Rozdział 45 - Kolejna rewelacja Skeeter

172 8 7
                                    

Latona i profesor Snape ruszyli w kierunku salonu Ślizgonów, a ciszę pomiędzy nimi zakłócały jedynie kroki i rozmowy wracających z obiadu uczniów. Ci, którzy ich mijali, robili wielkie oczy, gdy tylko dostrzegali Latonę i najczęściej stawali dęba, aby po chwili odwrócić się na pięcie i pobiec w przeciwnym kierunku; była niesamowicie ciekawa, co profesor Dumbledore chciał przekazać Aurorze i Alexandrowi i dlaczego nie mógł zrobić tego w jej obecności. Świadomość, że prawda coraz bardziej się od niej oddalała, sprawiała, że powstawały w niej nowe pokłady złości.

— Co mają znaczyć te przedziwne rękawiczki? — zapytał nagle Snape, zerkając na nią z ukosa. — Jeśli to kolejny sposób, aby zwrócić na siebie uwagę, ufam, że to nie będzie konieczne. "Prorok Codzienny" zadbał już o twoją reputację.

— Doktor Collins...

— Nie powołuj się na opinię tego starego kretyna — warknął Snape. Latona westchnęła. — Chcesz znowu zrobić z siebie klauna, co? Wstyd mi za ciebie, Warell. Przynosisz wstyd Slytherinowi! Jeszcze nigdy, za mojej kadencji, mój podopieczny nie narobił mi tylu kłopotów! A teraz mów.

Latona, rumieniąc się, jednym sprawnym ruchem zsunęła prawą rękawiczkę, ukazując zasklepione, spiralne rany, które nagle zaczęły pobłyskiwać. Na twarzy profesora Snape'a na chwilę pojawiło się zdziwienie, lecz szybko uśmiechnął się jadowicie i obrzucił ją zimnym spojrzeniem:

— Będziesz cudowną lampką choinkową w tym roku, Warell.

Gdy byli na końcu marmurowych schodów, Snape zatrzymał się i spojrzał na nią z wyższością.

— Masz spore zaległości — powiedział. — Jeśli nie dasz sobie rady, znajdę kogoś, kto ci ze wszystkim pomoże.

Przez chwilę Latona pomyślała, że się przesłyszała, w końcu profesor Snape pierwszy raz od kilku lat istotnie zrobił coś, aby jej pomóc i jak się okazało, miała rację, bo nagle odwrócił się do niej i chwycił ją ostro za podbródek, zmuszając ją, aby spojrzała prosto w jego oczy. Snape był od niej wyższy o co najmniej dwie głowy.

— Posłuchaj mnie uważnie, Warell. Najwidoczniej robienie z siebie pośmiewiska sprawia, że czujesz się wyjątkowo. Miej jednak świadomość, że nie pozwolę, abyś swoim kretyńskim zachowaniem zniszczyła dobre imię moje, profesora Dumbledore'a i całego domu Slytherin. Czy zdajesz sobie sprawę, jaką wojnę rozpętało twoje idiotyczne zachowanie? Wszyscy są teraz przeciw nam. Jest mi za ciebie wstyd, Warell. No ale nie daleko pada jabłko od jabłoni. Twój rodzinny egocentryzm, ten sam, spaczony sposób myślenia...

Latona chwyciła Snape'a za przegub i zerwała jego uścisk. Snape posłał jej mordercze spojrzenie, a potem dodał, ledwo ruszając wargami:

— Ty i Potter jesteście siebie warci. Nadal się dziwie, że nie jesteście rodziną. Tylko ci waszego rodzaju odznaczali się takim idiotyzmem.

Latona obserwowała, jak Snape znika w mroku piwnic Hufflepuffu, gotując się ze złości. Zakląwszy go w myślach na wszystkie możliwe sposoby, poczuła ostry ból ramion. Starając się nie powyrywać sobie włosów z wściekłości, ruszyła żwawym krokiem tuż za nim. Snape podał jej nowe hasło do pokoju wspólnego ("Alabaster!") a potem bezlitośnie wepchnął ją do środka, zanim Latona zdążyła przemyśleć, co tym razem wciśnie Ślizgonom, aby uwierzyli w jej historię.

Serce waliło jej młotem, a bagaże ciążyły bardziej, niż wielki kamień na sercu. Ku jej zdziwieniu zobaczyła, że salon był pusty. Nie zmienił się ani o krztynę, pomijając fakt, że tym razem na tablicy ogłoszeniowej nie było ani jednego świstka pergaminu. Taszcząc swoje walizki, jakoś dostała się do swojego dormitorium, w którym również nikogo nie było. Wszyscy są pewnie na obiedzie, pomyślała, układając ubrania w szafkach. 

Lesser evil || Harry Potter fanfictionWhere stories live. Discover now