Rozdział 20 - Propozycja profesora Lupina

213 19 14
                                    

Latona nie widziała się z Draconem aż do czwartkowej lekcji eliksirów. Jego ręka spoczywała w temblaku owinięta bandażem. Wszedł do lochu chwiejnym krokiem, ale Latona dobrze wiedziała, że tylko się popisywał. Pansy zatrzepotała powiekami na jego widok.

— Siadaj, Draconie — powiedział spokojnie profesor Snape, nie unosząc głowy. Co jak co, ale gdyby to Latona weszła do klasy spóźniona o godzinę, z pewnością dostałaby rugi, chociaż była jego podopieczną.

— Jak się czujesz? — zapytała szeptem Latona, kryjąc, że była o niego bardzo zatroskana. Malfoy ustawił kociołek tuż obok kociołków Rona i Harry'ego, którego dzieliło z nią tylko parę centymetrów, ponieważ pracowali przed nią i Milicentą. — Bardzo cię boli, prawda? — dodała z nutą kpiny w głosie. Harry powstrzymał się od prychnięcia.

— Taak — odparł, krzywiąc się na symbol wielkiego męstwa.

Gdy lekcja eliksirów dobiegła końca, wszyscy podążyli do klasy obrony przed czarną magią. Profesora Lupina jeszcze nie było. Pomimo tego, że uratował Latonę przed dementorem, nie pałała do niego sympatią. Po pierwsze dlatego, że wyglądał tak, jakby był biednym weteranem wojennym, z tymi swoimi bliznami, łachmanami i trupią cerą.

Kiedy Lupin w końcu się pojawił, wszyscy byli zajęci rozmową. Uśmiechnął się i postawił swój zniszczony neseser na biurku. Wyglądał zdrowiej niż w pociągu, jakby zjadł kilka solidnych posiłków i porządnie się wyspał.

— Dzień dobry — powiedział. — Pochowajcie proszę książki, dzisiejsza lekcja będzie miała charakter praktyczny.

Przez salę przemknęły zaskoczone pomruki. Jak dotąd, pomijając chochliki kornwalijskie profesora Lockharta, obronę przed czarną magią przerabiali tylko teoretycznie.

— Bardzo dobrze. — Uśmiechnął się. — A teraz proszę za mną.

Wszyscy wyszli za nim z klasy. Lupin poprowadził ich pustym korytarzem, po drodze napotykając poltergeista Irytka, który bardzo hucznie chwalił się tym, że zalepił dziurkę od klucza gumą do żucia. Wszyscy zdziwili się, kiedy zaczął powtarzać grubiaństwa, bo nauczycieli zawsze szanował. Profesor Lupin wciąż się uśmiechał.

— Cóż, czyli trzeba będzie załatwić to inaczej. To takie przydatna zaklęcie — powiedział, zwracając się przez ramię do klasy. — Popatrzcie... Waddiwasi!

Guma wystrzeliła z zamka i trafiła prosto w lewą dziurkę nosa Irytka, który przekręcił się głową do góry i odleciał, głośno przeklinając.

— No, możemy iść dalej.

Ruszyli więc, a cała klasa spoglądała na niepozornego profesora Lupina z rosnącym szacunkiem. Latona rzuciła na niego okiem ponad głowami tłumu.

— Też znam to zaklęcie — prychnęła do Dafne.

Dotarli do pokoju nauczycielskiego, z którego niebawem wyszedł Snape. Oczy mu rozbłysły i uśmiechnął się pogardliwie.

— Jakie to szczęście, że już wychodzę. Nie mam zamiaru oglądać tego przedstawienia. Radzę panu otoczyć szczególną uwagą niejakiego Nevilla Longbottoma i nie powierzać mu żadnego trudniejszego zadania. Chyba że chcesz narobić biedy, Lupin.

Neville spłonął rumieńcem. Profesor Lupin uniósł brwi, spojrzał na Snape'a i Longbottoma, po czym z uprzejmością rzekł:

— Myślałem, aby to Neville pomoże mi dzisiaj w pierwszej fazie ćwiczeń i ufam, że wywiąże się z tego znakomicie.

Snape wykrzywił wargi i odszedł.

— Proszę tutaj — powiedział profesor Lupin, gestem wzywając wszystkich w kąt pokoju, gdzie stała tylko stara szafa, w której coś chrobotało i łomotało. — Nie ma się czym martwić, w środku jest upiór zwany boginem. Wprowadził się tutaj wczoraj, a ja poprosiłem dyrektora, aby pozwolił mi wykorzystać jego obecność. Postawmy więc podstawowe pytanie: czym jest bogin?

Lesser evil || Harry Potter fanfictionWhere stories live. Discover now