43. To moja wina

334 32 55
                                    

Był wściekły. Wściekły na siebie, na Plagga i na Anthony'ego. Zamierzał wyrzucić go z hukiem już teraz, każąc mu się spakować i wynosić. Nie miał ochoty nic jeść, mimo, że była już pora posiłku, ale musiał zejść na dół, żeby rozmówić się jeszcze z recepcjonistką, że będzie ich zaraz o jedną osobę mniej.

Wszedł do restauracji, ale Anthony'ego w niej nie było. Anderson jedynie podszedł do niego informując, że mężczyzna sam się spakował i ulotnił, na co Adrien mógł tylko pokiwać głową. Kazał Harry'emu sprawdzić ile dni urlopowych zostało Tony'emu. Nie chciał go więcej widzieć w firmie, więc uznał, że najwyżej zawiesi go w obowiązkach do końca okresu wypowiedzenia. Zlecił Andersonowi zająć się niezwłocznie po powrocie, sporządzeniem potrzebnych dokumentów. Wprawdzie początkowo miał ochotę zwolnić Anthony'ego dyscyplinarnie, ale wiedział jakie to będzie miało konsekwencje i mimo wszystko, nie chciał tego robić. Wystarczy mu, że więcej go nie zobaczy.

Teraz jednak Adrien nie miał już ochoty o tym myśleć. Jedyne czego chciał to zamknąć się w pokoju, ale gdy przechodził obok recepcji, zauważył Marinette. Nie dostrzegła go, rozmawiając z recepcjonistką. Była ubrana w kurtkę i miała przy sobie swoją walizkę.

— Przepraszam — zagadnęła. — Może mi pani powiedzieć jak dotrzeć stąd do Paryża?

— Przystanek jest dwa kilometry stąd — odpowiedziała kobieta. — Stamtąd będzie pani miała autobus do Paryża... — zerknęła na tablicę, gdzie miała poprzyczepianą masę kartek. — Za jakieś półtorej godziny.

— Dziękuję — odpowiedziała brunetka i natychmiast skierowała się do wyjścia.

Nie chciała tu dłużej zostawać. Chciała też jak najszybciej złożyć wypowiedzenie. Nie może pracować między takimi ludźmi. Nie może wrócić do firmy w której wszyscy myślą o niej w tak potworny sposób.

— Marinette zaczekaj — Adrien dopadł do niej, tarasując jej przejście. — Zostań proszę. Anthony już stąd wyjechał, zwolniłem go. Nikt cię o nic nie posądza, ja...

— To bez różnicy — odparła ze smutkiem. — Chcę wrócić do domu. To wszystko.

— Ale...

— Żadnych ale. Chcę tylko wrócić do swojego mieszkania i swojego łóżka. Nie zatrzymuj mnie.

— Więc cię odwiozę — zaproponował. — Proszę, pozwól mi się odwieźć, nie mogę pozwolić, żebyś wracała sama po zmroku. Poza tym oszczędzimy godzinę jadąc samochodem.

— Adrien... — westchnęła.

— Nie odmawiaj, proszę. Chcę mieć pewność, że dotarłaś do domu bezpiecznie. Tylko tyle.

Spojrzała na niego tak smutnym wzrokiem, że aż mu się zrobiło nieswojo. Widział, że się zastanawia. Wiedział, że nie obwinia konkretnie jego za to co się stało. Że być może obwinia bardziej siebie, bo taka już była. I nie chciał pozwolić jej zostać samej z tym co musi teraz czuć.

Perspektywa jaka otwierała się przed Marinette gdyby się nie zgodziła na jego propozycję, była niebyt przyjemna. Marznięcie w drodze i czekanie na przystanku, a potem przesiadki, żeby dostać się do jej mieszkania ー to wszystko działało na jego korzyść. W końcu Marinette pokiwała głową. Adrien poprosił ją, żeby chwilę poczekała, a on w tym czasie spakował swoje rzeczy i wymeldował się z hotelu. Niedługo później jechali już w stronę Paryża.

Atmosfera w aucie szybko zrobiła się nieznośna. Jechali w ciągłej ciszy i już po dwudziestu minutach takiej podróży, Adrien miał tego dosyć. Włączył radio, żeby móc skupić się na czymś innym niż na tym ciągłym milczeniu między nimi. Bał się wprawdzie, że Marinette zaraz się wścieknie, skoro nie słucha muzyki z powodu Luki, ale brunetka była tak zamyślona, że nawet nie zwróciła uwagi na radio. Siedziała obok, patrząc w okno. Przejechali już sporą odległość, nie odzywając się do siebie ani słowem. Przed nimi jeszcze godzina, a potem jeszcze przejazd przez miasto, ale Adrien bał się zacząć rozmowę. Bał się, bo wiedział, że będzie musiał powiedzieć jej o wszystkim, więc odciągał to w czasie, chociaż podjął już decyzję, że musi to zrobić. Dopóki żył walcząc z tym sam, wszystko było w porządku. Ale to, że Marinette została tak potraktowana przez zbliżenie się do niego, bolało go podwójnie. Nie zasłużyła na to.

Druga szansa, Agreste! (Zakończone)Where stories live. Discover now