XI

6.2K 356 8
                                    

Siedziałam i płakałam w łazience. Nie wiedziałam co zrobić, byłam bezsilna. Zastanawiałam się czy powiedzieć mamie czy nie. Ostatnio nie miałam z nią dobrego kontaktu i postanowiłam nic się nie odzywać. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Stuarta. Dłonie mi drżały tak samo jak mój piskliwy, słaby głos.
-Tak? - Odezwał się głos po drogiej stronie.
-Stuart musimy się spotkać jak najszybciej!
-Emi, ty płaczesz? - Spytał.
-Nie,nie. Kiedy możemy się spotkać? - Odpowiedziałam ocierając łzy.
-Nie ma mnie teraz w mieście.
-A kiedy będziesz! ? - Wręcz wrzasnęłam.
-Nie wiem.
-Kurwa!! To ważne! - Rozłączyłam się nie zważając na odpowiedz Stuarta. Rzuciłam telefon na chodnik i znów płakałam do momentu kiedy zrobiło mi się niedobrze. Zwymiotowałam do ubikacji. Spojrzałam w prawo. Waga kusiła mnie bym na niej stanęłam. Ciekawa byłam mojej wagi po prawie dwóch tygodniach wymiotowania. Stanęłam niepewnie i zamknęłam oczy. Po sekundzie spojrzałam w dół. Na małym wyświetlaczu widniała liczba: 50kg. Z oczu pociekły mi łzy szczęścia. Chyba pokochałam to co robię. Po raz pierwszy czułam się szczęśliwa, lecz tylko na chwile. Musiałam coś wymyślić. Podniosłam telefon z chodnika i wybiegłam z toalety podążając w stronę mojego pokoju. Usiadłam przy komputerze, i szukałam czegoś co uniemożliwi mi ciąże. Moja wyobraźnia kreowała mi moją postać z wielkim brzuchem. W końcu znalazłam tabletki poronne. Bez chwili zwłoki zamówiłam je. Po czym usiadłam skulona na krześle i wtulona w moje nogi myślałam o Stuarcie. Jak on mógł mnie dotknąć! Jak!? Czuje się obrzydliwie. Wręcz jak dziwka. I to w moje urodziny, jeszcze zgrywał takiego pomocnego, który się martwi. Nim się obejrzałam, była noc. Wzięłam koc z łóżka i wyszłam na balkon. Usiadłam na zimnym krześle i patrzyłam w gwiazdy. Całe niebo było wypełnione malutkimi pięknymi światełkami. W głowie nuciłam tekst piosenki, która po części opisuje mnie. Nienawidziłam podstawówki. Ale równie mocno nienawidziłam gimnazjum. Tyle ludzi wytykało moje krągłości. Nie zwracałam na to uwagi, byłam szczęśliwa. Ale dopiero teraz do mnie docierają te słowa, które wcześniej tak nie raniły.
Jednak czas nie leczy ran, on tylko na jakiś czas je ukrywa, lecz gdy ktoś powie ci przykre słowo, one znów się pojawiają. To takie bezsensu. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Było tam parę nieodebranych połączeń od Stuarta. Nie miałam ochoty oddzwaniać. Nie wiem czemu, lecz przez te gwiazdy zaczęłam się uśmiechać i śmiać się z przykrych rzeczy. Już całkowicie w dupie miałam Jess. Kiedyś na prawdę byłam bardzo roześmianą dziewczyną. A teraz? Teraz jestem smutna i nie ukrywam tego. Niech gadają,że nie korzystam. Lecz gdy widzę jak spada mi waga to wtedy jestem najszczęśliwsza dziewczyną na ziemi. Inni tego nie rozumieją,ale ja tak. I pewnie większość innych dziewczyn też to rozumie. Moje gdybanie przerwał tata, pukający bym go wpuściła na balkon. Wstałam i otworzyłam mu drzwi. Usiadłam z powrotem na krześle owinięta kocem i spoglądając na człowieka w niebieskiej koszuli.
-Jest już późno, powinnaś już iść spać. -Powiedział.
-Nie jestem zmęczona.- Odparłam ziewając.
Mężczyzna usiadł na krześle obok.
-Długo mnie nie było. Wiem,że dużo się zmieniło. I wiem również,że wcale za mną nie tęskniłaś po tym co zrobiłem mamie. - Spojrzałam na niego i słuchałam co ma mi do powiedzenia - Ty się zmieniłaś i mama też. Ale ja ją kocham. I ciebie też kocham, to było tylko chwilowe..
-Nie chce słuchać twoich wyjaśnień. - Powiedziałam przerywając mu. - Nie wybaczę ci tego, że nas zostawiłeś. Proszę idź stąd.
Mężczyzna wstał i wyszedł zmykając głośno drzwi. A ja? Ja znów zerkałam w gwiazdy, aż do zmęczenia. Usnęłam na swoich własnych kolanach, wtulona w koc.

,,Ponad wszystko" (Above All)Where stories live. Discover now