5 ♢ I love my baby

635 26 14
                                    

Od momentu tego załamania Woo, minęły już dobre trzy miesiące, bo tyle czasu było potrzeba, by Wooyoung wrócił do swojej normalnej formy. Oboje mieli po dwadzieścia sześć lat, a w tym czasie starali się odbudować wszystko, co stracili.

Czuli się, jakby musieli odbudowywać relacje od zera, bo naprawdę mocno ucierpiała. Oboje potrzebowali do tego pomocy psychologa, więc chodzili na początku na wspólne sesje, bo jednak San nie potrafił sobie z nim samemu poradzić.

Woo naprawdę się starał wyzdrowieć, jednak nie umiał tego zrobić od razu, więc zaczął od małych porcji. Oczywiście jego chłopak uważnie go pilnował, by jadł zdrowo i odpowiednio.

Codziennie rano wstawał, by przygotować mu cudowne śniadanie niczym z filmu, co szatyn uważał za urocze. W końcu nie każdy ma takiego faceta, który robi mu specjalnie jajko sadzone, tosty i awokado, racja?

Dużo z nim rozmawiał, przytulając, gdy tylko była taka potrzeba, a kiedy Woo mówił, że nie mam miejsca wszystkiego zjeść, to mu odpuszczał, prosząc, by zjadł chociaż jedną kanapkę. Byle nie miał pustego żołądka.

Przez to na nowo się do siebie zbliżyli, kochając jeszcze mocniej, a gdy tylko młodszy wrócił do swojej dawnej figury, to San cały czas go komplementował, mówiąc, jaki to jest piękny, słodki, idealny i seksowny w jego oczach. Wszystko to po to, byle ten nigdy nie zwątpił w swoje piękno.

Wooyoung nie zgodził się na żadną terapię szpitalną, po prostu powierzając się w ręce Sana, a przy ich kolejnym stosunku zastosowali prezerwatywy, bo jednak chcieli uważać.

Dużo rozmawiali też o dziecku i o całej sytuacji z poronienia. Woo naprawdę chciał mieć dziecko, jednak przy okazji wiedział, z jakim ryzykiem się to wiąże, a obiecał w końcu nigdy nie zostawić blondyna, więc po prostu doszedł do wniosku, że musi to przetrawić i się przyzwyczaić. Przecież, to nie koniec świata, tak?

Naprawdę kochał swojego chłopaka, który praktycznie stawał na głowie, byle wszystko było idealnie i ten nie odczuł braku niczego dookoła siebie. Chciał trochę nadrobić za dwóch, jednak widział, jak szatynowi jest smutno, gdy nie miał przy sobie nowego członka rodziny, więc zaczął myśleć.

Przecież musi być jakiś sposób, tak? Dla Choi Sana nie ma rzeczy niemożliwych.

- Kochanie już jestem! - krzyknął, gdy tylko przekroczył próg mieszkania, a młodszy od razu zawędrował w stronę korytarza, by zobaczyć swojego ukochanego, do którego podszedł.

Zarzucił mu ramiona na szyję i pocałował go w usta, rozkoszując się tą miłością między nimi, gdy mógł być blisko niego. W jego ramionach, które go trzymały w talii, nad którą pracował. Nie odchudzaniem, a samymi ćwiczeniami.

Najpierw masa, a potem rzeźba, tak? Wiedział, że nie może nic przekładać ponad swoje zdrowie, a skoro już teraz był w oczach Sana najpiękniejszy, to chciał być jeszcze lepszy. Dlatego o siebie zaczął dbać, jednak nie stosując dziwnych diet, czy metod na stracenie kilogramów.

- Zrobiłem ci Bulgogi - wymruczał niemal w jego usta, gdy się lekko odsunął. - Wiem, jak bardzo kochasz mięso.

W końcu San był dość konkretnym mężczyzną, który jakoś musiał żywić te mięśnie, racja?

- Jesteś cudowny - był naprawdę szczęśliwy z posiadania przy sobie kogoś takiego. Woo był idealny i zdania nie zmieni nigdy. - Jednak mam dla ciebie najpierw mały prezent.

Dodał nagle i skinął głową w bok, więc wzrok młodszego jakby automatycznie tam powędrował, gdzie stało pudełko. Dość dziwne pudełko, które było wystarczająco charakterystyczne.

- Coś ty zrobił? - zapytał nieco przerażony i powoli schylił się na dół, kucając przy tym, by otworzyć ostrożnie transporter dla zwierząt.

- Wiem, że bardzo chciałeś dziecko, jednak skoro nie możemy go mięć, to może zapełnisz tę pustkę w sercu... - w tym momencie oczka chłopaka zabłyszczały, gdy wziął na ręce stworzenie ze środka. - Kotkiem.

Dokończył i patrzył z lekkim uśmiechem, jak szatyn siada na podłodze, trzymając w rękach malutkiego i mocno puszystego kotka z rasy birmańskich, który cicho zamiauczał w jego rękach, po chwili się odrobinę łasząc.

- Mówisz serio? - dopytał jakby z niedowierzaniem, a San kucnął przy nim, powoli pomagając mu wstać, po czym objął go od tyłu, opierając głowę na jego ramieniu, patrząc również na kota.

- Będziesz miał kim się opiekować. Może to nie dziecko... jednak koty są słodkie - nie chciał kupować psa, bo oboje pracowali, momentami wyjeżdżali, a pies potrzebował po parę spacerów dziennie, na które nie mieli czasu, więc kot był najrozsądniejszą opcją.

Zresztą koty były naprawdę urocze i słodkie, więc nie ma szans, by ich nie pokochać. Jedyne ich minusy, to fakt, że bardziej kochają jedzenie niż nas, a ich sierść jest wszędzie. Tak to są cudowne.

- Będziemy mieli swoje maleństwo, któremu możemy podarować naszą miłość - dodał, gdy nie usłyszał odzewu, po czym poczuł, jak młodszy obraca się, by być do niego przodem i mając kuleczkę sierści na rękach, pochylił się nad nim, by go pocałować w usta w akcie wdzięczności.

- Jest cudowny - wyszeptał, kompletnie zauroczony zwierzątkiem.

Fakt - to nie było dziecko, które miałoby połowę jego genów i połowę Sana, jednak wystarczyło. Na tyle mogli sobie pozwolić, tak? Po prostu nie będą teraz sami, a ich wieczory będzie wypełniał też mały, puchaty kotek.

- Jak go nazwiesz? - zapytał San, więc Woo się zamyślił.

- Może... Choi Byeol? - zaproponował z uśmiechem, który starszy odwzajemnił i mocno przytulił do siebie Wooyounga, który odstawił kota na podłogę, by zaczął się oswajać z nowym mieszkaniem.

- Urocze. Ma moje nazwisko - powiedział szeptem, całując czoło chłopaka.

- Też mógłbym mieć - wydawał się jakby obrażony, że go nie ma, na co Choi się głośniej zaśmiał.

- Kiedyś może pomyślimy. Mamy jeszcze czas - przyznał wesoło, bo jednak mimo takich możliwości przy związkach jednopłciowych, to jednak homoseksualiści nie byli zbyt tolerowani.

Nie w Korei.

Dlatego jakby mieli w ogóle myśleć o ślubie, to w grę wchodziłby wyjazd za granicę, jednak ważność papieru tutaj, by przepadała. Wystarczyłby im właściwie fakt, że są małżeństwem, a czy to kraj uznaje, czy nie, to inna sprawa. Nie jest to takie ważne.

- Cieszę się, że cię mam - wyszeptał po chwili, zauroczony San i odsunął od siebie odrobinę chłopaka. - Kocham cię moje kochanie.

- Też cię kocham - odpowiedział i znowu go pocałował.

Może i nie mieli dziecka, jednak mieli swoją naprawdę silną miłość, która wytrwa już wszystko. W końcu utrata dziecka to był ogromny cios, ale teraz mają nowe dzieciątko.

Wprawdzie kocie, ale komu to przeszkadza?




***Kochanie w języku angielskim ma też odpowiednik na "baby", które zawiera się w tytule, a podkreślenie "moje" sugeruje przynależność ich serc do siebie.

A więc zakończył się ten krótki 5 Shot, który pisałam... w sumie trzy dni, bo teraz jest 2:24. To już następny dzień!

Na pomysł wpadłam nie potrafiąc zasnąć pewnego wieczora, a akurat jestem chora, więc siedzę w domu i mogłam to napisać.

Pamiętajmy, że nie każda historia kończy się całkowicie szczęśliwie, czy tak, jak sobie wymarzyliśmy. Dlatego też w tym 5 Shocie nie ma żadnego dziecka, chociaż tytuł mógłby to sugerować.

Pomysł na przebieg akcji miałam ułożony od początku i nic bym nie zmieniła.

Mam nadzieję, że się wam podobało. Zostawcie coś po sobie!

Do zobaczenia Korniszonki! ♡

I love my baby || WoosanWhere stories live. Discover now