5.

972 45 3
                                    

Kolacja minęła w miłej atmosferze. Głównie rozmawiali o udanej misji. Alice szczególnie zainteresowała się faktem, że Clint zasłonił własnym ciałem Natashe, przed pociskiem. Stąd ta rana, kula musiała go musnąć. Była pod wrażeniem, ile trzeba mieć odwagi, aby zrobić coś takiego.

Zbierając naczynia, Nat zaproponowała dziewczynie pomoc.

- Fajnie, że będziesz z nami mieszkać, nudno tak z samymi chłopami - uśmiechnęła się wkładając kolejna szklankę do szafki - z nimi czasami jest gorzej niż z dziećmi, ale zawsze można na nich liczyć.

- Też się cieszę, no i trochę stresuję.

- Stresujesz się? Czym? - zapytała z troską. Alice poczuła się jak młodsza siostra, mimo tego, że nigdy nie wiedziała jak to jest mieć rodzeństwo. Uśmiechnęła się do dziewczyny.

- Nie każdy ma szansę mieszkać z wami, ale coś mi się wydaje, że chyba się dogadamy - zachichotała i dodała - jak miałam pierwsza rozmowę z Happy'm przestraszyłam się trochę. - tym razem zaczęła się głośno śmiać i nie potrafiła tego powstrzymać.

Nat próbowała z Alice wyciągnąć tą historię, aż do kuchni przyszedł Steve z pytającym wyrazem twarzy.

- Na mnie się nie patrz, nie wiem co się stało! - zabawna atmosfera sprowadziła do kuchni też Bruce'a.

- Dajcie mi... Chwilę

- No, wdech i wydech - Bruce'owi też udzielił się dobry humor

- Dobra, Alice, ogarnij się... No więc tak, pominę to, że dzwonił do mnie o pierwszej w nocy...

- Ale kto dzwonił, bo my nie w temacie! - w kuchni zjawił się tony z Clintem i Bucky'm

- Happy przy pierwszej rozmowie o pracę - powiedziała Nat

- Siadajcie, zrobię kawę, czuje, że ten dzień się szybko nie skończy - Bruce zabrał się do roboty, a Alice kontynuowała.

Opowiadając swoją jakże śmieszna sytuacje poczuła się jakby znała ich już dobre parę lat, a nie od kilku godzin. To samo stwierdziła reszta. Przez następne godziny rozmawiali o różnych swoich wpadkach podczas misji.

Alice odeszła od stołu odebrać telefon.

- Hej babciu, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj pracuje, jest genialna atmosfera, wiesz? - nie uzyskała odpowiedzi od starszej kobiety - babciu jesteś tam? Halo?

"Chyba przez przypadek zadzwoniła" pomyślała i odłączyła się dosiadając do stołu. Problem w tym, że telefon znowu zadzwonił.

- Halo? - odebrała od razu, ale dalej nikt jej nie odpowiadał - Babciu słyszysz mnie? Halo babciu?

- Co się dzieje Alice?

- Babcia do mnie dzwoni ale nie odpowiada, nie wiem co się dzieje. - zaczęła trochę panikować

- Daj mi - Steve zabrał telefon i zaczął do niego mówić - Jeżeli Pani mnie słyszy, niech Pani stuknie dwa razy w telefon. - po chwili ciszy dało się usłyszeć dwa stuknięcia - Potrzebuje pani karetki? - znowu dwa stuknięcia. - Już sprowadzamy pomoc!

Alice próbowała ukryć łzy, ale szybko podała adres zamieszkania babci. Bruce zadzwonił po karetkę po czym razem z dziewczyną, Tonym,  Stevem i Clintem pobiegli w stronę samochodu.

Podczas jazdy mężczyźni próbowali uspokoić ją, co było nie lada wyzwaniem. Dosyć szybko zjawili się przed domem rodzinnym dziewczyny. Zauważyli, że ratownicy medyczni już zamykają tylne drzwi ambulansu, a obok stały wozy strażackie i jeden radiowóz.

Alice szybko wybiegła z auta do ratowników.

- Co się stało! To moja babcia! - teraz już nie powstrzymywała łez

- Zatrucie gazem i zawał, dobrze, że zostaliśmy tak szybko zawiadomieni. Jedziemy do szpitala ***** ******* na ulicy ********* - pobiegł do samochodu i odjechali

Alice poczuła jak ktoś przytula ja od tyłu.

- Będzie dobrze, da radę - wiedziała, że to Clint, nie chcąc pokazywać swojego rozmazanego makijażu, spuściła głowę, odwróciła się i wtuliła, roniąc jeszcze trochę łez - chodź, pojedziemy za nimi.

Zawsze tu będę || AvengersWhere stories live. Discover now