xvii. the task.

10.2K 727 17
                                    

       Trzy ostatnie buchy i niedopałek Marlboro Gold znalazł się na płycie chodnikowej. Młody mężczyzna zwilżył wargę i przeczesując włosy, wkroczył pewnym krokiem do budynku. The May Fair Hotel przywitał go swoją perfekcyjnością i zapachem drogich perfum, unoszącym się w holu głównym. Poprawił skórzaną kurtkę i skierował się do recepcji. Przy ladzie siedziała niezwykle gustownie ubrana kobieta. Rysy twarzy wskazywały na co najmniej czterdzieści lat. Przywołał na twarz swój najlepszy, szelmowski uśmiech i oparł łokcie o mahoniową ladę. Ciemnowłosa recepcjonistka uniosła wzrok, a na jej pełnych ustach pojawił się sztuczny uśmiech.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — Odezwała się lekko przesłodzonym głosem.

          Niebieskooki chłopak nachylił się i niskim głosem odpowiedział. Zaśmiała się kokieteryjnie i powoli podniosła z krzesła, by sprawdzić coś, o co poprosił Louis. Kiedy ciemnowłosa recepcjonistka szukała czegoś w szufladach, na drugim końcu lady, mężczyzna nachylił się bardziej i zwinnym ruchem zdjął ze ścianki naprzeciwko kluczyk z odpowiednim numerem pokoju.

         Dostając od kobiety wizytówkę hotelu, skinął w podziękowaniu głową i skierował się w stronę windy. Zanim jeszcze złote drzwi zamknęły się, wymienili się spojrzeniami. Wywrócił oczami i przesuwając  kartonik miedzy palcami, od niechcenia spojrzał na jego drugą stronę. Na białej powierzchni zapisane było kilka cyferek i odciśnięty ślad burgundowej szminki. Westchnął głośno i zgniótł wizytówkę. Opuszczając windę, wyrzucił ją do pierwszego lepszego kosza.

         Pewnym krokiem pokonywał wyjątkowo długi korytarz, oświetlony żółtymi jarzeniówkami. Niczym kot, przemknął prawie niepostrzeżenie do drzwi z numerem 70. Przeczesał włosy i przygryzając wargę, wsunął w złoty zamek, równie złoty kluczyk. Przekręcił go ostrożnie i niepostrzeżenie wsunął się do pokoju. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana pojedynczym pochrapywaniem. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł głębiej. W ogromnym łóżku spała niczego nieświadoma ofiara chłopaka. Starszy mężczyzna chrapał smacznie.

- To będzie zbyt proste. — Szepnął do siebie i potarł kciukiem wargę. Podszedł bliżej, nie wydając najmniejszego nawet dźwięku.

         Powolnym ruchem ręki wyjął z kabury swojego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela — dosłownie -  na śmierć i życie. Przejechał palcem po lufie i chwycił za poduszkę leżącą obok głowy śpiącego mężczyzny. Z białego materiału tworząc swego rodzaju tłumik, powoli przyłożył broń do skroni mężczyzny. Przyglądał się mu z naturalnym dla siebie zadowoleniem. Jego oczy błyszczały. Czuł w sobie podniecenie, ekscytację. Uwielbiał tę mieszankę. Mieszankę, która zawsze dawała o sobie znać, gdy miał wykonać powierzone mu zlecenie. Adrenalina, resztki strachu, który zawsze był. Szybsze bicie serca, pulsująca krew w żyłach. Krople potu na czole, ale również szeroki uśmiech na twarzy i całkowita koncentracja. Przeczesał po raz ostatni włosy i pewnym ruchem palca, nacisnął na spust. Po idealnie białej pościeli spłynęły ciemne stróżki krwi. Jedyne co w tamtym momencie czuł bardziej od podniecenia, to czysta satysfakcja. Dla niego było to kolejne zadanie. Już dawno pozbył się współczucia, a jego serce było niczym zamrożony kawał mięsa.

          Schował rewolwer z powrotem do kabury, poprawił kurtkę i nachylił się nad szafką nocną. Na jej jasnym blacie leżał portfel i inne rzeczy osobiste jego ofiary. Pod drogim, skórzanym portfelem leżało to, czego szukał. Chwycił w dłoń malutki, niepozorny kluczyk i wsunął go do kieszeni spodni. Wzrokiem odnalazł kilka woreczków z białym proszkiem i tyle samo tytek z malutkimi tabletkami. Zgarnął wszystko i skierował się do wyjścia.

       Znów niezauważony pokonał hotelowy korytarz i niepostrzeżenie wsunął się do pozłacanej windy. Pewnym ruchem wcisnął odpowiedni guzik. Odwrócił się do lustra. Spojrzał sobie prosto w oczy. Jego ciało przeszyły ciarki. ciarki, które towarzyszyły okropnie powolnemu odpuszczaniu adrenaliny. Krew w jego żyłach wciąż pulsowała, a serce biło w nienaturalnie szybkim tempie. Otarł wierzchem dłoni krople potu z czoła. Oblizał wargę. Uspokajał oddech, czując spełnienie. W momencie naciśnięcia na spust, na kilka minut przed i kilka minut po — nie potrafił myśleć o niczym innym jak o dobrze wykonanym zadaniu. Był z siebie dumny. Na tyle dumny, by nie czuć absolutnie żądnych wyrzutów sumienia.

           Szybkim krokiem pokonał hol wejściowy The May Fair Hotel. Kiedy mijał recepcję, posłał znajomej kobiecie szarmancki uśmiech i salutując opuścił budynek. Nie czując już w sobie ani odrobiny strachu, skierował się do swego Harley'a. Siadając na maszynie, wsunął kask na głowę i odjechał ze zwyczajowym dla siebie, piskiem opon.

*

       Myślami wciąż powracała do dnia, w którym poznała prawdziwe oblicze swego młodego sąsiada. Przypominając sobie o jego niebezpiecznej bliskości, jego głosie i słowach, drżała. To wcale nie było przyjemne. Postanowiła, że będzie go unikać. Na tyle, na ile się da, będzie unikać jego przeszywającego spojrzenia, dotyku, zapachu. O ile łatwo było sobie coś postanowić, podołać własnym zakazom, było jej o wiele trudniej.

        Stała pod prysznicem kolejne piętnaście minut. Pozwalała, by ciepłe krople wody opadały leniwie na jej nagie ciało, podczas gdy jej myśli krążyły wokół jej własnego, słodkiego zakazanego owocu. Oparła się plecami o chłodne płytki. Odchyliła głowę i westchnęła ze zrezygnowania.

        Zmrużyła oczy i właśnie w tamtym momencie, tuż przed nią pojawił się właściciel szaroniebieskiej pary oczu. Jego szarmancki, pewny siebie uśmiech. I tak nagle jej zmysły odmówiły posłuszeństwa. Dłonie bezwiednie znalazły się na filigranowym ciele dziewczyny. Przesuwając się po nim. Poczynając od piersi, poprzez brzuch i uda. Miała wrażenie, jak gdyby jej nozdrza atakował intensywny i specyficzny zapach jego perfum. Przygryzła wargę, czując jak na jej ciało wstępuje nieśmiało gęsia skórka. Koniuszkiem palca przejechała po podbrzuszu, widząc jego obraz. Bezwiednie przygryzała wargę, poddając się przyjemnemu uczuciu jakie dawały jej ciepłe krople wody. Krople, które tak nagle zaczęły w dziwny sposób działać na jej coraz bardziej rozgrzane ciało.

Perilous • bad tomlinson  ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora