5

12 1 0
                                    

Odleciał, a mnie zostawił samą w powietrzu z szybko bijącym sercem i piekącymi policzkami. Jak on mógł coś takiego powiedzieć?! Był przystojny to fakt, ale ja...po prostu nie.

Problemem nie było utrzymanie się w powietrzu, ale wylądowanie. Kiedy już byłam nad dachem naszego budynku zastanawiałam się czy mam się po prostu opuścić czy co. Nic mi nie powiedział, a rzekomo miał mnie wszystkiego nauczyć.

- No zniż się i wyląduj. Jaki masz problem. - Teraz zachowywał się całkowicie inaczej. Był oschły i nieprzyjemny. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale zrobiłam tak jak kazał. Trochę się zachwiałam, ale wylądowałam. Chłopak mroził mnie spojrzeniem, odwrócił się i przeszedł przez drzwi. Zaczynałam już go lubić, ale jego chyba się nie da. Nie chciałam iść od razu za nim, bo nie chciałam w tamtej chwili na niego patrzeć. Niech się obraża, wielki pan obrażalski. Po paru minutach ruszyłam do drzwi i schodziłam schodami w dół. Przechodząc koło jednych z kilkunastu drzwi usłyszałam dźwięk dobiegający z drugiej strony. Ktoś tam był. Postanowiłam złapać za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem. Ostrożnie zajrzałam do środka. Na środku stał zakażony, który kiedy tylko mnie zobaczył rzucił mi się do szyi. Nie zdążyłam zareagować i mnie ugryzł po czym uciekł zostawiając mnie na korytarzu. Ruszyłam szybko do pokoju gdzie powinien się znajdować Taehyung, ale jego tam nie było. Pomijając fakt, że mnie okłamał na temat drzwi, które rzekomo miały być zamknięte, miałam wrażenie, że jest jedyną osobą, która faktycznie może mi pomóc. Zaczęłam się dusić. Czemu skoro byłem istotą, z tego co zrozumiałem, nadprzyrodzoną czułam jakbym miała umrzeć. Czy nie powinnam mieć jakiejś super umiejętności uzdrawiania się? Nie miałam czasu dłużej myśleć, a chłopaka nigdzie nie było, robiło mi się czarno przed oczami. Ostatnie co pamiętam to ciemność i słowa, które wypowiedziane z moich ust brzmiały, Tae.

Ocknęłam się jak zauważyłam wieczorem, gdyż zaczynało robić się ciemno. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje i gdzie się znajduję, ale zaraz zauważyłam czarnowłosego siedzącego obok mnie na materacu. Kiedy zobaczył, że się przebudziłam wstał i odwrócił się do mnie tyłem. Dalej był obrażony, chciałabym wiedzieć na co.

- Musisz cały czas szukać kłopotów? - Powiedział tylko surowym tonem. - Nie mam zamiaru cię dłużej ratować ani niańczyć. - Kompletnie zbił mnie z tropu.

- Nikt ci nie kazał mnie ratować.

- Nie? A kto wołał moje imię? Hm? Może mi jeszcze powiesz, że tego nie pamiętasz?! - Wydarł się. Nie lubiłam kiedy ktoś na mnie krzyczał. Nie dlatego, że byłam taka wrażliwa, tylko dlatego, że każdy myślał, że krzykiem coś załatwi. Nie ze mną te numery.

- Trzeba było zostawić mnie wtedy w tym samochodzie, miał byś teraz problem z głowy. - Powiedziałam w przypływie złości. Tak naprawdę to byłam mu cholernie wdzięczna, że żyję.

Spojrzał jakbym zabił mu matkę, podszedł i szarpnął mną do góry. Jego szczęka drżała, w jego oczach można było dostrzec wściekłość. Nie dziwiłam mu się, przegięłam.

- Nie chcę tego słyszeć! - Wysyczał każde słowo. - Nie żałuję, że cię wtedy wyciągnąłem, nie żałuję. Nigdy nie żałowałem. - Patrzył prosto w moje przerażone oczy. Niby nie żałował, a zachowywał się kompletnie inaczej.

Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Nasze nosy praktycznie się stykały. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Chłopak patrzył tak jeszcze jakiś czas i mnie puścił. Wyszedł trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że go wkurzyłam, ale on wkurzał mnie. Najpierw był uśmiechnięty od ucha do ucha, a później coś w niego wstąpiło i zachowywał się jak... Właśnie, jak? Jak kto? Był zły, sam to powiedział. Był z ciemnej strony, a to jednak musi coś znaczyć. Czego tak właściwie od niego oczekiwałam? Sama nie wiem. Pomyślałam, że przydałoby się coś zjeść, ale kompletnie nie czułam głodu, uznałam, że to pewnie przez stres. Poszłam do słoika z miodem i zaczęłam go jeść palcami. Po włożeniu słodkiej substancji do ust okazało się, że wcale nie jest taka słodka. Była obrzydliwa. Smakowała jak jakieś wymiociny, myślałam, że zwymiotuję. Zakręciłam wieko i odstawiłam to okropieństwo. Jak to możliwe, że to było to aż tak niedobre. Miód nie powinien się przecież psuć, więc jakim cudem.

LIKE ANIMALS | taekookWhere stories live. Discover now