Rozdział 26 - Morderstwo z zimną krwią

228 18 24
                                    

Minął maj i Ślizgoni jakoś podnieśli się po wielkiej przegranej z Gryfonami. Byli zmuszeni zatopić smutki w książkach, gdyż egzaminy wieńczące kolejny rok szkolny miały odbyć się już niebawem.

Dom Slytherin hucznie obchodził urodziny Latony, wyprawiając jej cudowne przyjęcie. Balowali aż do nocy, podjadając słodycze i popijając kremowym piwem, które ktoś załatwił ze szkolnej kuchni. Bawili się dotąd, aż profesor Snape nie wparował do salonu w koszuli nocnej i szlafmycą na głowie i pogroził im wszystkim dożywotnim szlabanem.

Latona z bólem serce chodziła na wszystkie wlepione jej przez profesor Sprout szlabany. Madame Pomfrey nie uskarżała się na nią, wręcz przeciwnie, była zachwycona, jak szybko Latona opanowywała wiedzę z zakresu opatrywania ran lub leczenia drobnych urazów.

Draco, na którym rodzice ciągle wywierali presję bycia najlepszym w klasie, pewnego słonecznego popołudnia otrzymał list, po którego przeczytaniu uśmiechnął się paskudnie. Siedząca obok niego Latona zajrzała mu przez ramię (jej nos był już całkowicie zdrowy).

— Apelacja w sprawie Hardodzioba została wyznaczona na szóstego, tak pisze mój ojciec — wyjaśnił Malfoy. — Już nie mogę się doczekać! Wiesz, że mają przyjechać razem z katem? Ekstra, muszę to zobaczyć. Pójdziesz ze mną, nie?

— Eee — bąknęła Latona. — Pewnie nie... no wiesz, egzaminy... nauka...

Latona jakoś nie miała ochoty na oglądanie egzekucji niewinnego stworzenia; odkąd znów zaczęła odzywać się do Dracona, ten kipiał energią i nawet się rozchmurzył.

— To przecież ostatni dzień — powiedział nonszalancko i założył ramiona za głowę, odprężając się.

— Ale nadal obowiązują środki bezpieczeństwa — ciągnęła Latona. — Nie możemy wychodzić z zamku, a ja w szczególności. Co, jeśli Black nagle pojawi się na terenie szkoły, co? Nie mam zamiaru nadstawiać karku.

— Och, wymkniemy się na kilka chwil — jęknął Malfoy. — To tak, jakbyśmy szli do cieplarni. Hej, jestem dla ciebie miły — pokręcił palcem. — Doceń to.

W końcu rozpoczęły się egzaminy i nienaturalna cisza ogarnęła zamek. W poniedziałek o dziewiątej trzecioklasiści zmierzyli się z transmutacją, po obiedzie z zaklęciami, z których wyszli w świetnych humorach, ponieważ profesor Flitwick kazał im rzucić na swoich partnerów zaklęcie rozweselające. Po posiłku wszyscy wrócili do pokojów wspólnych w swoich domach, ale tylko po to, aby zabrać się za powtarzanie wiadomości z opieki nad magicznymi stworzeniami, eliksirów i astronomii.

W środę rano odbył się egzamin z historii magii. Tego samego dnia po południu mieli test z zielarstwa, podczas którego profesor Sprout dmuchała Latonie w kark. Przedostatnim egzaminem, w czwartek przed południem, była obrona przed czarną magią. Profesor Lupin wymyślił im całkowicie innowacyjny sprawdzian: tor przeszkód na świeżym powietrzu. Musieli przejść krętą ścieżką przez bagno, ignorując zwodnika, przebrnąć przez sadzawkę, w której ukrywał się druzgotek, pokonać kilka wykroków pełnych czerwonych kapturków, a na koniec wleźć do dziupli w starym pniu, aby zmierzyć się z boginem.

Riddikulus! — wrzasnęła Latona, kiedy bogin tylko przeobraził się w jej matkę. Aurora—bogin nie zdążył nawet porozrzucać zdjęć.

— Bardzo dobrze, Latono — powiedział profesor Lupin, kiedy wyłoniła się z pnia; od czasu ich ostrej wymiany zdań, Lupin niechętnie z nią rozmawiał. — Najwyższa ocena.

Latona bez trudu przebrnęła przez egzamin z wróżbiarstwa i starożytnych run, ale uskarżała się nieco na profesor Trelawney, która powiedziała jej, że jej aura słabnie coraz bardziej, a rzekoma moc, w której istnienie Latona nie dała sobie wmówić, rośnie i ewidentnie nie uwierzyła w jej naprawdę przekonujące stwierdzenie, że zobaczyła szlochającego mężczyznę siedzącego na ławce przed sklepem Zonka.

Lesser evil || Harry Potter fanfictionWhere stories live. Discover now