Rozdział 4. "Podejrzenia"

256 7 4
                                    


!NIEPOPRAWIONE!


Szliśmy przez różne korytarze, niektóre zdawały mi się znajome, a niektóre totalnie nieznane. Zatrzymaliśmy się dopiero pod Safe room'em. Vincent spojrzał na mnie spod ramienia po czym wciągnął mnie do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz tak żeby nikt nie wszedł, a mnie za to popchnął jednym ruchem na ścianę za mną. Jego prawe kolano wylądowało pomiędzy moimi nogami, co nie pozwalało mi się za bardzo ruszyć. Prawą ręką nadal przytrzymywał oba moje nadgarstki, lewa za to znajdowała się teraz tuż przy mojej głowie. Przypatrywał się mnie, aż w końcu westchnął po cichu i poluźnił swój uścisk. Nadgarstki zaczęły mnie jeszcze bardziej piec niż wtedy kiedy je jeszcze ściskał. Były całe czerwone, a ja wciąż czułam jego dotyk na nich mimo iż ich nie trzymał.

- Przepraszam za to. - Ponownie dotknął moich nadgarstków, ale tym razem inaczej niż wcześniej. Delikatnie zaczął gładzić je swoją dłonią. Jego ręce były kojąco ziemne.

Nie mówiłam nic. Czułam jak na moich policzkach stopniowo pojawia się lekki rumieniec.

- Nie chce cię więcej widzieć przy nim w taki sposób. Inaczej nie zostawisz mi innego wyboru.

- Co proszę? Nie ma szans - W końcu się zebrałam na odwagę żeby mu odpowiedzieć. Co to to nie. Nie ma szans, że będzie mi zabraniał kontaktu ze Scoot'em.

- To nie ty tu stawiasz warunki, kochanie. - Powiedział ostrzej niż wcześniej, ściskając delikatnie moje, wciąż pieczące nadgarstki przez co znowu syknęłam cicho.

Kochanie.

Odwróciłam głowę na jego słowa.

Vincent opuścił swoje kolano i swoją lewą rękę przeniósł na mój podbródek. Powoli przesunął moją głowę w jego stronę tak żebym się na niego patrzyła. Robił to specjalnie. Po raz kolejny tego dnia ujrzałam ten jego uwodzicielski uśmiech.

- Nie unikaj mnie. - Jego głowa niebezpiecznie się do mnie zbliżyła.

- Nie jesteś w stanie.. - Wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszły dreszcze. Jedyna rzecz, którą wiem po dzisiejszym dniu to to, że jego głos doprowadzi mnie kiedyś do szału..

-------------------------------------------------

Kolejne 8 godzin minęły mi dość spokojnie. Tego dnia od 14 nie spotkałam już Vincenta, tak samo jak Scoot'a. 

Właśnie zamykałam pizzerie iż była 22:58 co oznaczało, że za 2 minuty kończy się moja zmiana, a nic się przecież nie stanie jak zamkniesz pizzerie dwie minuty wcześniej, prawda? I tak zaraz ma tu być Mike by zacząć swoją nocną zmianę, wiec nie widziałam w tym problemu.

Odwróciłam się w stronę parkingu i ruszyłam do swojego samochodu. Na parkingu stały trzy samochody, świadczyło to o tym, że Scoot prawdopodobnie dalej był w pizzeri. Obok samochodu Scoot'a stał jeszcze jeden. Nie kojarzyłam go za bardzo ale zgaduje, że te czarne subaru należy do naszego kochanego fioletowego mężczyzny.

Nie myśląc już o tym dłużej weszłam do swojego samochodu i odjechałam w kierunku cieplutkiego domu. Po powrocie do domu tak jak zawsze zaparzyłam sobie herbaty i wraz z moim laptopem usiadłam na kanapie. Nie chciałam już więcej myśleć o fioletowym, ale wyszło jak wyszło. Wpisałam w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko z nadzieją, że znajdę coś co mi się przyda. 

Nie było łatwo. Wręcz przeciwnie. Siedziałam tak z trzy godziny zanim coś znalazłam. Opłacało się. Znalazłam wpis na temat 5 zaginionych dzieci sprzed kilku dni, a dokładniej wpis dzień przed tym jak zaczęłam prace w Freddy's. Niepokoiło mnie to trochę. 

Ani trochę nie byłam dumna z tego co udało mi się odkopać. Gdybym  tego nie znalazła może było by lepiej? Ale też nie mogłam być pewna. Nie mogłam wyciągać pochopnych wniosków. Przecież Mordercy jeszcze nie odnaleziono, a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy w jak wielkie bagno wpadłam.

~~~~~~~~~~~~~

568 słów

Tak jak obiecane, rozdział miał być na 17:30 ale wstawiam wcześniej bo dość szybko skończył*m :p

Udało mi się jakoś, ale nie jestem zaszczególnie dumn* z tego rozdziału.

Ale za to już wiem jak zakończę ten śmieciowy fanfic ;))


Do następnego, luv <3

Burn me [William Afton x Reader 18+] ||| NIEAKTUALNE |||Where stories live. Discover now