodzina Davies na dobre opuściła miasto, pozostawiając za sobą już tylko i wyłącznie wspomnienia..

𝑩𝒆𝒂𝒕 𝒊𝒕 - Michael Jackson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz