Rozdział 8: Sen

236 27 4
                                    

- Co? - spojrzałem na niego zdziwiony.

To samo słyszałem we śnie. To samo słyszałem podczas badania. To on był białą postacią, to on kazał mi czekać nie wiadomo na co.

- Trudno jest się uczyć czytać bez tekstu, prawda? Zaczekaj, wybiorę ci jakąś łatwą lekturę. - wytłumaczył, niewzruszony moja reakcją. Jestem pewien, że Grubasek i Słodka Alfa domyślili się, że coś może być nie tak.

- O-oh... Okej... - wymamrotałem. Rudowłosy wstał i zniknął między regałami, a ja odprowadziłem go wzrokiem.

- Czemu on taki jest? Powinien zająć się swoją pracą... - jęknął Słodka Alfa.

- Jeszcze nie zauważyłeś? Polubił naszą malutka, uroczą Omegę. Jestem pewien, że chce mu się przypodobać. - odparł Gerard, znowu mnie trącając. Fuknąłem z irytacja i trzepnąłem ogonem.

- Sam mówiłeś, że ma partnera. - przypomniałem niezbyt miłym tonem głosu. Mam go dość, to zdecydowanie najbardziej denerwująca Alfa, którą spotkałem w swoim życiu.

- Ale jego tutaj nie ma.... Czy naprawdę myślisz, że po tak długiej rozłące nadal są sobie wierni?

Gerard nie skończył dobrze zdania, a przede mną z hukiem wylądowała cienka książka z jasnozieloną okładka.

- Odległość nie przeszkadza w miłości. Wiersze nieznanego autora. Myślę, że to dobry początek. - powiedział łagodnie Takahiro, pomasował moje ramię i wrócił na swoje poprzednie miejsce.

To musiało boleć, słyszeć takie rzeczy na temat swój i osoby, którą się kocha.

Powoli otworzyłem książkę na pierwszej stronie. Przeskanowałem wzrokiem ozdobny napis, którego jednak nie potrafiłem odczytać. Był piękny, pełen zawijasów i malutkich symboli wokół. Znalazłem niepełny rysunek małej chmurki, listków i kwiatuszka.

- Przeczytaj to. - nakazał Słodka Alfa.

Oj, to będzie trudna lekcja...

***

Westchnąłem błogo, kiedy w końcu mogłem położyć się do łóżka i opatulić ciepłą kołdra. Poprawiłem sobie poduszkę i wtuliłem w nią twarz, zaczynając mimowolnie merdać ogonem. Było mi strasznie wygodnie i miło, jedyne o czym potrafiłem myśleć to sen.

Z przyjemnego stanu wyrwał mnie hałas. Usiadłem i rozejrzałem się, z początku nie zauważając niczego niepokojącego. Dopiero po chwili dostrzegłem światło przenikające do pokoju przez malutka szparę między drzwiami a ścianą.

Przecież zamykałem drzwi. Trzasnąłem nimi tak samo mocno jak wczoraj, tym razem bez konkretnego powodu. Po prostu chciałem mieć pewność, że będą zamknięte, gdyby Pan chciał sprawdzić czy na pewno siedzę w środku tak, jak kazał.

Jedynym logicznym wyjaśnieniem tego zjawiska było to, że znów śniłem. Wszystko było zbyt realne jak na sen, ale bardziej prawdopodobne było to, niż możliwe samootwarcie drzwi.

Przeszedł mnie dreszcz niepokoju, ale wstałem i ostrożnie wyszedłem na korytarz. Tylko że... To nie był korytarz. Przynajmniej nie ten, który był przed moim pokojem. Ten korytarz prowadził do biblioteki, właściwie to znalazłem się tuż przed jej wejściem.

Zza masywnych, drewnianych drzwi dobiegał dźwięk... Muzyki.

Nie słyszałem jej nigdy w życiu. O uszy obiły mi się tylko opowieści starszych, że jest naprawdę piękna, a umiejętnie zagrana potrafi poruszyć najzimniejsze serca. Był czas, kiedy mama odkładała pieniądze na instrument dla mnie, bo dzień w dzień opowiadałem jej jak bardzo chciałbym stać się profesjonalistą w tej dziedzinie, zarobić fortunę i poprawić jakość życia w wiosce. Moje marzenie nigdy się nie spełniło.

Pchnąłem jedno skrzydło, które okazało się lżejsze niż myślałem - może to sen dodał mi sił, a może naprawdę były tak lekkie i tylko sprawiały pozory ciężkich i mocnych.

Sala była dobrze oświetlona przez żyrandol, na który w dzień nie zwróciłem uwagi. Regały wydawały się większe, książek jakby przybyło. Przy stole, ktoś był. Krzesło, na którym siedziałem podczas nauki czytania, zajmował Takahiro. Jak zwykle był spokojny, łagodnie uśmiechnięty.

Czytał. Co chwila przewracał kolejne strony grubej, brązowej księgi. Nie chciałem mu przeszkadzać, więc po cichu zamknąłem drzwi i powoli podszedłem bliżej. Wiedziałem, że to on mnie tu wezwał, że to on kazał mi tu przyjść i prędzej czy później zwróci na mnie uwagę. Jednak nie chciałem przerywać mu tej spokojnej chwili.

- Jesteś mądrym chłopcem. - odezwał się w końcu rudowłosy. - Od razu się domyśliłeś.

Pokiwałem potulnie głową i niepewnie zająłem miejsce obok niego. Przez chwilę patrzyłem na jego profil. Nie próbował ukrywać wyrazu ulgi i dumy, które błyszczały w jego oczach.

- Kazałeś mi tu przyjść... Po co? - spytałem w końcu, czując, że moja ciekawość rośnie z każdą chwilą.

Po moim pytaniu zapanowała całkowita cisza. Muzyka ucichła, nasze oddechy stały się niesłyszalne, a czas jakby się zatrzymał. Jedynym dowodem na to, że wcale nie zamieniliśmy się w kamienne posągi w kamiennej bibliotece pełnej kamiennych książek była mimika twarzy wilkołaka, która się zmieniła. Przestał się uśmiechać, jego oczy zaszły się ciemną mgłą, a uszy trochę oklapły.

- Oni przyjdą, jestem pewien. - wymamrotał cicho, po czym rozejrzał się, nastawiając czujnie uszy. - Za trzy dni. Za trzy dni przyjdą, obiecali.

Nie rozumiałem nic z tego, co mówił. Kto przyjdzie? Dlaczego, po co? To ktoś dobry, czy ktoś zły?

- Chcesz tutaj zostać? Podoba ci się życie u Pana? - zapytał nagle, co wyrwało mnie z rozmyślań. Potrzebowałem chwili na przetworzenie jego słów i ich znaczenia oraz na zastanowienie się nad odpowiedzią.

Badania i siedzenie samemu w pokoju są straszne. Ostatni eksperyment Pana był bolesny - nie fizycznie, a psychicznie. Strach i poczucie bycia obserwowanym całkiem mnie wykończyły. Później przez długi czas bolała mnie ręka głównie w miejscu, gdzie wbił strzykawkę. Nauka czytania też nie należała do najprzyjemniejszych, nie z moimi "nauczycielami", którzy zdecydowanie się do tego nie nadają. No i....

Okropnie tęsknię za domem i rodziną.

- Oczywiście, że nie. Tak, Pan nie jest najgorszy, może jest trochę straszny, ale da się z nim wytrzymać. Ale chcę wrócić do domu. Chcę do mamy, która na pewno umiera ze strachu. Jeśli to możliwe... Chcę zrobić to jak najszybciej i po prostu stąd odejść. Móc wyjść i dalej żyć swoim spokojnym życiem... - powiedziałem.

Uczucia, jakie błyszczały w oczach rudowłosego, kiedy na mnie spojrzał, wyrażały więcej niż tysiąc słów. Jednoczesny niepokój, ulga i zrozumienie. Determinacja, niecierpliwość, nutka szczęścia. To wszystko krzyczało wręcz, że czujemy się tak samo, że jesteśmy pod tym względem podobni. Nie jesteśmy jedynymi, którzy czują się w ten sposób, znaleźliśmy sojusznika.

- Lyiar... Za trzy dni, przygotuj się. Dwóch skrzydlatych, wilkołak, ty i ja. - powiedział.

Przytaknąłem.

Cisza, która zapadła nie była niekomfortowa. Wręcz przeciwnie, była przyjemna, nawet trochę potrzebna. Nie potrzebowaliśmy słów, oboje poczuliśmy tę nagłą więź, która pojawiła się między nami w momencie, kiedy przekazał mi kolejną wiadomość we śnie.

Więź, która musi pozostać w tajemnicy przed Panem przez kolejne trzy, długie dni.

If I Go With YouWhere stories live. Discover now